Magazyn koscian.net
2006-10-18 08:35:12Kobieta pracująca
O blaskach i cieniach mijającej kadencji z burmistrz Czempinia Dorotą Lew rozmawia Paweł Sałacki
- Aby podsumować mijającą kadencje warto przypomnieć jej początki. Zyskała pani sławę jako wojująca radna śledcza i na tej fali stanęła pani do walki o urząd burmistrza. Co leżało u podstaw tej decyzji?
- To prawda, byłam wojującą radną, która ślepo nie przyjmowała podawanych przez zarząd gminy informacji. Wszystko sprawdzałam i uczyłam się. Chciałam, aby gmina zmieniła się. Marzył mi się urząd otwarty dla obywatela, i dostępny dla każdego burmistrz. Chciałam, aby polityka finansowa była jawna. Tego wszystkiego w Czempiniu nie było. Nawet jako radna miałam trudności z dotarciem do wiarygodnych informacji, to jakie szanse mieli na to inni mieszkańcy? Chciałam to zmienić. Zawód, który przez 18 lat wykonywałam, nauczył mnie służyć ludziom i chciałam robić to dalej, tym razem jako burmistrz.
- Ale gdy po wyborach siada się po drugiej stronie biurka okazuje się nagle, że nie wszystko jest takie proste jakby się chciało...
- Dowiedziałam się, że jest gorzej niż myślałam. Sytuacja finansowa była nieciekawa, a w szufladzie znalazłam niezapłacone rachunki i sporo zaległych spraw.
- I ręce opadły?
- O nie, ja się łatwo nie zniechęcam. Problemy raczej mobilizują mnie do pracy.
- Ale każdy nowy burmistrz musi zweryfikować swoje plany, gdy poznaje nieznane mu wcześniej ograniczenia. Każdy dostaje po poprzednikach jakiś spadek.
- Trzeba chłodno podejść do problemów i ocenić je merytorycznie. Najpierw trzeba wszystko uporządkować, a gdy się to uda można powrócić do planów z kampanii wyborczej.
- Układanie wszystkiego po swojej myśli zaczyna się najczęściej od krytyki poprzedników. Pani oponenci uważają, że wytykaniem błędów zajmowała się pani przez co najmniej połowę kadencji.
- To są slogany. Kadencję trzeba było zacząć od wnikliwej oceny poprzedników, aby każdy mógł zobaczyć w jakim stanie gminę przejmuję. A jeśli natrafiałam na błędy, to jest oczywiste, że o nich głośno mówiłam.
- I jaki był bilans otwarcia?
- Nieciekawy. Zaczynałam od kryzysu finansowego. Okazało się, że poprzednik zostawił do uregulowania faktury za prace z roku 2000 i 2001. Trzeba było znaleźć 600 tysięcy za budowę kanalizacji i 100 tysięcy za wylane fundamenty pod pierwszy segment gimnazjum. Tyle, że w kasie nie było pieniędzy. Trzeba było pożyczyć 600 tysięcy zł i to nie na nowe inwestycje, ale na bieżące wydatki gminy. Wprowadziłam rygor finansowy. Liczyliśmy każdy grosz. Na najdrobniejszy zakup w urzędzie trzeba było mojej zgody i akceptacji skarbnika. Ale warto było. Owocem tego oszczędzania było sklasyfikowanie przez dziennik ,,Rzeczpospolita’’ gminy Czempiń na 89 miejscu w Polsce. Według tego rankingu mamy dobrze uporządkowane finanse. Po czterech latach wszystko jest przejrzyste i poukładane. Mamy też mniejsze zadłużenie.
- Co nie zmienia smutnego faktu, że zarządzała pani najbiedniejszą gminą w powiecie.
- To wynik dwóch faktów. Po pierwsze jesteśmy gminą rolniczą, a rolnikom nie powodzi się najlepiej. Po drugie gmina Czempiń w PRL-u była skazana na zagładę. Miała zamienić się w wielką kopalnię węgla, więc nie inwestowano tu ani w szkoły, ani w drogi. Mamy do nadrobienia dwa razy więcej niż nasi sąsiedzi. Zamożność obywateli też jest niewielka. Pod skrzydłami opieki społecznej jest blisko tysiąc rodzin. Jeśli pomnożymy to przez średnią liczbę członków rodziny, to mamy prawie 4 tysiące osób wspomaganych przez OPS. To prawie jedna trzecia mieszkańców.
- Dowodem biedy było zmaganie się przez całą kadencję z budową jednego budynku gimnazjum.
- Tak, ale pierwszy segment już jest. Moi przeciwnicy mówią, że wybudowaliśmy tylko jeden segment, ja mówię, że aż jeden. Dobrze, że poprzednicy zabrali się za jego budowę. Niedobrze, że zbyt wcześnie ogłosili przetarg, przez co nie mogliśmy ubiegać się o środki z Unii Europejskiej. Można było ogłosić przetarg na jeden etap, a nie na całość. Zrobiono inaczej i nie mogliby skorzystać z szansy jaką dało wejście Polski do Unii. Ale w kolejnej kadencji będzie można starać się o te pieniądze, bo aneksem do umowy z wykonawcą zmniejszyłam zakres prac, do poziomu jaki mogliśmy udźwignąć. Na kolejne etapy można będzie pisać wnioski na konkursy, które powinny być ogłoszone jesienią przyszłego roku.
- Opisując minione cztery lata nie da się powiedzieć, że pani współpraca z radą układała się dobrze...
- Każdy to widzi. Od początku nie byłam ulubieńcem większości radnych. Był nim ktoś inny. Część radnych nie uszanowała decyzji wyborców i nie zaakceptowała mnie jako burmistrza. Przymierzano się nawet do referendum argumentując, że nie może być tak, żeby gminą rządziła pielęgniarka. Może moje zwycięstwo uraziło męską dumę niektórych radnych? A może na braku współpracy zaważył fakt, że przed drugą turą wyborów cześć radnych publicznie poparła pana Dembnego? Nie wiem. Ja swoją misję wypełniłam najlepiej jak umiałam. Urząd jest otwarty dla każdego i nie ma żadnych tajemnic.
- Ale spór z radą kład się cieniem na wielu decyzjach. Można było odnieść wrażenie, że czasem robicie sobie na złość.
- Niestety, bywało i tak. Często brały górę jakieś osobiste urazy. Najpierw atakowano mnie za to że jestem w SLD, a kiedy wystąpiłam z partii, to już nawet nie wiem dlaczego.
Zna pan jakąś gminę w Polsce, w której rada nie zaprasza burmistrza na posiedzenia komisji? A tu, poza nielicznymi wyjątkami, tak jest. Brzydką modą stały się wspólne posiedzenie komisji będące taką minisesją bez udziału burmistrza. Pytania, które należało zadać na posiedzeniu komisji zadawano dopiero na sesji, a to utrudniało przygotowanie rzetelnej i wyczerpującej odpowiedzi. Oby przyszła rada i przyszły burmistrz nie mieli takich kłopotów.
- Czyli kolejny burmistrz musi mieć większość w radzie?
- Niekoniecznie. Radni mogą być z różnych ugrupowań, ale jeśli ich celem nadrzędnym będzie rozwiązywanie problemów mieszkańców, to znajdą porozumienie z każdym burmistrzem i spierając się o szczegóły wypracują dobre dla mieszkańców rozwiązania.
- Krytykowała pani niektóre decyzje poprzedników, ale ich pomysł o przystąpieniu gminy do spółki Aquanet uważa pani za słuszny.
- Generalnie tak. Jako radni dowiedzieliśmy się z gazety o przetargu na opracowanie koncepcji wodociągowania i kanalizowania gminy. Gdyby ówczesny zarząd zaprezentował to jasno, to nie byłoby wokół tego burzy i sprawa potoczyłaby się inaczej. Gdy jako burmistrz poznałam finanse gminy uznałam, że trzeba powrócić do sprawy Aquanetu. Gminy, które tej spółce powierzyły gospodarkę wodno-ściekową nie martwią się już o nią i mogą przeznaczyć pieniądze na inne cele. Przypomnę, że ta spółka miała przejąć spłatę części naszego kredytu zaciągniętego na budowę kanalizacji. Ale radni zadecydowali, niestety, inaczej.
- Jaką gminę pani pozostawi następcy?
- Ustabilizowaną finansowo i gotową do ubiegania się o pieniądze z nowego budżetu Unii. Następca będzie miał wszystko poukładane i żaden dziwny rachunek z szuflady mu nie wyleci. Wysoka pozycja gminy w rankingu ,,Rzeczpospolitej’’ zwiększa naszą konkurencyjność w wyścigu po pieniądze z Unii i wierzę, że Czempiń się ich doczeka.
Opracowałam wstępne założenia do strategii rozwoju gminy na kolejne lata i jeśli pozostanę burmistrzem to doprowadzę do jej uchwalenia, a jeśli przegram całą dokumentację przekażę następcy.
- Wnioski o dotacje można pisać na wszystko, ale na czymś trzeba będzie się skupić.
- Priorytetem jest kontynuacja budowy gimnazjum. Jeszcze w tym roku wybudujemy pierwsze boisko, a drugie powstanie w przyszłym roku. Do projektu budżetu na rok 2007 wpiszę półtora miliona złotych na budowę sali sportowo-widowiskowej. Kolejnym priorytetem są drogi i kanalizacja.
- Co uważa pani za największą porażkę burmistrz Lew?
- Nie udało mi się zjednać radnych i przekonać ich, że objęłam stanowisko po to, aby służyć ludziom. Rada to piętnaście charakterów, piętnaście poglądów. Szkoda, że tyle energii straciliśmy na drugorzędne spory. I to moja jedyna wielka porażka.
- Czyżby?
- Jedyna wielka. Tych drobnych jest więcej. Ale to drobiazgi.
- A czym ustępujący burmistrz może się pochwalić?
- Największym sukcesem jest wzrost aktywności mieszkańców. Początkowo poprzez organizowanie imprez. Później poprzez zorganizowanie się zarządów osiedli i aktywizację sołectw. Swoją wizję uporządkowanej gminy zrealizowałam. Mamy przejrzyste finanse i dzięki temu możemy ubiegać się o pieniądze unijne. Te jeszcze niewidoczne dla mieszkańców starania docenili eksperci z ,,Rzeczpospolitej’’ i to cieszy. Ponadto pomimo mizerii finansowej udało się wybudować pierwszy segment gimnazjum. Wybudowaliśmy drogę do Tarnowa Nowego i do Jasienia. Z udziałem środków unijnych wybudowaliśmy też kanalizację w Srocku. Odnawiamy szkoły i przedszkole. Zwiększyliśmy aktywność Centrum Kultury i dostępność do urzędu. Jak na ubogą gminę to sporo. A następcy będzie już łatwiej i to też sukces.
- Stara się pani o reelekcję. Nie zmęczyła pani polityka?
- Zmęczenie? Jestem pracoholikiem, szybko regeneruje siły fizyczne i psychiczne. Od dziecka byłam przyzwyczajona do pracy i aktywności społecznej. Co prawda to były trudne cztery lata, ale gdy zostałam burmistrzem woda sodowa nie uderzyła mi do głowy. Jestem kobietą pracującą. Umiem piec, szyć, sama maluję mieszkanie, sprzątam posesję, pielęgnuje ogród. Obok burmistrzowania wychowywałam dzieci, skończyłam studia i wyremontowałam dom, który będę spłacać jeszcze kilkadziesiąt lat. Mam nadzieję dożyć późnej starości w Czempiniu. I mam nadzieję, że moje przyszłe wnuki nie będą musiały się wstydzić tego, co kiedyś babcia zrobiła dla gminy. Tylko tyle i aż tyle.
GK 42/2006