Magazyn koscian.net
28 sierpnia 2013Leśna Pani i powstaniec (foto)
W święto Matki Boskiej Zielnej pod Sepnem mszę odprawiono na leśnej drodze. Na dębie wisi tam owiany legendą obrazek. - Jestem dziś bardzo wzruszony. Nigdy nie myślałem, że będzie nas tak wielu przy tak małym obrazku. On ma siłę! - bo przyszliście! – wołał ksiądz Stanisław Walenszczak, a echo niosło te słowa po pachnących sianem łąkach i po okolicznych lasach.
Mszę zaplanowano na piętnastą, ale mieszkańcy Sepna kręcili się tam od samego rana. Pracy było sporo. Dwa kilometry od wsi, w głąb lasu wożono ławki, polowy ołtarz, rozstawiano słupki, rozwijano taśmy. O czternastej wszystko było dopięte na ostatni guzik. Droga zamknięta, parkingowi kierowali pojazdy na dwa odgrodzone postoje - dla aut i osobny dla motocyklistów, gotowy ołtarz w słonecznikach na środku zamkniętej drogi, a w ławkach już spora grupa wiernych z bukiecikami.
Rozłożysty dąb rośnie na skraju lasu, przy drodze, za głębokim rowem. Obrazek wisi wysoko na drzewie, w drewnianej witrynce. Przedstawia Matkę Boską Częstochowską, ale tu, w okolicy nazywają ją Matką Boską Leśną Panią. Jest nieduży, spłowiały, a jego pokruszone boki zasłonięto zgrabnie umarszczoną wstążką.
- Ta msza to pomysł, który narodził się podczas kolędy – wyjaśnia Agnieszka Spyrka z Sepna, jedna z organizatorek święta w lesie. - Wuj Jurek Jóźwiak wtedy zaproponował a proboszcz był na tak. Wiosną spotkaliśmy się: I co, robimy? Jasne, że robimy! Potem wybraliśmy dzisiejszą datę - piętnasty sierpnia, w Matki Boskiej Zielnej i proszę sobie wyobrazić, podczas oględzin obrazka – z lupą - znaleźliśmy na nim pieczątkę i datę – piętnasty sierpnia tysiąc dziewięćset trzydziestego dziewiątego roku. To data wydania obrazka. I tu kolejna ciekawostka – przez Warszawską Kurię Metropolitarną. Skąd tu obrazek z Warszawy, nie wiemy. Wiadomo tylko, że to nie jest pierwszy obrazek w tym miejscu.
Rów przy dębie jest głęboki, pięknie wykoszony. Stoi w nim woda. Kilkanaście lat temu dwaj panowie z Sepna ofiarnie zbudowali nad rowem przejście, by nie trzeba było pod dąb przez wodę skakać z kwiatami. To, czego potrzebowali wozili ze wsi taczkami. Dwa tygodnie temu mostek wyłożono kostką darowaną przez proboszcza. Odnowiono też ostatnio kapliczkę - witrynkę w której schowany jest obrazek. Wota wiszące dotąd wprost na pniu drzewa, przełożono na specjalnie skleconą tablicę. Wiszą tam obrazki, krzyżyki, szkaplerze, różańce i znaczek z tegorocznej pielgrzymki na Jasną Górę.
- Co tu przyjadę, więcej tego – mówi spokojnie pani Irena z Kościana. Bywa tu od czasów gdy miała sześć lat. Przywiózł ją wtedy tato. Wozem – Pamiętam ten dzień... Wiszą tu i moje wota... W Licheniu byłam kilkanaście razy, ale wolę tu. Tam tylko przepych i złote ramki z fundatorami, a tu cisza, spokój, las, Maryja i ja. Można w spokoju się pomodlić... To cudowne miejsce.
Ludzi na łące przybywa. Idą pieszo całymi rodzinami, przyjeżdżają rowerami, samochodami. Traktor z przyczepą i siedzeniami kursuje co rusz do Sepna i przywozi tych, co ani dojść, ani dojechać sami nie mogą. Przyjechały też dwie bryczki. Ktoś na quadzie, ktoś na motocyklu.
- Gdzie ja nie byłam – wzdycha Spyrka. - W starostwie, w muzeum, w bibliotece, w urzędzie miasta... Chcemy wiedzieć więcej o tym miejscu, ale nigdzie nie trafiam na żadną wzmiankę. Może w Kurii byłyby jakieś notatki, czy to naszej, czy tej Warszawskiej. W Księgach parafialnych nic ponoć nie znajdziemy, bo te spaliły się w czasie pożaru kościoła. Ci, co coś pamiętali, nie żyją, a tego co ludzie opowiadają, nie ma gdzie potwierdzić...
- Oj, nie prowadziliśmy tego, jak należy. Nikogo tu już nie ma, by mógł opowiedzieć – wzdycha pan Franciszek, ale ludzie jednak opowiadają. Pani Agnieszka zna wersję opowiadaną przez swoją mamę.
- Tu były bagna. Do dziś jest tu bardzo mokro... Mamie ktoś z Sepna opowiadał, że jemu dziadek opowiadał, a temu jego dziadek, że za czasów gdy on z kolei był małym chłopcem szedł tędy do domu żołnierz i zaczął się tu topić. Powstaniec listopadowy. Prosił o pomoc Matkę Bożą. Ukazała mu się – mówią jedni, inni - że to była jakaś świetlista postać. Cokolwiek to było, wyprowadziło go z bagien. Na pamiątkę tego zdarzenia rodzina żołnierza powiesiła na drzewie obraz – wyjaśnia pani Agnieszka.
Pani Irenie tata opowiadał, że żołnierz ten miał siedmioro małych dzieci. Że gdy wpadł w bagno, był w drodze do domu i modlił się, by mu Matka Boska pomogła z topieli się wydostać dla tych dziatek maleńkich. Pomogła.
- Od dwudziestu lat tu przyjeżdżam. Kiedyś myślałam, że tu po prostu jakiś wypadek się zdarzył, ale potem mi pani w Kokorzynie opowiadała, że żołnierz, że z przepustki wracał, że topił się i Matka Boska go uratowała – wyjaśnia pani Krystyna z Kościana.
Ktoś twierdzi, że to było w czasie powstania styczniowego, ktoś, że w czasie I wojny światowej, ale najczęściej ludzie powołują się na rok 1830.
- Już w tysiąc pięćset którymś roku się tu coś ponoć stało – woła przez ramię pani Stanisławy mężczyzna i znika gdzieś w tłumie. Co? Nie wiadomo.
- Wiem tyle, że obraz tu zawsze był i teraz też jest – mówi Czesław Łuczka z Sepienka. Na mszę w lesie przybył w wojskowym mundurze. - Mam dziewięćdziesiąt lat! Daleko sięgam pamięcią! Wiem, że interesował się nim właściciel tego majątku, Władysław Kościelski, ale czego się dowiedział, tego już nie wiem...
Agnieszka Spyrka, słyszała, że rosyjscy żołnierze do obrazka strzelali. Ktoś doniósł o tym Niemcowi i ten, gdy nadarzyła się okazja, wszystkich ich potem rozstrzelał. To miało być w I wojnę, a w drugą do obrazka strzelali już Niemcy.
- Mój tato tu, na tej łące, w czasie okupacji siano zwoził – opowiada pani Irena - Na majątku pracował. Do tego Niemca, właściciela, goście przyjechali. Wszyscy pijani do obrazka strzelać zaczęli. Śmiali się i strzelali, ale żaden trafić nie mógł. W końcu ze śmiechem pojechali do domu, a mój tato długo jeszcze, co tu przejeżdżaliśmy, to ślady po kulach na dębie liczył.
W opowieści, którą Justyna Konieczna słyszała, któryś z Niemców raz trafił, szybę zbił, ale obrazek pozostał nietknięty. Czy tak było? Nie wiadomo. Witrynka czasów II wojny nie pamięta. Obrazek, ani też dąb – jak się zdaje – powstania pamiętać nie mogą. Obrazek jednak przyciąga.
Wszyscy zgadzają co do jednego, że to wyjątkowe miejsce.
- Cudowne. Wyjątkowe. To taka oaza spokoju. Co tydzień tu przyjadę, kwiaty przywiozę... pomodlę się. Cicho tu... – mówi Stanisław Wychowałek z Kościana. Pani Stanisława z Kokorzyna opowiada, że bywają tu młode pary, bo ślubne bukieciki tu często stoją i komunijne wiązanki z kwiatów. Ona sama z kwiatami jeszcze przez rów do dębu skakała.
Słońce świeci coraz mocniej. Jest 14.48. Ludzi ciągle przybywa. Są z Kokorzyna, z Sepienka, Szczodrowa, Sierakowa, Kiełczewa, Kościana... Na parkingu stoi już około stu aut. Rowery opierają się o przydrożne topole. Śpiewają ptaki, tną komary a dokładnie o 15.00 leśną ciszę przeszywa ryk trzydziestu ciężkich motorów. To motocykliści z Motoklubu Sokół w Bukówcu Górnym i Żurawie z Kościana. Ryk milknie, gdy maszyny stają na łące, a z jednej z największych zeskakuje proboszcz parafii w Konojedzie - ks. Stanisław Walenszczak.
- Przerosło mnie to wszystko... Jak pięknie to przygotowaliście – zawołał na powitanie.
Potem była msza, którą rozpoczęto uroczystym poświęceniem obrazka. Gdy Stanisław Wychowałek wieszał go na dębie, ponad trzydzieści motocykli zaryczało silnikami.
Ksiądz poświęcił bukieciki, a w kazaniu mówił o zawierzeniu Matce Bożej i szacunku do własnych matek.
- Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła – przywołał słowa z Ewangelii. Opowiadał o najsłynniejszych ikonach i o ogromnym ołtarzu Wita Stwosza, który mierzy 13 na 11 metrów. - To nic, że ta Maryja nie ma kilkunastu metrów. Liczy się sama matka (…) Nigdy nie myślałem, że będzie nas tak wielu przy tak małym obrazku. On ma siłę! - bo przyszliście! (…) Niech mówią co chcą - Bóg Jest! - zawołał na koniec i zaśpiewał: ,,O Maryjo, miej w opiece dzieci swe...'', czyli nas wszystkich! Amen!
Po łące i po lesie poniosły się oklaski. Klaskano potem jeszcze kilka razy. Dla tych, co do Maryjki w lesie od lat pielgrzymują, dla tych co mszę przygotowali, dla motocyklistów, dla Boga, za to że dał tak piękny dzień i dla proboszcza. Modlono się za tych, co do Leśnej Panny pielgrzymowali kiedyś i tych, co teraz tu bywają, i tych, co są tu po raz pierwszy, a potem zaczęto się rozchodzić. O 16.30 na łące niewiele zostało śladów po dopiero co zakończonej uroczystości.
- To było po prostu piękne. Nigdy bym się nie spodziewała... Piękne przeżycie... – uśmiechała się pani Honorata z Sierakowa a i inni wracali uśmiechnięci.
Mieszkańcy Sepna już planują przyszłoroczną uroczystość. Mają też nadzieję, że do 15 sierpnia 2014 roku uda się rozwikłać związane z tym miejscem zagadki. Może któryś z regionalistów znalazł gdzieś w starych dokumentach wzmianki o tym miejscu? Może wiedzą coś nasi czytelnicy? Jeśli tak - prosimy o kontakt.
- List! Dostałem list – mówi ksiądz Walenszcza. - Pani Włodarczykowa pisze w nim, że jej tę historię opowiadał nieżyjący już Ludwik Wojda z Sepna. Jemu, jak jej mówił, opowiadał o tym jego dziadek, że gdy tego dziadka dziadek był dzieckiem, przez bagna szła grupka żołnierzy na koniach i jeden z nich z koniem w bagno wpadł... (Al)
Fot. Alicja Muenzberg-Czubała
Zgłaszasz poniższy komentarz:
ciekawa historia , mam nadzieję że uda się poznać historię tego miejsca.