Magazyn koscian.net
21 maja 2011Kradzież w drodze z Anglii
Anna R. oglądała na straganie na Bazarze Śródmieście ładną bluzeczkę, gdy otrzymała sms-a, że właśnie przed sekundą wypłaciła z bankomatu 250 zł. Po chwili kolejny sms poinformował, że wypłaciła jeszcze pięćset. - To niemożliwe - pomyślała. - Przecież mnie tam nie ma. To prawda: nie było jej przy bankomacie. Ale była tam jej karta.
Ki czort? Momentalnie zapomniała o bluzeczce i kupionych przed kwadransem spodniach, z których tak bardzo się cieszyła. Sięgnęła do torebki. Dłoń omiotła przepastne wnętrze w poszukiwaniu znajomego, miłego w dotyku kształtu. Duży skórzany portfel zazwyczaj leżał sobie spokojnie w wewnętrznej kieszeni, ale teraz go tam nie było. Gdy usłyszała dźwięk kolejnego sms-a i przeczytała informację o kolejnej, na szczęście tym razem nieudanej próbie wypłaty pieniędzy z konta, już nie miała wątpliwości, co się stało. Została okradziona.
- W portfelu miałam karty bankomatowe z kilku banków, 400 zł i 50 euro, mnóstwo wizytówek i karteczek z przeróżnymi notatkami - mówi kobieta. - W tym kartkę z numerami PIN.
W takich chwilach trudno o spokój i zimną krew. Z jednej strony świadomość, że przed chwilą ktoś grzebał w twojej torebce i ukradł twoją własność, z drugiej strony sms-y z kolejnych banków informujące o kolejnych wypłatach. Anna R. nie miała chwili do stracenia.
- Zadzwoniłam najpierw do WBK, potem do innych banków i poszłam do PKO, żeby poinformować o utracie kart bankomatowych i zablokować dostęp do kont - mówi kobieta. - Zastrzegłam też dowód osobisty, bo zniknął razem z portfelem.
Bała się, że ktoś może się nim posłużyć. Przecież pełno jest informacji o kredytach i pożyczkach zaciąganych na lewe dokumenty lub podstawione osoby. Anna R. nie chciała stać się mimowolnym „słupem”.
To nie była sprawka amatora. Najwyraźniej Anna R. padła ofiarą dobrze wyszkolonego i, co gorsze, doświadczonego doliniarza. Tak w przestępczym slangu nazywani są kieszonkowcy. Sama kradzież portfela nie była wielką sztuką.
- Krótko przed godziną 10 kupowałam na jednym straganie spodnie i płaciłam za nie pieniędzmi z portfela - zeznała Anna R. - Schowałam go do torebki. Nie zauważyłam niczego podejrzanego, nie kojarzę nikogo, kto by się podejrzanie zachowywał. Nie wiem, kto to mógł zrobić.
O doświadczeniu kieszonkowca świadczy jego zachowanie po kradzieży. Nie tylko Anna R. zdawała sobie sprawę, że nie ma czasu do stracenia, jeśli chce ratować swoje pieniądze. Dokładnie tak samo myślał złodziej. Wiedział, że musi działać błyskawicznie, by kradzież mu się naprawdę opłaciła. I działał szybko. To widać, gdy przeanalizuje się wypłaty z bankomatów.
Portfel z torebki Anny R. zniknął około godziny 9.50, a już o 10.01 dokonano pierwszej wypłaty w bankomacie Raiffeisen Bank, o 10.02 złodziej był przy bankomacie BZ WBK, sześć minut później przy bankomacie PKO, a o 10.10 BGŻ zaliczając jeszcze po drodze bankomat GBW. Złodziej usiłował wypłacić 3300 zł., ale zdołał pobrać z kont bankowych Anny R. 1250 zł. Doliczyć do tego trzeba jeszcze 400 zł i 50 euro, które były w portfelu.
Portfel znalazł się tego samego dnia. Około godz. 16 zauważyła go sprzątająca teren bazaru kobieta. Leżał w koszu przy barze owinięty w reklamówkę. Anna R. odzyskała dokumenty, wizytówki i większość notatek, straciła karty, gotówkę no i kartkę z numerami PIN.
Kościańscy policjanci zabrali się do roboty najlepiej jak tylko było można. Po prostu przeanalizowali zdjęcia z kamer przy bankomatach. Widać na nich, że pieniądze wypłaca kobieta, ładna blondynka, w wieku około 35 lat. Potem policjanci przejrzeli albumy ze zdjęciami notowanych osób. Szukali kobiet notowanych za kradzieże kieszonkowe. I znaleźli: 40-letnią Ewę B., mieszkankę Ostrowca Świętokrzyskiego.
Podczas przesłuchania Ewa B. nie wypierała się i od razu przyznała do kradzieży portfela w Kościanie i wypłaty pieniędzy z bankomatów. Ba, od razu podczas przesłuchania oddała na ręce policji skradzione pieniądze: dokładnie 1650 zł i 50 euro.
- Wracaliśmy wtedy z mężem samochodem z Anglii - tłumaczyła. - Jestem chora i potrzebowałam pieniędzy na leki. Zatrzymaliśmy się w Kościanie, zobaczyłam bazar i poszłam tam. Przy straganie stała kobieta zajęta oglądaniem towaru. Na ramieniu miała otwartą torebkę. Po prostu włożyłam rękę i wyjęłam portfel.
W pobliskim barze błyskawicznie przejrzała zawartość. Zabrała karty bankomatowe i karteczkę z czterocyfrowymi numerami:
- Domyśliłam się, że to numery PIN - zeznała. - Przy niektórych były literki: V i M. To pewnie od kart Visa i Maestro.
Portfel zawinęła w reklamówkę i wyrzuciła do kosza, potem wyruszyła w rajd po bankomatach.
- W pierwszym wpisałam na chybił trafił PIN z kartki i trafiłam, bankomat wypłacił pieniądze - zeznała Ewa B. - W następnych nie było już tak dobrze. Jeden połknął mi kartę, w innych były odmowy wypłaty.
Na to, by pokombinować i dopasować numery z kartki do kart Ewa B. nie miała czasu. Na szczęście dla Anny R. Kilkanaście minut po godzinie 10 wyjeżdżali już z Kościana. Karty wyrzuciła po drodze.
Ewa B. chciała dobrowolnie poddać się karze. Tłumacząc się ciężką chorobą wnioskowała, by sąd skazał ją jedynie na karę grzywny. Ale Sąd Rejonowy w Kościanie nie zgodził się na to. Skazał ją na rok więzienia w zawieszeniu na 4 lata. Wyrok nie jest prawomocny. (kan)
Personalia poszkodowanej kobiety zostały zmienione
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Qwa, zalosne... co to za kara jak de facto nie ma kary, bo rok wiezienia jest w zawieszeniu ?! Za jakis czas zrobi to samo, ale tym razem lepiej sie do tego przygotuje...