Magazyn koscian.net
27 grudnia 2011Logika i fantazja
Trzeba być do końca czujnym. Sytuacja na szachownicy może odwrócić się w każdej chwili. Jeden błąd w ostatniej sekundzie może drogo kosztować, zaprzepaścić cały dotychczasowy wysiłek – opowiada szachista Władysław Piaskowski, były prezes Klubu Szachowego Tęcza w Kościanie, autor monografii i płyty CD o klubie szachowym Tęcza.
- Nie jest Pan rodowitym kościaniakiem. Z tym miastem związał Pan jednak swoje życie osobiste i zawodowe. Jak pan trafił do Kościana?
- Nie pochodzę z Kościana, jednak właśnie tutaj spędziłem większość życia i czuję się z tym miastem mocno związany. Urodziłem się w Bninie koło Kórnika. W Śremie ukończyłem Liceum im. gen. Józefa Wybickiego, zdałem maturę. Potem poszedłem na studia na Politechnice Szczecińskiej, wybrałem kierunek budownictwo lądowe. Jednak z powodu pogarszającego się zdrowia musiałem przerwać naukę. Przez jakiś czas pracowałem w Polanicy Zdroju. Wtedy myślałem o studiowaniu geologii. Los jednak wybrał inaczej, zamieszkałem w Kościanie, a moje życie zawodowe potoczyło się w zupełnie innym kierunku.
- Może to nie los, a świadoma i przemyślana decyzja szachisty?
- Właściwie to zdecydowaliśmy wspólnie z żoną. Początkowo myśleliśmy o Koninie, ostatecznie wybraliśmy Kościan. Na taki wybór miała wpływ moja praca zawodowa. Pracowałem w służbach kontroli finansowej w Lesznie, zajmowałem się akcyzą. Przepisom akcyzowym podlegał wówczas przemysł cukrowniczy, winiarski, spirytusowy. W mieście prężnie działały te gałęzie przemysłu. Tak więc trafiłem do Kościana, a w służbach finansowych – od referenta do naczelnika - przepracowałem 40 lat. W tym czasie ukończyłem Akademię Ekonomiczną w Poznaniu, uzyskując tytuł magistra ekonomii.
- Czy zainteresowania zawodowe wpłynęły na wybór pasji?
- Od zawsze interesowała mnie matematyka i przedmioty ścisłe. Również ekonomia, która daje szersze, bardziej kompletne spojrzenie na te dziedziny nauki. Pewnie stąd narodziła się moja pasja, jaką są szachy. Już w szkole podstawowej uwielbiałem grać. Trochę grało się w domu. To właśnie starszy brat wprowadził mnie w podstawowe tajniki szachowej wiedzy. Razem chodziliśmy do klubu szachowego w Śremie. W liceum na dobre złapałem „szachowego bakcyla”. W ramach naszego szkolnego klubu zaczęliśmy organizować mecze i turnieje przeciwko drużynie Śremu. Zdobyłem wtedy pierwsze doświadczenia organizatorskie, które mogłem pogłębić i rozwinąć działając w kościańskiej Tęczy.
- Od wielu lat gra pan w Tęczy w Kościanie, jako zawodnik, szkoleniowiec, a w latach 1996 - 2008 jej prezes. Jak pan trafił do klubu?
- Tym razem rzeczywiście zdecydował los. Był to rok bodajże 1985. Miałem pilną sprawę do załatwienia, z rozmówcą umówiłem się właśnie w klubie szachowym. Spytano mnie czy gram w szachy. Potwierdziłem. Zaproponowano mi mecz, który miałem rozegrać z jedną z lepszych zawodniczek klubu. Mecz okazał się dla mnie szczęśliwy…
- Wniósł pan wiele dobrego w działalność klubu. Myślę szczególnie o pracy z młodzieżą i juniorami.
- Szkolenia prowadziłem razem z Dariuszem Walenciakiem. On zajmował się drużyną seniorów, ja juniorów. Do wyróżniających się zawodników należeli niewątpliwie Katarzyna Tabaka, Paweł Homski i Wojciech Szymanowski. Jeśli chodzi o młodzież w Kościanie, to już wcześniej były tradycje i dobre zaplecze. A wszystko dzięki nauczycielowi Grzegorzowi Wierzbickiemu. Działał on prężnie w Szkole Podstawowej nr 6 (dzisiejsza „trójka”). W szkole funkcjonowała klasa o profilu szachowym, rozgrywano międzynarodowe turnieje. Do klubu trafiało wielu młodych i utalentowanych zawodników. Zawsze lubiłem pracę z młodzieżą. Jednocześnie wiedziałem, że trzeba pracować nie tylko z tymi, którzy zdobywają podium lub tymi z dużym potencjałem. Zawsze uważałem, że uwagę należy poświęcić każdemu zawodnikowi. Dla każdego sukces ma inny wymiar. Dla jednego zawodnika może być to zwycięstwo, czy też zdobycie kolejnej kategorii szachowej, dla drugiego wystarczy satysfakcja z udziału w turnieju. W szachach bardzo wiele zależy od pracy i zaangażowania. Im więcej się pracuje, tym większe prawdopodobieństwo, że osiągnie sukces.
- W życiu nie jest trochę jak u Dostojewskiego, że „człowiek jest jak szachista bardziej obchodzi go proces osiągania celu aniżeli cel sam w sobie”?
- Tak, to prawda, praca i wysiłek zmierzający do osiągnięcia są najważniejsze. Uważam, że jest także ważne, by realnie patrzeć na życie i obierać cele na miarę swoich możliwości. Tak w życiu, jak w szachach liczy się satysfakcja. Właśnie to starałem się przekazać młodym ludziom. Ale jeśli mnie pani zapyta czym dla mnie są szachy, to nie będę umiał udzielić jednoznacznej odpowiedzi.
- Pana sukcesem jest zapewne książka „Klub Szachowy Tęcza przy Kościańskiej Spółdzielni Mieszkaniowej w latach 1981 – 2005”, która ukazała się w 2009 roku. Co było inspiracją do jej napisania?
- Do napisania o sporcie szachowym na Ziemi Kościańskiej namówił mnie doktor Henryk Florkowski. Początkowo byłem dość oporny na namowy doktora, ponieważ zdawałem sobie sprawę z ogromu pracy i wysiłku, jaki będzie mnie czekał, obawiałem się, że nie sprostam wyzwaniu. Tym bardziej, że jak już wspominałem, najpewniej czułem się w przedmiotach ścisłych, a pisanie i przedmioty humanistyczne były moją piętą achillesową. Wciąż jednak w głowie kołatały mi słowa doktora Florkowskiego – „ocalić od zapomnienia”. Poza tym chciałem to zrobić; udokumentować porażki i sukcesy kościańskich szachistów, ich ciężką pracę i codzienny wysiłek. Myślę, iż na to zasługują, dlatego napisałem tę książkę. Nie było łatwo, ale trud się opłacił.
- A co sprawiło najwięcej problemów?
- Muszę przyznać, że początki były naprawdę ciężkie. Nieraz w trakcie pracy nad książką myślałem, aby wszystko rzucić i zrezygnować. Najwięcej trudności było ze zebraniem precyzyjnych informacji odnośnie poszczególnych terminów, dat, nazwisk. Często brakowało materiałów źródłowych, na których mógłbym się oprzeć. Zjeździłem około 900 kilometrów, żeby zebrać dane, byłem w Rawiczu, Miejskiej Górce, Wschowie i Lesznie. Przeprowadziłem setki rozmów z działaczami szachowymi, osobami prywatnymi. Wiele osób mi pomagało. Zastanawiałem się jak ugryźć temat, by był ciekawy i przystępny dla czytelnika. Tutaj niezastąpiony okazał się redaktor Jerzy Zielonka. Źródłem wiedzy, informacji i ogromnej pomocy był także pan Janusz Woda, były Prezes Polskiego Związku Szachowego oraz wieloletni prezes Wielkopolskiego Związku Szachowego.
- Monografia ukazała się jako publikacja Towarzystwa Miłośników Ziemi Kościańskiej. Na książce jednak pan nie poprzestał, jest i elektroniczna kontynuacja w postaci płyty CD.
- Płyta stanowi aneks do książki. Zbieranie materiałów, dokumentowanie i ich systematyzowanie zabrało mi kilka lat. Zdobyłem wiele informacji, których nie udało mi się umieścić w książce. Szkoda, aby zostały pominięte. To nie dawało mi spokoju. Po promocji, podczas jednego z wykładów TMZK rozmawiałem z prezesem Januszem Wodą. Zwrócił mi uwagę na fakt, że warto byłoby zachować także ciekawsze partie szachowe, rozegrane przez kościańskich zawodników. Wybrałem i opisałem mecze z całego okresu działalności, Tęczy; turnieje, partie klasyfikacyjne. Takie, które można uznać za sukces danego zawodnika. W przypadku płyty pojawiła się również możliwość opublikowania większości zdjęć. Zwłaszcza starszych, które ze względu na jakość nie nadawały się do druku.
- Kiedy płyta będzie gotowa?
- Już ją mam. Chciałbym, aby książka i CD stanowiły komplet. Planuję promować płytę przy okazji jednego z wykładów TMZK. Nie ustaliłem konkretnej daty. Byłem zajęty zbieraniem materiałów i dokumentowaniem informacji. Teraz będę miał więcej czasu, aby pomyśleć o promocji.
- Mimo wszystko zaryzykuję i zapytam, czym są dla Pana szachy?
- Zagadką. Wielką niewiadomą. Wymagają maksymalnego skupienia. Zawodnik na turnieju znajduje się stanie ogromnego napięcia emocjonalnego i intelektualnego. Trzeba być do końca czujnym. Sytuacja na szachownicy może odwrócić się w każdej chwili. Jeden błąd w ostatniej sekundzie może drogo kosztować, zaprzepaścić cały dotychczasowy wysiłek. Ale nawet arcymistrz może się pomylić, należy uważać i wykorzystać taką sytuację. W partii szachowej jest miliard możliwości i rozwiązań. Nigdy nie wiadomo, czy wygrają białe czy czarne pionki. Gra wymaga logicznego myślenia, ale konieczna jest wyobraźnia. Jest wiele możliwości wykazania inicjatywy i fantazji. Za to właśnie kocham szachy.
KATARZYNA ŻUREK (WK 9-11/2011)