Magazyn koscian.net
05 marca 2013Leżak? To abstrakcja!
Lepiej biegać, niż stać w kolejce do kardiologa – uważa Halina Kokocińska z Kościana. Na poważnie zainteresowała się tym sportem przed pięćdziesiątką. Biega od czterech lat, a na swoim koncie zapisała już dwa maratony i trzy półmaratony. W ubiegłym roku wspólnie z „Gazetą Wyborczą” przekonywała, że na wyzwania nigdy nie jest za późno
Na przekór
Zawsze lubiła jeździć na rowerze. Krótkie wycieczki były formą spędzania wolnego czasu. Do ruchu motywował mąż, lubiący aktywność fizyczną. Bieganie przyszło spontanicznie. Pierwsze próby pojawiły się podczas spacerów.
-Początki nie były łatwe. Przebiegnięcie pięciuset metrów to był wyczyn. Stawiałam sobie cele – dobiec do wyznaczonego punktu, do drzewa... - mówi o początkach biegania Halina Kokocińska z Kościana. - To było rekreacyjne bieganie, dwa – trzy razy w tygodniu. Po pół roku ciągle było zmęczenie i zadyszka. Na początku cztery kilometry, to było dużo. Wyczynem było dla mnie obiegnięcie lasu w Kurzej Górze. Kondycja? Przyszła po trzech latach.
Już po kilku miesiącach biegania pani Halina natknęła się na akcję „Polska biega” organizowaną przez „Gazetę Wyborczą”. Ogólnopolski dziennik zbierał drużynę, która miała wystartować w maratonie.
- Niestety nie dostałam się. To było dla mnie wyzwanie. Stwierdziłam, że sama też mogę się przygotować do takiego biegu. Poszukałam planu treningowego i zaczęłam skrupulatnie go przestrzegać – wspomina mieszkanka Kościana. - Należę do tych osób, które słysząc, że nie dadzą rady, zaczynają coś udowadniać. Od razu postawiłam na maraton. To był 2010 rok w Poznaniu. Byłam stremowana. Wysoko postawiłam sobie poprzeczkę.
Zawody odbywały się we wrześniu. Przygotowania przypadły na okres lata. Wstawała o czwartej rano, żeby nie biegać w upale. Pierwszą „dwudziestkę” biegła w deszczu. Wówczas miała czas 2 godziny 20 minut. Teraz ten sam dystans pokonuje w 2 godziny.
Bieganie z głową
Pierwszy maraton przebiegła z czasem 4 godziny 47 minut.
- Nie był to szczyt osiągnięć, ale byłam zadowolona. Biec przez prawie pięć godzin, to był wyczyn – mówi o swoim pierwszym maratonie pani Halina.
Przed startem miała obawy, czy podoła. Uważa, że na takim dystansie wszystko może się zdarzyć. Utwierdzają ją w tym opinie bardziej doświadczonych biegaczy. W okresie przygotowań dopadł ją kryzys.
- Typowa ściana. Czytałam o tym. To były początki biegania na poważnie. Biegałam z mężem codziennie. Bardzo chciałam dotrzymać mu kroku i stanąć na wysokości zadania. Po prostu stanęłam na półmetku. Głowa chciała, a ciało nie dało rady – tłumaczy biegaczka. - Do domu doszłam, a nie dobiegłam. Zastanawiałam się, czy nie spotka mnie to podczas maratonu. Długo szukałam przyczyny. Może chodziło o odwodnienie organizmu.
Drugi sygnał ostrzegawczy pojawił się podczas pierwszego półmaratonu w Kościanie.
- Po maratonie w Poznaniu pomyślałam, co tam półmaraton. Bardzo dał mi się we znaki. Byłam bardziej zmęczona niż po biegu w Poznaniu – wyjaśnia pani Halina. - Zawsze staram się biegać z głową.
Obowiązkowe wyposażenie na maraton to żel węglowodanowy.
- Dwa takie żele „wciągnę” - śmieje się mieszkanka Kościana. - Podczas biegu trzeba też pić. Korzystam z tego na każdym punkcie żywieniowym.
Ja wam pokażę!
W ubiegłym roku ponownie natknęła się na akcję „Gazety Wyborczej”. Tym razem była to „Polska biega dla wnuków”. To babcie i dziadkowie mieli pokazać wnuczętom, że nigdy nie jest za późno na wyzwania. Udało się. Dzień po wysłaniu zgłoszenia, pani Halina została zakwalifikowana do drużyny. Znalazła się w doborowym towarzystwie Krystyny Mokrzyckiej (60 lat i ponad 30 maratonów) i Franciszka Pendolskiego (70 lat i 38 maratonów). Cała trójka przygotowywała się do maratonu pod okiem Wojciecha Staszewskiego, trenera lekkiej atletyki i drużyny „Polska biega dla wnuków”, reportera „Dużego Formatu”. Dwie babcie i dziadek wystartowali w 30. Hasco-Lek Wrocław Maraton.
Przed maratonem pani Halina sprawdziła swoje siły na krótszym dystansie. Wystartowała w biegu na 10 km w Nowym Tomyślu.
- Zwykle taki dystans pokonywałam w około godzinę, a tam miałam czas 50 minut i 45 sekund. Byłam pierwsza w swojej kategorii wiekowej – mówi uczestniczka dwóch maratonów. - Żeby przygotować się do maratonu nie trzeba biegać długich dystansów. Najważniejszy jest zróżnicowany trening. Wytrzymałość wyrabiają interwały i podbiegi. Nie jest łatwo. W okolicy Kościana z podbiegami jest problem. Trenowałam podczas wyjazdu w Alpy. Tam z kolei trudno było znaleźć płaski odcinek. To zaowocowało.
Po dwóch miesiącach intensywnych treningów, biegnąc dla wnuków, pani Halina o ponad pół godziny poprawiła swój rekord życiowy. Na mecie zameldowała się po 4 godzinach 14 minutach i 16 sekundach. W kategorii wiekowej 50+ zajęła czwarte miejsce.
- Udało się niesamowicie. Widać, że doświadczenie maratońskie, jakie mają dziadkowie i babcie, to kapitał nie do przecenienia. Próbowałem robić takie ostrożne założenia, ale wszyscy pobiegli znacznie lepiej, niż zakładałem - tak na łamach „Gazety Wyborczej” start całej drużyny ocenił trener Wojciech Staszewski. - Halinka poprawiła życiówkę o ponad pół godziny. Miała solidną podbudowę i do tego dołożyła ośmiotygodniowy cykl treningów, jaki jej zaplanowałem. Ze wszystkimi trochę biegłem na trasie. Zobaczyłem, że wszyscy są w stanie rozmawiać i są w dobrej formie. Halina cięła jak przecinak pod koniec. Zostawiłem ją na 40. kilometrze. Jej syn Szymon trochę zawalił sprawę, bo jakby w tłumie udało mu się zauważyć mamę, to podciągnąłby ją trochę i Franciszek, by jej nie przegonił. Poczekałem na Franciszka, który na 39. kilometrze był minutę za Haliną.
W ciągłym ruchu
Nie lubi biegać wśród ludzi. Często korzysta ze ścieżek rowerowych w okolicy Kościana. Zmienia trasy. Z doświadczenia wie, że monotonia nie sprzyja aktywności.
- Zimą jest taki okres, gdy zawieszam buty na kołku. Najdłuższa przerwa to miesiąc. Wracam do biegania, gdy tylko zaczyna wychodzić słońce, żeby nie wyjść z formy. Złapałam bakcyla. Jak długo nie biegnę, to mnie nosi – zdradza pani Halina.
Jeżeli nie biega, to jeździ rowerem. To dla niej odskocznia od codzienności.
- Nie wyobrażam sobie spędzania niedzieli na leżaku, czy na kanapie. To dla mnie abstrakcja – mówi miłośniczka aktywnego spędzania czasu.
W jej ślady poszła już córka. Syn obiecał, że zacznie biegać wiosną. Znajomi na razie gratulują udziału w zawodach. Byli w gronie kibiców podczas trzech kościańskich półmaratonów, w których pani Halina brała udział.
- Coraz więcej ludzi biega. Cztery lata temu spotykałam głównie mężczyzn. Teraz widuję też kobiety. Zaczynają dbać o siebie. Lepiej pobiegać niż stać w kolejce do kardiologa – twierdzi mieszkanka Kościana. - Wysiłek daje radość. Wyzwalają się endorfiny. A na czwarte piętro można wejść bez zadyszki.
Pani Halina nie ma zamiaru poprzestać na dwóch maratonach. Już wyznaczała sobie kolejne cele. Niespełna 42 kilometry chce przebiec z czasem poniżej 4 godzin. Marzy o podium w swojej kategorii wiekowej przynajmniej w kościańskim półmaratonie. Nie będzie łatwo. Z roku na rok konkurencja jest większa.
- Jak się chce chce coś osiągnąć, to nie ma łatwego dystansu. 42 kilometry to duży wyczyn, ale przebiegnięcie 4 kilometrów w dobrym czasie też nie jest łatwe – ocenia biegaczka z Kościana. - Podczas maratonu we Wrocławiu czułam, że mam duży zapas sił. Gdyby nie strach, że przeforsuję, mogłabym być dwie minuty wcześniej na mecie. Nie umiem jeszcze przyspieszyć trzy – cztery kilometry przed metą. Myślę, że maraton poniżej czterech godzin jest w moim zasięgu. Jak się przyłożę, to się uda. (h)
Fot. Hanna Majchrzak / fotoimpres.pl
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Bardzo fajne podejście do treningu - powinien być zróżnicowany i po różnych trasach, tak, żeby nie nudził. Tu popieram koleżankę w całej rozciągłości :) Problemy z podbiegami w Kościanie - fakt, w Kościanie i najbliższej okolicy raczej siły biegowej na podbiegach w formie ciągłej się nie zrobi. Propozycja dla Haliny jest następująca: las pod Kotuszem, las pod Nietążkowem (Podśmigiel) oraz las między Śniatami a Siekowem. Trzeba dojechać samochodem, ale można tam zrobić takie trening SB, że jest to warte tych kilkunastu minut dojazdu.