Magazyn koscian.net
2007-02-20 14:18:01Kto przy Obrze temu dobrze?
Byli burmistrzowie Jerzy B. i Mirosław W. nie tylko wiedzieli o oszustwach związanych z zastępczą służbą wojskową ale byli ich inicjatorami
Wynika to z pierwszych zeznań oskarżonych w procesie wokół Obry. - Piłkarze nie mieli być w pracy, mieli trenować i grać w piłkę – zeznał Janusz M.
Na pierwszym roboczym posiedzeniu Sądu Rejonowego w Gostyniu w sprawie największej afery Kościana ostatnich lat zeznawali: Janusz M. - szef zakładu gospodarki mieszkaniowej, Marek Sz. - były szef Miejskiego Zakładu Gospodarki Wodnej i Kanalizacyjnej w Kościanie, Ryszard N. - szef Zakładu Oczyszczania Miasta oraz dwóch piłkarzy: Sławomir G. i Tomasz P.
- Pan burmistrz B. powiedział, że spośród osób skierowanych do pracy kilku nie będzie pracować, bo mają zajęcia w klubie – zeznał Janusz M. Mówił też o otrzymanej z urzędu miejskiego liście osób, które mają odbywać zastępczą służbę. Miało na niej być około dwudziestu nazwisk.
- Nie wiem, czy wszyscy byli piłkarzami – mówił M.
Tylko około piętnastu – jak ocenił M. - świadczyło pracę. Reszta nie.
Były burmistrz Jerzy B. twierdzi, że o liście takiej nic nie wie.
Że piłkarze z założenia nie mieli pracować mówił też Marek Sz., były szef MZWiK. Twierdził, że zatrudnianie piłkarzy w ramach zastępczej służby stosowano już w pierwszej kadencji burmistrzowania Jerzego B. Burmistrz Mirosław W. poprosić miał Marka Sz. o zatrudnienie na takich samych zasadach, jak za czasów burmistrza Jerzego B. dwóch piłkarzy : Łukasza R. i Tomasza P. Obaj zostali zatrudnieni. Marek Sz. mówił wręcz o 100% pewności , że Tomasz P. w ogóle nie pracował. Żeby inni odbywający służbę nie wiedzieli o układzie z piłkarzem, wymyślono dla niego stanowisko inkasenta.
Ryszardowi N. ówczesnemu szefowi Miejskiego Zakładu Oczyszczania burmistrz Jerzy B. i dyrektor klubu Jerzy G. osoby do zatrudnienia w spółce wskazali na specjalnym spotkaniu na stadionie. Piłkarzowi Sławomirowi G. (zatrudnionemu oficjalnie do sprzątania stadionu) burmistrz określił nawet wysokość wynagrodzenia i to znacznie wyższą niż innych pracowników zakładu – 1700 zł. N. twierdził przed sądem, że wierzył iż piłkarz będzie normalnie pracował i nie wie, czy w istocie to robił, czy nie.
- Ja przyjechałem do Kościana, żeby grać, a nie sprzątać – mówił prosto z mostu Sławomir G.- Zaproponowano mi grę w Obrze. Miałem dogadać kwestię wynagrodzenia z zarządem klubu. W siedzibie klubu spotkałem się z zarządem. Był tam prezes Jerzy B., dyrektor Jerzy G. i był też kierownik. Targowaliśmy się trochę i ustaliliśmy, że dostanę tysiąc siedemset złotych netto. Dyrektor Jerzy G. powiedział mi, że dostanę etat w zakładzie i będę grał. Słyszałem o takich systemach. (...) Myślałem, że jest to zakład, który świadczy sponsoring dla klubu. Powiedziano mi, że będę miał opłacony ZUS i składkę zdrowotną i wszystko będzie legalnie. Miałem też umowę z klubem, z której wynikało, że będę otrzymywał tysiąc siedemset złotych. Taką umowę podpisał ze mną dyrektor klubu. Z dyrektorem klubu miałem ustalone, że nie będę pracował, tylko grał w piłkę.
- Teraz nie mam wątpliwości, że nie pracował – powiedział na to Ryszard N.
Piłkarz zeznał ponadto, że Jerzy G. przekonał go, że pytania policji o tę sprawę, to rutynowa kontrola i że ma kłamać, że pracował po kilka godzin dziennie, zbierał śmieci. Sławomirowi G. zdaje się, że do kłamstwa namawiał go też Ryszard N.
- Gdybym wiedział, że takie coś będzie, to nie poszedłbym do Obry Kościan. Czuję się oszukany – mówił piłkarz.
Ani Jerzy G. ani Ryszard N. nie pamiętają, by namawiali piłkarza do matactwa.
- To co powiedziałem, jest prawdą – zakończył Sławomir G.
Przed sądem w czwartek zeznawał jeszcze piłkarz Tomasz P., który mając już bilet do wojska poprosił o pomoc Jerzego G. Ten obiecać miał, że ,,popyta’’ i po spotkaniu z komisją w Kościanie oraz wizycie w WKU w Lesznie skierowano piłkarza do zastępczej służby wojskowej w MZWiK w Kościanie. Tomasz P. zapowiedział wówczas, że jeśli będzie miał chodzić do pracy, w klubie grać nie będzie. Z rozmowy z Jerzym G. wywnioskował, że pracować nie będzie musiał. I pracował tylko jeden raz i to w klubie.
- Przypominam sobie, że w którymś momencie zostałem razem z Łukaszem R. (też zatrudniony w MZWiK piłkarz- red.) oddelegowany do pracy polegającej na sprzątaniu szatni na stadionie. Zamiataliśmy i myliśmy podłogę. (...) Zgodziłem się na to sprzątanie, bo nie chciałem się z nikim kłócić – zeznał Tomasz P.
- Zdarzało się, że Łukasz K. pracował – zeznawał przed sądem Janusz M. szef ZGM. Zatrudniony przez M. na parkingu w ramach zastępczej służby wojskowej Łukasz K. przepracować mógł w czasie całej służby około dwóch tygodni. Sławomir G., zatrudniony w ZOM, nie przepracował ani jednego dnia.
Zeznania szefa spółki Zakład Oczyszczania Miasta pokazały jeszcze jedną patologię. Oto za zatrudnienie protegowanego miejska spółka mogła liczyć na zlecenia od miasta. Ryszard N. twierdził przed obliczem sądu, że władze miasta działały wówczas wręcz na szkodę swej spółki i zlecały prace konkurencyjnym podmiotom. Spółka była w fatalnej sytuacji finansowej, a jej dyrektor czuł się w staraniach o jej utrzymanie osamotniony. Przysługa zatrudnienia kogoś na życzenie włodarza traktowana była jako szansa na wkradnięcie się zakładu w łaski burmistrza. Nawet Rada Nadzorcza uznała, że zatrudnienie pracownika na życzenie burmistrza może być korzystne dla spółki.
- Mogliśmy oczekiwać od urzędu, że urząd będzie zlecał nam dodatkową pracę i w dwutysięcznym trzecim roku (w lipcu tego roku zatrudniono protegowanego burmistrza – red.) do takiej sytuacji doszło. Dostaliśmy do demontażu instalację ciepłowniczą i wypracowaliśmy w związku z tym zysk - zeznawał N.
W odpowiedzi na akt oskarżenia napisał wręcz, że przeciwnie do oskarżenia, które obwinia go o działanie na niekorzyść spółki, działał z myślą o jej zyskach. Działaniem na szkodę byłaby odmowa burmistrzowi. Ryszard N. obawiał się jeszcze większego ograniczenia zleceń dla pracowników. (Al)
GK 8/2007