Magazyn koscian.net
2005-10-19 09:32:53Ludzie z żelaza
- To wszystko da się uratować, tylko trzeba przetrzymać – mówi Wit Kreuschner, naczelnik kolejki
O przetrzymywaniu dużo wie, w końcu nie pracuje na kolejce od ponad roku. Kolejarze twierdzą za to, że wytrzymać już nie mogą. – Mnie jest łatwiej. Nie mam rodziny, a kiedy kończyłam szkołę, wiedziałam, że jak znajdę pracę, nie znaczy, że będę za nią dostawać pieniądze. Ale starsi? Wychowali się w czasach, gdy wszystko było na swoim miejscu i chcą ciągle w takich żyć – mówi Lidka Kreuschner. Prowadzi sekretariat kolejki, ale nie pracuje.
Kolejka upada po raz trzeci...
Śmiegielska Kolej Dojazdowa ma 105 lat i upadała już wielokrotnie. Może stąd Wit Kreuschner czerpie swój optymizm? W końcu sam pamięta dwa upadki, a jak by na to nie patrzeć, kolejka ciągle jest. W 1990 roku upadała przy nim po raz pierwszy. PKP zawiesiło ruch, zwolniło pracowników. Wtedy burmistrz I kadencji - Jerzy Cieśla – z teczką pełną dowodów, że kolejka w Śmiglu być musi, jechał z Witem aż do Warszawy, do dyrekcji generalnej PKP. Tam powiedzieli, że kolejka być może. Jeździła potem jeszcze 10 lat! Drugi upadek był ostatniego dnia września 2001 roku.
- Znów nas wszystkich zwolniono, ale mówiło się, że następnego dnia będziemy może jeździć. Nie jeździliśmy. Pół roku spędziliśmy na kuroniówce. Trzech kolegów PKP tu zostawiło, żeby pilnowali majątku, ale wandale i tak robili swoje. Kolejka stała – mówi smutno Kreuschner.
Pilnowali tylko do grudnia
- Potem zostawili wszystko i poszli do domów. Pojazdy zostawili na dworze, centralne zostawili... wszystko zamarzło. Na kuroniówce jeszcze byliśmy i ustaliliśmy grafik, żeby tego na zmianę tu pilnować. I się przychodziło w zimnie tu siedzieć, palić i żeby wszystkiego złomiarze nie rozdrapali. Potem za darmo przez miesiąc wprawialiśmy szyby, wymienialiśmy zniszczone części i tak dalej. Kopę roboty tu było... – mówi Waldemar Kozłowski.
Kolejkę w zarząd przejęła gmina, a w użytkowanie oddała Stowarzyszeniu Kolejowych Przewozów Lokalnych z Kalisza. Tak czwartego lutego, pamiętnego 2001 roku, pierwszy raz w powojennej Polsce prywatna kolej uruchomiła regularny ruch pasażerski.
- Od tego czwartego lutego, my tu są zatrudnieni – mówią kolejarze.
Tory prywatnej kolei były wąskie, ale perspektywy szerokie. Dziś euforię pionierów zastąpiły żale.
Miało być tak pięknie...
- Jak ktoś opiera plany zysków na dopłatach, to nie może być dobrze – ocenia Włodzimierz Żak. - Ile to mieliśmy na tych dopłatach do przewozów osobowych zarobić.... Wyliczali, że tak jak PKP dostaniemy tyle a tyle, i tu się będzie wszystko rozwijać. A tu jest guzik. Bo pieniądz, nawet jak przyznają, to nie dają. – złości się.
Kreuschner kwituje sprawę stwierdzeniem, że rzeczywistość jest brutalna. Bo jak inaczej? Pieniądze płyną jak przysłowiowa krew z nosa. W zeszłym roku w Urzędzie Marszałkowskim obiecywano, że od tego roku spłaty będą regularne. Może nie co kwartał – zastrzegali się urzędnicy - ale co pół roku to na pewno. Jest październik, a kolejka nie dostała ani grosza. Że pieniądze są przyznane, kolejarze dowiedzieli się dopiero na pikniku Klubu Przyjaciół Śmigielskiej Kolejki - 17 września. Miały być lada dzień. Nie ma ich do dziś. Sprawa dotacji utknęła na jakimś biurku.
- Jeżdżę tam co drugi dzień i naciskam. Już mi tam jeden urzędnik powiedział, że co ja się tak naprzykrzam, jak ja w ogóle stroną w sprawie nie jestem. Czyli mam nie wtykać nosa w nie swoje sprawy – obrusza się burmistrz Józef Cieśla, Wielki Koordynator Klubu Przyjaciół Śmiegielskiej Kolejki i prezes Stowarzyszenia Przyjaciół Śmigielskiej Kolejki. Zastrzega, żeby nic złego o urzędzie nie pisać, bo się jeszcze ktoś obrazi i na pieniądze kolejka będzie musiała poczekać do końca roku. – Mają podpisać w tym tygodniu – uspokaja w czwartek. W poniedziałek wpada do naszej redakcji jak gradowa kula i rozkładając ręce mówi – Ja już nie mam siły. Ja już nie wiem, do kogo mam iść. Znów byłem w województwie i dowiedziałem się, że umowy nie podpisali. Nie ma kto. Robią sobie zamiany stołków! No gdzie ja mam jeszcze iść prosić? Niech mi ktoś poradzi? Co ja mam tym ludziom na kolejce powiedzieć? Oni tam w Poznaniu im w oczy patrzeć nie muszą – mówi. Rady u nas nie znalazł, więc pojechał dalej.
- Żeby kolejka mogła funkcjonować, musi być ośmiu kolejarzy, a nas jest siedmiu. No i co tu gadać. Cuda się dzieją, bo kolejka jakoś jeździ – mówi gorzko Kreuschner.
Ano jeździ. Pierwszy kurs, do Wielichowa rusza o godz. 5.35, a ostatni (z Wielichowa) kończy się o 16.13. I wtedy – jak wszystko idzie dobrze - maszynista idzie do domu. Jak dobrze nie idzie, pracują do wieczora. Ale cudów na kolejce jest więcej. Łatają ją nie wiadomo czym. Na części ich nie stać, a ciągle naprawiają. Paliwo jest wyliczane co do kilometra, ale cudem jakoś zawsze starcza. W tym roku od czeskich kolejarzy wąskotorowych dostali podbijarkę do naprawy wąskich torów (na naprawę już ich tymczasem nie stać). We współpracy z Zakładem Gospodarki Komunalnej w Śmiglu przygotowali nawet nowe atrakcje dla turystów: otwarty wagon barowy i salonkę z czterema łóżkami.
- Jak nam jednego dnia nie szło, pompa się zepsuła i stanęliśmy na trasie, poszliśmy kupić totolotka... Obok był sklep. Aleśmy sobie wtedy planowali... Oj, pięknie by tu było. Jak byśmy tu wszystko naprawili.... Tory nowe, lokomotywa by ruszyła... – rozmarza się Mieczysław Łupicki. - A co? Pani by nie zainwestowała w kolejkę?
Niestety, nie wygrali.
Wielki pociąg do kolejki
,,Będąc świadomym swego pociągu do kolejki uroczyście ślubuję miłość i wierność śmigielskiej kolejce po wsze czasy’’ - przysięgał ówczesny wicepremier Marek Pol, ślubowały setki innych osób. Był rok 2003. Na ostatnim pikniku - 17 września bieżącego roku - kolejarzom nawet uśmiechać się już nie chciało. Był festyn, bigos i kiełbasa, orkiestra i listy gratulacyjne dla nich. A oni od trzech miesięcy nie dostali wypłaty.
- Była pani na imprezie? Słyszała pani? Miało być sześćdziesiąt pięć tysięcy! Gdzie to jest? - pyta Tomasz Kiciński. - Pani może to upiększyć, pani wie. To nie pierwszy reportaż. Wszyscy upiększają, wzruszają się, ratujmy kolejkę mówią, a my tu nie mamy za co żyć. Potem w gazetach i telewizji to pięknie wygląda.
Kozłowski dokładnie pamięta dzień, w których przyszedł pracować na kolejce po raz pierwszy.
- Drugi listopad osiemdziesiąt trzy. To był dzień taki jak ten. Słoneczny, mglisty... - wspomina lekko zamyślony. W tym samym roku zaczynał Włodzimierz Żak. Wtedy na kolejce pracowało około stu osób.
- Jak sobie człowiek pomyśli, jak tu było. Kontrola za kontrolą, brygady odpowiedzialne za to, czy tamto. Służba mechaniczna, służba ruchu... Ludzi tyle... - wspomina. - Teraz człowiek sam wszystko robi.
- Dla idei jeszcze wszyscy tutaj pracują - ocenia Kozłowski. Sam, nie chce zapeszać, ale planuje ucieczkę z kolejki. Jak dobrze pójdzie, to szybko. A jak się poprawi?
- Trudne pytanie... - zasępia się, ale zaraz dodaje, że w poprawę sytuacji już nie wierzy. Od kiedy nie wierzy? Od dwóch lat.
- Przywiązanie, nawyk, wspomnienia... Pół życia prawie tu... - tłumaczy.
- Żona zarabia więcej niż ja. Czy to nie wstyd? - mówi Łukasz Nowak.
- 720 złotych! Tyle dostaję na rękę - ogłasza Kiciński. - Ile to jest? Co za to można kupić? Na opłaty nie starcza. I co ja mówię, dostaję. Nie dostaję! To moja pensja od początku firmy. Cztery lata. Czy się chce? Jest praca. Tyle lat jak by pani pracowała, to jakiś sentyment jest - mówi, ale zaraz dodaje wojowniczo:
- Sentyment się kończy... Ile można? To ostatni miesiąc. Jak nie będzie spłaty, to do widzenia. Nie wiem gdzie, ale... Jak można tak... Muszę mieć na utrzymanie rodziny.
- Nie wiem, jak to się dzieje, że tu jeszcze jesteśmy. Na zdrowy rozum, powinniśmy byli dawno zwiać - stwierdza Żak.
Lidka Kreuschner twierdzi, że kolej jej nie wzrusza. Ojciec, to co innego, on żyje kolejką. Ona kolejarzem być nie chciała i nie chce, ale tata kolejarz, dziadek był kolejarz i brat ojca też kolejarz... W ,,gościnnym’’ pokoiku na stacji stoi plastikowa kolejka. To zabawka z jej dzieciństwa. Prezent od taty.
- Kolejarze, koledzy mojego ojca, dwa razy do roku spotykali się w naszym domu - wspomina naczelnik. - Pamiętam, kierownikiem kolejki był świętej pamięci Ignacy Borkiewicz. Któregoś wieczora powiedział: ja ciebie zrobię tu kierownikiem. Taka tam gadanina do małego chłopca, ale stało się... Może stąd taki uparty na tę kolejkę jestem?
A uparty jest bardzo. Pieniędzy nie ma, trzeba było okroić rozkład jazdy, sam nie pracuje i nie ma co obiecać pracownikom. Jest jednak przekonany, że warto walczyć i że się uda. W końcu SKPL planuje napędzać kolejkę biopaliwami. Stara się o dofinansowanie. To może być przyszłość. Trzeba tylko jej doczekać. Burmistrz Józef Cieśla szansę ratowania kolejki widzi tylko w uwłaszczeniu. A to może mieć miejsce na przełomie roku. - Tylko poczekać - mówi. Sprawa kolejki po raz pierwszy od lat stała się tematem debaty śmigielskich radnych. Na decyzje Rady też trzeba czekać.
- Jak długo? - pytają kolejarze?
ALICJA MUENZBERG
Na kolejce pracują też czasowo osoby delegowane przez Powiatowy Urząd Pracy. Pomagają.
GK nr 42/2005