Magazyn koscian.net
2003-10-21 15:29:29Krzyż nie będzie ci już potrzebny
W niedzielę tuż po szóstej rano kilkunastu młodych ludzi wtargnęło do Niedźwiedzia w Dębcu Nowym i zaczęło bójkę. - Przewrócili mnie i zaczęli mnie kopać i okładać kijami do bilarda - opowiada Mieczysław.
Jest w szpitalu. Ma złamane żebro i obrażenia wewnętrzne. - Najgorsze, że nie wiadomo dlaczego bili - mówi Iwona Kaczmarek, właścicielka lokalu.
Iwona Kaczmarek prowadzi lokal od sześciu lat. Jej zdaniem agresja wśród młodzieży narasta z roku na rok. Prowadząc lokal pani Iwona i jej pracownicy nauczyli się z nią sobie radzić. Niedzielne zdarzenie jednak wytrąciło wszystkich z równowagi.
- Przyjechali tu chyba tylko po to, by wszcząć bójkę. Mieli dzikość w oczach. Byli pobudzeni - mówi właścicielka.
Przyjechali z dyskoteki w Kościanie, gdzie trzy godziny wcześniej doszło do bójki z użyciem noża. Było tuż po godzinie szóstej. Dyskotekę już zamknięto. W czynnym 24 godziny na dobę Niedźwiedziu pracę zaczęła poranna zmiana. W sobotę o godzinie 3.30 wyszli stamtąd ostatni goście zamkniętej, nauczycielskiej imprezy. O szóstej w lokalu było czterech gości. Jedna z pracownic sprzątała, na zewnątrz poranne porządki robił 60-letni mężczyzna. Podjechały: maluch, opel, uno. Wysiadło z nich kilkanaście osób.
- Śmiali się i pogardliwe wyrażali o panu, który akurat sprzątał na zewnątrz. Byli wulgarni - opowiada Iwona Kaczmarek. - Weszli do lokalu i od razu zaczęli zaczepiać panią, która sprzątała. Ktoś ją popchnął, ktoś podszedł do baru a następnie wszedł na drugą salę. Cały czas czynili głupie uwagi. Ubliżali, śmiali się. Zachowywali się, jakby przyjechali tutaj tylko na rozbój.
Pan Mieczysław, przyjaciel właścicielki Niedźwiedzia spał w domu obok.
- Przybiegła jedna z pracownic zalana łzami. Założyłem dres i pobiegłem na salę, by opanować sytuację. Widząc tych najbardziej rozjuszonych ruszyłem w ich kierunku, i w połowie drogi już miałem na plecach czterech - opowiada.
- Kopali go leżącego na podłodze. Zaczęli rzucać kuflami w jedną z pracownic. Złamali trzy kije do bilarda. Próbowałam ich jakoś uspokoić, ale nic do nich nie docierało. Wreszcie krzyknęłam: Policja już jedzie! - mówi pani Iwona.
- Widać uznali, że jest już ostro. Tyle było przecież krwi...Na hasło: ,,Spier......’’ wszyscy ruszyli do wyjścia. Jeden kopnął mnie, przyłożył nogę na twarz i zerwał mi z szyi łańcuszek z platynowym krzyżykiem. Stwierdził - już ci to ch... nie będzie potrzebne - opowiada Mieczysław.
Co robili inni goście, nie wie. Leżąc na podłodze nie widział wiele więcej jak podeszwy butów. Kopali go po twarzy. Inni świadkowie twierdzą, że dziewczyny, które towarzyszyły dyskotekowiczom, w trakcie bójki wyszły na zewnątrz. Reszta biernie przyglądała się jatce. Tylko starszy pan pracujący w Niedźwiedziu ruszył na pomoc panu Mietkowi. Jego też przewrócono i po głowie bito kijami do bilarda. Jest na zwolnieniu lekarskim. Czeka na drugie prześwietlenie głowy.
- Cały czas, gdy leżałem na ziemi, myślałem, że zaraz ktoś przyjedzie mi pomóc. Gdy wyszli z lokalu, ja wyskoczyłem za nimi, aby zatrzymać któregoś. Dopadłem do ostatniego auta, sądziłem, że jest ich tam trzech, ale było sześciu. Znów nie miałem szans. Znów mnie skopali - opowiada pan Mieczysław.
Zdenerwowani pracownicy Niedźwiedzia nie mogli odnaleźć pilota wzywającego agencję ochrony. O tak sennej porze nikt nie spodziewał się kłopotów. Choć panu Mieczysławowi zdawało się, że bito go ponad pół godziny, trwało to ponoć około 10 minut. Gdy przyjechali ochroniarze i policjanci, napastników już nie było. Pracownice Niedźwiedzia spisały jednak numery rejestracyjne ich aut. Kilkadziesiąt minut później policja zatrzymała sześciu młodych ludzi w jednym z lokali w Kościanie. Zza weneckiego lustra świadkowie pobicia rozpoznali: Piotra M., Macieja K., Romualda Ł., Konrada S. i Dariusza K. Wszyscy są z Kościana. Szósty zatrzymany najprawdopodobniej był tylko biernym uczestnikiem zdarzeń.
- Ludzie, którzy u mnie pracują robią to z oddaniem i za to spotyka ich coś takiego. Obelgi, kpiny, przemoc. To mnie boli. Jak tak można? Tacy młodzi, a żadnego szacunku dla pracy i ludzi nie mają - mówi Iwona Kaczmarek.
- Dlaczego? Nie wiem. Padały tylko obelżywe słowa, ale dlaczego? Po co? Nikt nie mówił - wspomina pan Mieczysław.
Przyznali się policji do udziału w pobiciu. Nie mówili, dlaczego bili. Nie mówili też, czy żałują. Zostawiliśmy na policji informację, że chcemy z nimi porozmawiać, ale do zamknięcia numeru żaden z młodych ludzi się nie zgłosił. Kim są? Piotr ma 22 lata, skończył szkołę zawodową i pracuje jako kierowca. Maciej jest jego rówieśnikiem. Nie pracuje i nie uczy się. Romuald ma 24 lata i jak Maciej żadnego stałego zajęcia. Był już karany za pobicie i uszkodzenie ciała. Konrad ma 21 lat. Też nie pracuje. Był karany za kradzież. Najmłodszy - Darek, uczy się w technikum. Ma 17 lat. Wszyscy są kawalerami.
- Nie damy się. Nie damy się zastraszyć, ale oni na pewno już nie wejdą do lokalu. Mamy już podobną grupę z Kościana, która ma bezwzględny zakaz wstępu do Niedźwiedzia. Nie wolno tych osób obsługiwać. Od roku już do nas nie przyjeżdżają - wyjaśnia pan Mieczysław.
W niedzielę około godziny 8 zabrała go karetka pogotowia. Ma złamane żebro i obrażenia wewnętrzne, potłuczoną klatkę piersiową, sinobordowe ślady po razach koło oczu, strupy na policzku, obitą szczękę. Potrzebuje godziny na to, by wstać z łóżka. Dyskotekowiczom grozi kara do trzech lat pozbawienia wolności. (Al)
Byli pod wpływem?
Zdaniem świadków młodzi ludzie zachowywali się, jakby byli pod wpływem środków odurzających. Byli pobudzeni, agresywni i niezwykle silni. Policja jednak nie sprawdzała, czy byli naćpani. Robi to bardzo rzadko.
- Zgodnie z treścią art.74 Kodeksu Postępowania Karnego Policja może osobę podejrzaną poddać badaniom celem stwierdzenia, czy jest ona pod działaniem narkotyków tylko wówczas, gdy przeprowadzenie tych badań jest nieodzowne. W tym przypadku nie było wystarczających podstaw prawnych do przeprowadzenia takich badań. W wyniku podjętych natychmiast po otrzymaniu zgłoszenia czynności pościgowych zatrzymaliśmy pięciu sprawców pobicia. Wszyscy byli w stanie nietrzeźwości, nie posiadali narkotyków i nie ujawniliśmy żadnych dowodów wskazujących na ich użycie. Nadmieniam, że w obecnym stanie prawnym bycie pod wpływem narkotyków nie jest karalne - wyjaśnia Przemysław Mieloch, rzecznik prasowy kościańskiej policji.
Nieoficjalnie mówi się, że policji po prostu na takie badania nie stać. Są kosztowne i bardzo czasochłonne. Nieoficjalnie wiadomo, kto ćpał, a kto nie. Oficjalnie jednak problemu nie ma i nie ma dowodów na jego istnienie. (Al)