Magazyn koscian.net
02 grudnia 2010Mecenas zrzucił togę (2)
Miał opinię człowieka, który wiele może. Tak o nim szeptano z celi do celi. Może dlatego, że miał w rodzinie sędziego, o czym niekiedy napomykał? W pierwszym odcinku, opisującym działalność byłego kościańskiego adwokata, oskarżonego o wyłudzanie honorariów od klientów, zrelacjonowaliśmy przypadek mieszkańca Leszna, który miał nieszczęście powierzyć swoją sprawę ubezpieczeniową Hipolitowi S.. A także, Józefa T., któremu mecenas obiecywał uniewinnienie, a potem zapewniał, że nie musi płacić grzywny, co skończyło się dla klienta zajęciem komorniczym
Ogółem prokurator, który odszukał niezadowolonych klientów mecenasa, postawił mu dziewięć zarzutów. Relacjonujemy je w kolejnych odcinkach serialu o byłym kościańskim adwokacie, który postanowił dobrowolnie poddać się karze i w marcu tego roku wysłał wszystkim pobrane niegdyś honoraria.
Jak się mieszka z księdzem
Świętej pamięci ksiądz Andrzej miał liczne rodzeństwo oraz tłum bratanków i bratanic, którzy karnie zgłosili się po spadek. W grudniu 2003 roku Sąd Rejonowy w Gostyniu uznał ich dziedziczne prawa, tymczasem nagle zgłosiła się pani Bożena z testamentem. Wyjawiła, że z księdzem Andrzejem łączyły ją bliskie kontakty od początku lat dziewięćdziesiątych. Gdy ten przeszedł na emeryturę, zamieszkali razem w Lesznie. Jednak w 2004 roku gostyński sąd, przed którym uprawomocniło się postępowanie spadkowe rodziny, nie uwzględnił jej roszczeń. W 2005 roku apelację kobiety oddalił Sąd Okręgowy. Wówczas w sprawę włączył się Hipolit S., jako jej pełnomocnik. Złożył skargę kasacyjną, ale Sąd Najwyższy odmówił jej przyjęcia.
Mecenas nie poinformował o tym klientki, ale wystąpił z wnioskiem o zobowiązanie ustawowych spadkobierców, by wydali pani Bożenie mieszkanie w Lesznie wraz z wyposażeniem. Wygrał sprawę przed poznańskim sądem w 2006 roku. Spadkobiercy księdza nie zaskarżyli tego orzeczenia. Ale jego brat wystąpił o zasądzenie od pani Bożeny kwoty 375 tysięcy złotych, tytułem tego, że zlikwidowała konto maklerskie księdza i przywłaszczyła jego samochód.
Skończyło się to tak, że sąd uznał, że kobieta mogła wziąć 150 tysięcy, które nieboszczyk zapisał jej w testamencie, ale 125 powinna oddać spadkobiercom.
Pani Bożena zapłaciła mecenasowi za prowadzenie jej spraw w sumie 90 tysięcy złotych. Dopiero w 2009 roku dowiedziała się w prokuraturze, że Hipolit S., który wcześniej chwalił się swoimi znajomościami w Sądzie Najwyższym, nie poinformował jej, iż ten w ogóle odmówił przyjęcia kasacji. Trzeba oddać mecenasowi, że gdy sprawa się wydała, oddał pani Bożenie 50 tysięcy. 17 marca 2010 roku dosłał jej jeszcze 40 tysięcy.
Jak uciekinier się ujawniał
W listopadzie 1999 roku, Jarosław J., konwojowany przez kościańskiego policjanta, postanowił salwować się ucieczką. Uderzył funkcjonariusza pięścią w twarz, kopnął go i zniknął. Ukrywał się aż do 2006 roku... Wówczas w areszcie w Śremie kolega spod celi doradził mu, by zwrócił się do adwokata Hipolita S., który „dużo może”. Jarosław J. zrobił to i nie rozczarował się. Mecenas zapewnił go, że dostanie nie więcej niż dwa lata, ale będzie to kosztować... Wziął 25 tysięcy złotych. Jednak potem Jarosław J. był coraz mniej zadowolony z mecenasa. Adwokat nie pilotował jego spraw. Tłumaczył się wyjazdami za granicę, chorobami... Zdenerwowany klient wypowiedział mu pełnomocnictwo. Hipolit S. zwrócił mu wtedy 23 tysiące.
Jarosław J. dostał łącznie 3 lata. 17 marca 2010 roku – jeszcze dwa tysiące od danego mecenasa.
Jak zawiódł szkolnego kolegę
W kwietniu Hipolit S. obiecał koledze ze szkolnej (kościańskiej) ławy, że wytoczy powództwo cywilne przeciwko ubezpieczycielowi, który nie chciał zapłacić za koszty kolizji. Obiecał, wziął od Piotra M. tysiąc złotych i... nic nie zrobił, bo miał już inne plany na życie. Kolega wydzwaniał do kancelarii, jak tam sprawa, ale Hipolit S. nie odbierał telefonów. A potem okazało się, że w jego kancelarii usługi świadczy inny adwokat.
Piotr M. odzyskał powierzone Hipolitowi S. dokumenty w 2009 roku, a 17 marca 2010 roku – tysiąc złotych.
Jak mecenas zmieniał profesję
Do 2007 roku głównym grzechem mecenasa było głównie to, że zbyt wiele obiecywał, powoływał się na wpływy w różnych sądach, a do tego zdarzało mu się zatajać przed klientami niewygodne informacje. Niespełna cztery lata pracy w palestrze chyba obrzydziły mu zawód adwokata, bo 18 czerwca 2007 roku złożył wniosek do Ministra Sprawiedliwości o powołanie na stanowisko notariusza. 5 września już był pewien akceptacji resortu. 4 października został prawomocnie powołany na to stanowisko.
Swoich planów nie ujawnił jednak osobom, które prosiły go o pomoc. Takim, jak chociażby Małgorzata A. Mieszkanka Kościana udzieliła mu pełnomocnictwa i wręczyła 3 tysiące złotych.
Ale o tym już w następnym odcinku serialu o byłym kościańskim adwokacie...
Hanna Bernaczyk
GK nr 47/2010
Zgłaszasz poniższy komentarz:
czegoś tu nie rozumiem bral pieniądze i oddawal ??? a gdzie zysk ??? i po co ta szopka