Magazyn koscian.net
2003-04-23 10:20:05Kościaniacy za granicą

Sześć milionów Polaków, czyli 40% ludności w wieku produkcyjnym, chciałoby wyjechać do pracy w innym kraju europejskim - wynika z sondażu opublikowanego w Brukseli.
53% Polaków myśli o wyjeździe do państw Unii Europejskiej, w tym 25% do Niemiec. 31% rodaków wyjechałoby z Europy, w większości do USA lub Kanady. Polskie służby emigracyjne rokują jednak, że do pracy wyjedzie z kraju tylko 2% osób w wieku produkcyjnym. W przeciwnym razie nagły odpływ wykwalifikowanych pracowników mógłby grozić krachem rodzimej gospodarki. Na razie przywolenie na wyjazd w celach zarobkowych mają w ramach umów międzypaństwowych pielęgniarki wysyłane do Skandynawii i pracownicy fizyczni zapraszani na winobranie do Hiszpanii.
Po Wielkiej Emigracji
Niepomierny w skali exodus na bliżej nieokreślony Zachód Polska ma już za sobą. Apogeum emigracji przeżywali Polacy w latach 80-tych, gdy przed czujnymi pogranicznikami umykał nie tylko przebrany za kobietę barejowski Tym. Proces opuszczania ojczyzny przez elitę intelektualną na szczęście został zahamowany. Coraz częściej zastanawiamy się, czy warto emigrować lub wyjeżdżać do pracy. Powodem wyjazdu z kraju nie zawsze jest gonitwa za przysłowiowym chlebem. Zdarzają się przypadki motywowane głosem serca lub ...dobrem nauki. Ziemia Kościańska zna takie historie.
Dla dobra nauki
Był rok 1988, gdy Roman Karol (nomen omen) Kościański z Kościana opuścił na stałe Polskę. Najpierw studiował w krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej, potem przeniósł się na Politechnikę Poznańską, gdzie robić począł doktorat. Po obronie uczelnia wysłała go na stypendium do Danii.
- Znał angielski perfekt. Pierwszy raz wyjechał na dziewięć miesięcy, drugi raz na siedem - wspomina jego matka, Marta Kościańska. - Ale w 1988 roku uczelnia nie chciała go wypuścić, więc mówił, że wyjeżdża na dwuletni staż naukowy. Z tego wyjazdu już nie wrócił.
Dziś geofizyk Roman Karol (rocznik ’52) jest cenionym w Danii fachowcem. Pełni obowiązki project managera. Pracuje na zlecenie ONZ w krajach Europy Środkowo-Wschodniej. Był już na Litwie, Łotwie i w Rosji. Miniony rok spędził w wypalonej wojną Jugosławii. Jest ponoć bardzo pracowity. Ma obywatelstwo polskie, ale do Polski już chyba nie wróci. Dług wdzięczności wobec ojczyzny spłacił tłumacząc na duński ,,Imperium’’ Kapuścińskiego. Książka doczekała się w Danii kilku wydań, była też czytana w odcinkach w radiu. Roman Kościański zajmuje się ponadto publicystyką uprawianą na łamach gazety ekologicznej.
- Odwiedzam syna dwa razy do roku: w czerwcu i na Boże Narodzenie. Czasem Karol przyjeżdża na gwiazdkę do Kościana. Zwiedziłam dzięki niemu całą Danię, byłam z nim w Szwecji. Karol ma piękny dom w Karlslunde, 20 kilometrów od Kopenhagi. Tam żyje się zupełnie inaczej. Inne powietrze, inne wszystko. Dużo kwiatów, zieleni, piękne drogi. Wracam stamtąd odmłodzona. Tak jakby mi lat ubyło. Wyjechałabym na stałe do syna, ale nie mam zdrowia. Poza tym starych drzew się nie przesadza - mówi matka.
Po pierwsze: praca
Dobra znajomość języka kraju przeznaczenia zawsze była zachętą do zakotwiczenia się poza granicami. Niektórym szybciej się szczęściło i szczęści: poznają w Polsce cudzoziemców i zawierają z nimi nie tylko papierowe małżeństwa. Droga do tak egzotycznego mariażu prowadzi wprost przez tranzytowe biura matrymonialne czy Internet. Drzwi do obcego kraju stoją wtedy otworem.
Ostatnimi czasy gwarancją znalezienia pracy za granicą jest nie tylko dobra znajomość języka, otwarta głowa i szczera chęć do pracy. Antidotum na przełamanie uprzedzeń w zatrudnianiu obcokrajowca jest znajomość uniwersalnego kodu, niwelującego bariery językowe i sytuującego się ponad wszelkomi podziałami. Jednym z nich jest muzyka, której przypisuje się miano balsamu łagodzącego obyczaje. Wyjeżdżający w świat muzycy mają duże szanse znaleźć pracę w swoim zawodzie. Nowa ojczyzna stawia jednak swoje warunki: trzeba dużo, dużo pracować. Nie bez kozery żywy jest wciąż frazes, który przez stulecia obrósł w przysłowie: ,,Bez pracy nie ma kołaczy’’. Tylko tą drogą dojść można wszędzie do prosperity i zawodowej satysfakcji.
Zewsząd trwoga
Jeszcze niedawno twierdzono, że do któregokolowiek kraju byśmy się nie udali, wszędzie widać wpływy amerykańskiego imperium i oznaki globalizacji. Po wrześniowym ataku terrorystycznym na Amerykę okazuje się, że świat jest bardziej niż mniej podzielony, i że przy afirmującej człowieka globalizacji cywilizacji czai się śmiercionośna globalizacja terroryzmu. Stąd tylko krok do konkluzji: Amerykę mamy u siebie. Macierz nieidealna, ale własna.
ELIZA SZYMANOWSKA
Gazeta Kościańska nr 162 z 20 marca 2002 roku
Zgłaszasz poniższy komentarz:
widziałem, widziałem w księgarni jakiegoś lidera ale w tych czasach za wiela talarów sobie życzą. A takie duńskie imperium kupiłbym chociażby tylko po to żeby sobie samopoczucie podnieść.