Magazyn koscian.net
2007-11-20 13:31:02Koniec chodnikowego bezprawia?
Rada Miejska Kościana wycofała się z prób wywłaszczenia właściciela z gruntu, na którym miasto bezprawnie zbudowało chodnik
- To oznacza kres kruczków prawnych kwestionujących święte prawo własności - stwierdził radny Teodor Kubacki. Spór miasta z właścicielem ziemi trwa blisko osiem lat. Od teraz ma być ,,godnie’’, ,,jak należy’’ i ,,jak człowiek z człowiekiem’’. - Chciałbym - stwierdza właściciel około sześćdziesięciu metrów miejskiego chodnika.
Właścicielem ziemi, na której ułożono chodnik jest Przemysław Trączyński, a chodnik ten to fragment duktu spacerowego tuż nad Kanałem Obry przy ulicy Marcinkowskiego. Ziemia do rodzimy Trączyńskich należy od lat sześćdziesiątych. Działkę, która sięga niemalże do lustra wody w Kanale Obry kupili rodzice Trączyńskiego. Dukt spacerowy już tam był.
- Nigdy nie stawialiśmy płotu na przejściu i nigdy stawiać go nie zamierzaliśmy, choć przyznaję, straszyłem miasto, że go ustawię. To był jednak jedyny argument, który mobilizował władze do przerwania bezczynności i przypominał, że problem dalej jest nierozwiązany- wyjaśnia Trączyński.
Nad ,,załatwieniem’’ problemu głowi się trzeci już burmistrz. Za czasów zarządu miasta kierowanego przez burmistrza Mirosława Woźniaka, miasto ułożyło chodnik, burmistrz Bartkowiak namówił radnych do wpisania prywatnego gruntu do rejestru dróg gminnych i próbował wywłaszczyć właściciela, a rozpoczęte za jego czasów postępowania administracyjne właśnie zakończyły się nie po myśli miasta, a procesy sądowe rozstrzygnąć mają się lada dzień.
- Gdy zobaczyłem robotników układających bez porozumienia ze mną, na mojej ziemi, chodnik natychmiast udałem się do Urzędu. Tam było wielkie zdziwienie. Okazuje się, zaczęto budowę bez sprawdzenia, czy to miejski grunt, a budowę rozpoczęto bez projektu i pozwolenia na budowę. Zaproponowałem burmistrzowi Woźniakowi podpisanie umowy bezpłatnego użyczenia gruntu miastu i na tym stanęło. Ale wyszła sprawa podatku od użyczenia. Za jakiś czas mógłbym wyglądać jak ten piekarz, o którym było głośno w prasie i telewizji, który w dobrej wierze rozdawał biednym chleb, a kary za nieodprowadzanie podatku od darowizny ,,zjadły” mu zakład. Miasto przekonywało, że z panią naczelnik skarbówki sprawę omówiono i nic takiego mi nie grozi, ale na klauzulę w umowie, że w razie czego zapłaci ten podatek, się nie zgodziło. Wpadłem w urzędniczą machinę i tak minęło osiem lat. W tym czasie role się odwróciły i to ja stałem się petentem urzędu. - opowiada pan Przemysław.
Bezowocne dyskusje z miastem toczyły się miesiącami. Nadzieje pokładane przez Trączyńskich w zmianie na fotelu burmistrza okazały się płonne. Do porozumienia nie doszło. Burmistrz Bartkowiak wystąpił do wojewody o wywłaszczenie właścicieli z ich terenu, a gdy okazało się to niemożliwe Rada Miejska Kościana, nie informując o tym właściciela części duktu, 15 grudnia 2005 roku uznała chodnik za drogę gminną.
- O tej drodze gminnej dowiedziałem się od wojewody. Napisałem do ówczesnego przewodniczącego Rady, Bronisława Frąckowiaka, że jestem właścicielem fragmentu tejże drogi i wezwałem Radę do wycofania uchwały. Ponieważ odpowiedzi w ustawowym terminie nie otrzymałem złożyłem skargę na uchwałę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjego, a ten zobowiązał Radę do ponownego rozpatrzenia moich argumentów. Rada jednak uznała, że na rozstrzyganie o racji jest za wcześnie - wyjaśnia Trączyński.
W sprawie wywłaszczenia Trączyńskiego z części nieruchomości, na której ułożono chodnik decydował nawet Naczelny Sąd Administracyjny w Warszawie. Burmistrz Bartkowiak nie przyjął bowiem do wiadomości decyzji wojewody, ministerstwa i Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, że wywłaszczyć Trączyńskiego nie można.
- I NSA w tym roku zamknęło sprawę. Koniec, kropka. Nie można mnie pozbawić praw do mojej ziemi - mówi Trączyński.
Spór z miastem i pisma do różnych instytucji zajmują w biurku pana Przemysława dwie pękate teczki.
- Miasto grało ze mną nie fair. Za moimi plecami podejmowano decyzje godzące w moje prawa. Burmistrz Bartkowiak w zależności od okoliczności, w jednym urzędzie tłumaczył się z braku pozwolenia na budowę chodnika tym, że chodnik nie jest drogą gminną, a jednocześnie celem wywłaszczenia mnie do wojewody słał wnioski argumentując, że od lat to jest droga gminna. Radnych wprowadzano w błąd. Jeśli tak postępuje się z innymi obywatelami, to to jest jakiś koszmar. Pewnie wielu będąc w takiej sytuacji dawno by się poddało, ale mnie to tak zbulwersowało, że zdecydowałem się walczyć. Dla zasad - mówi Trączyński.
Na ostatniej sesji Rady Miejskiej Kościana rajcy wykreślili dukt spacerowy z sieci dróg gminnych.
- Następnym etapem będzie, mam nadzieję, powrót do negocjacji z właścicielem gruntu - powiedział burmistrz Jurga.
Radny Bronisław Frąckowiak domagał się przedstawienia planu zakończenia sporu i wypominał burmistrzowi Michałowi Jurdze fakt, że od lat sprawa jest nie załatwiona.
- Myślę, że pan znajdzie chwilkę refleksji i sam zastanowi się, co zrobiono w ciągu ostatnich ośmiu lat - uciął burmistrz.
Po raz pierwszy na forum wypowiedział się nowy radny - Teodor Kubacki:
- Jestem przekonany, że to oznacza kres kruczków prawnych zmierzających do zakwestionowania świętego prawa własności. Myślę, że podejmując tę uchwałę doprowadzimy do tego, żeby nareszcie zamknąć tę sprawę godnie i jak należy. Jak człowiek z człowiekiem.
Radny Stefan Kaczmarek winnym uznał tego, który bezprawnie chodnik na czyjeś ziemi zbudował.
- Wyście tę decyzję podjęli - rzucił oskarżycielskim tonem Frąckowiak.
Zdaniem radnego Hellera początki sporu, a decyzja o wpisaniu prywatnego chodnika do sieci dróg gminnych, to dwie różne sprawy. Potem radni przyznawali się do błędu głosowania nad uchwałą z 2005 roku sankcjonującą na prywatnych chodniku drogę gminną (Heller), a między burmistrzem Jurgą i Frąckowiakiem posypały się uwagi o tym, kto rządził i kto jest winnym konfliktu. Uchwałę podjęto jednogłośnie. Rozmowy miasta z właścicielem terenu zostały wznowione. (Al)
47/2007
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Trudny temat; do tego jeszcze potrzebna refleksji