Magazyn koscian.net
2004-05-18 13:12:38Kto przy Obrze temu ściek (II)
Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska potwierdza, że Rowem Sierakowskim pod Kościaniem płynie ciecz, która według starych polskich norm byłaby ściekiem, a dziś klasyfikowana jest jako piąta klasa czystości. Nawet mycie w niej rąk jest niebezpieczne dla zdrowia. Inspektorat już nie wyklucza, że mogła do tego przyłożyć się i miejska oczyszczalnia ścieków
Ruszyła maszyna
Przypomnijmy, larum wszczęło Towarzystwo Miłośników Ziemi Kościańskiej rozsyłając informację o ,,katastrofalnie złym stanie’’ wód do samorządów, leszczyńskiej delegatury Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Poznaniu i do ,,Gazety Kościańskiej’’ („GK” z 14 kwietnia 2004 strona 7). Jako winnych TMZK wskazało miejską oczyszczalnię ścieków w Kościanie, rolników, którzy zbyt blisko cieków wodnych lokalizują pryzmy obornika oraz tych, którzy niewłaściwie wykorzystują odpady z Lomanii. Doniesienia do WIOŚ-u złożyli też mieszkańcy Kościana. Wszczęto kontrolę. Władze Kościana natomiast zorganizowały konferencję prasową, która miała wykazać, że oczyszczalnia jest bez winy, a woda...
- Jest czysta - przyznał wówczas Zdzisław Witkowski, prezes TMZK (GK z 28 kwietnia 2004 ,,Kto przy Obrze temu ściek’’). W rowach dopływowych do kanału niestety była już mętna, a przy brzegach tworzyły się gęste kożuchy.
I ciągnie z mozołem...
Kilka dni temu po interwencji Stefana Kupki z Kościana objerzeliśmy Rów Sierakowski jakieś 300 metrów od miejsca, w którym łączy się z nim kościańska oczyszczalnia. Rowem płynęła cuchnąca, zawiesista ciecz. Smród był taki, że trudno go było znieść. Kilkadziesiąt centymetrów od brzegu stała tłusta, szlamowata maź. Przy gałęziach, które utworzyły naturalną zaporę zbierał się gęsty kożuch.
- O dzisiaj już to lepiej wygląda, bo dwa dni temu była ulewa. Więcej wody, szybszy nurt, to się to świństwo łatwiej wypłukuje - mówił Kupka. Jego zdaniem oczyszczalnia zanieczyszcza rów. Kupka jest myśliwym i już trzykrotnie ustrzelił sarny z wrzodami na płucach.
- Zawiozłem sarnę do weterynarza i on na moją prośbę sprawdził co to jest. Mówił, że to może być od wody właśnie. Bo co ma pić zwierzyna, jak kanałami płynie szambo? Ona nie ma wyboru. Musi pić, a nic innego, jak ten syf nie ma - obruszał się Kupka.
Zdaniem Kupki woda z oczyszczalni jest potrzebana.
- Powinna wrócić do natury, ale w przyzwoitej kondycji. Dlatego te rowy są takim zygzakiem prowadzone i trochę trzciną obrośnięte. To miało pomóc, ale na takie ilości ścieku nic nie pomoże. Przelało się. Jak ja byłem radnym, to narobiłem hałasu. Znalazło się sto tysięcy złotych i ten rów cały wyczyszczono. Glajdę zdjęto i wyczyszczono aż do gołej ziemi. I był spokój. Powiem pani był spokój, ale nawet nie pomyślałem, że można to w tak krótkim czasie tak zabrudzić - mówił Kupka.
Zawiesistej wody nabraliśmy do słoika. Po jego otwarciu w redakcji trzeba było wietrzyć długo gabinet. Trzy dni później daliśmy tę wodę do obejrzenia Włodzimierzowi Tylińskiemu, członkowi Krajowej Rady Ekologicznej ,,Środowisko i Rozwój’’.
- To, przede wszystkim, ktoś spuścił sobie z szamba. To przy jakimś większym gospodarstwie musi być. Jest tu też woda używana wcześniej do płukania maszyn. Widać plamy olejowe i czuję, że ta zawiesina jest po nawozach - ocenił.
Słoik stoi w redakcji i strach go otwierać.
- Ja tych ludzi, którzy to robią, nazywam normalnie przestępcami kryminalnymi - mówił Tyliński. - Zanieczyszcza, degraduje środowisko i się śmieje. Bardzo prosto jest sprawdzić kto to wylewa. Do rolnika wchodzę i żądam od niego dowodów wywozu szamba. Nie ma, to wiadomo, że on gdzieś zanieczyszcza. Potem jadę kilometr i z rowu cuchnie. Fekalia po rowach pływają. Z hodowli krów pod Gołębinem z obór spuszczono do rowów całą gnojowicę. Urząd z Czempinia się już tym zajmuje. To dosłownie trzeba by dzień i noc kontrolować, fotografować.
I biegu przyspiesza...
Weterynarz Zdzisław Witczak potwierdza, że badał wstępnie sarnę, u której na płucach żerowały pasożyty. Nie czuł się jednak na siłach, by wnioskować, gdzie sarna się nimi zainfekowała.
- Trzeba by oddać na badania do Wojewódzkiego Zakładu Higieny Weterynaryjnej w Poznaniu - powiedział. Przyznał też, że przyczyną może być zanieczyszczona woda. Nikt jednak, oprócz Kupki, nie zaobserował chorób wśród zwierząt. Z wrzodami na płucach nie spotkał się ani powiatowy lekarz weterynarii Tadeusz Grygier, ani nadleśniczy Stanisław Trendewicz. Nie zaobserwowali też oni żadnych niepokojącyh zachowań zwierząt z tego regionu.
I gna coraz prędzej...
Krzysztof Pika, były pracownik kościańskiej oczyszczalni ścieków twierdzi, że każdego roku na przełomie zimy i wiosny oczyszczalnia ma problemy z utrzymaniem jakości wody oczyszczonej. W zeszłym roku zachwianie procesu technologicznego oczyszczalni - jak twierdzi - trwało około miesiąca. Na zmianę płynęła do Rowu Sierakowskiego woda czysta i zmieszana z osadnikami, czyli tym, co udało się z niej wytrącić. W ciągu miesiąca do rowu mogło spłynąć około 30 tysięcy metrów sześciennych ścieku.
- Nie mam dowodów na to, że właśnie tak stało się w tym roku, bo teraz już tam nie pracuję, ale obserwuję rowy i kanał, i moim zdaniem jest to bardzo prawdopodone. Wydaje mi się, że oczyszczalnia miała i w tym roku problemy, ale to 1,5 miesiąca temu. Teraz wierzę, że wszystko tam jest jak należy - powiedział Pika.
Przed wizytacją pracownicy oczyszczalni zwykle szczotkują betonowy kanalik, którym woda płynie do Rowu, by nie było śladów po płynącym w trakcie awarii osadzie. Pika twierdzi, że sam uczestniczył w podobnych operacjach jeszcze w ubiegłym roku.
Inspektorzy ekologicznej policji (WIOŚ-u) znaleźli w Rowie Sierakowskim niewielkie ilości osadu.
- Jeśli rów dawno nie był czyszczony, może to być osad wytrącony z prawidłowo oczyszczonej wody. Ona przecież nie jest w stu procentach czysta - wyjaśnia Hanna Kończal, kierownik działu inspekcji leszczyńskiej delagatury WIOŚ.
Rów jednak w ubiegłym roku był wykoszony, a czyszczony dwa lata temu. WIOŚ nie wyklucza już, że i oczyszczalnia mogła zanieczyszczać. Potwierdza też jej niesprawność w gospodarce osadami (sugerowali to regionaliści). Czy osad może w tej formie być użytkowany w rolnictwie, wykażą badania w najbliższych dniach.
- Większość pracy oczyszczalni jest na jej plus, tylko jak się coś załamie, to wszystko co dobrego zrobiła, niszczy - uważa Pika.
- Potencjalnych sprawców złego stanu wody jest wielu. Rów Sierakowski zanieczyszczony jest już na wysokości Sierakowa i to głównie przez mieszkańców ich przydomowymi ściekami. Dopiero wybieramy się na kontrolę Szczodrowa, ale podejrzewamy, że i stąd zamiast do oczyszczalni, ścieki trafiają do rowu. Niewątpliwie przygotujemy wystąpienie do wójta. Dbałość o właściwą gospodarkę odpadami należy do zadań własnych gminy i to ona powinna dopilnować, by ścieki trafiały do oczyszczalni, a nie do kanalizacji burzowej i do rowów - wyjaśnia kierownik Kończal.
Za łamanie prawa przez gminę (nie upilnowała swoich mieszkańców) zapłacą wszyscy, nie tylko żyjąc obok śmierdzących ścieków, ale i płacąc za zanieczyszczanie. Na gminę za ,,korzystanie ze środowiska’’ zostanie nałożona opłata.
I kręci się, kręci się koło za kołem
Inspektorzy WIOŚ-u nie stwierdzili, by odpady Lomanii były wylewane bezpośrednio do rowu. Wylewano je jednak w miejscach, których nie obejmuje pozwolenie, a na wyrobisku, z którego odpad ściekał do glinianek wylano go za dużo i zanieczyszczono wodę w jednym ze zbiorników. Przy niskim stanie wód glinianka nie ma połączenia z Rowem Sierakowskim, ale podczas ulewy mogło dojść też do zanieczyszczenia wody w rowie. To jednak nie mogło doprawadzić jej do aż tak złego stanu.
Postępowanie trwa. WIOŚ jeszcze nie zakończył swego śledztwa.
To tak to to...
Tymczasem w Rowie stan wody z dnia na dzień się poprawia. Obfite ulewy pomagają wypłukać nieczystości. Podczas konferencji Zdzisław Witkowski musiał na mostku objaśniać, że tuż pod lustrem wody są kamienie, a w ubiegłym tygodniu było je już widać.
- Zbyt wiele czasu upłynęło, by udowodnić oczyszczalni cokolwiek - twierdzi Pika.
To nie udźwigną, taki to ciężar
Włodzimierz Tyliński planuje uruchomienie w Kościanie komórki Krajowej Rady Ekologicznej. Jej członkowie uzyskają upoważnienie do działań kontrolnych.
- Gdy ktoś nad tym czuwa, ludzie zaczynają się trochę bać - wyjaśnia Tyliński.
Spoczywać na laurach nie planuje też Zdzisław Witkowski.
- Chodzi o to, aby ci, którzy biorą rządowe, albo samorządowe pieniądze wreszcie zaczęli coś robić. Nagle okazuje się, że ta dziura, którą oglądaliśmy podczas konferencji jest nielegalną budową wodną. I tego nikt z urzędników przez parę lat nie widział? Ja to widzę co niedzielę. Gdzie ci ludzie są i co robią? - pyta prezes TMZK.
- Raban trzeba robić zaraz jak zaobserwuje się zmianę jakości wody. I trzeba być konsekwentnym - mówi Pika.
- Będziemy działać - deklaruje Kupka.
ALICJA MUENZBERG
GK nr 20/2004