Magazyn koscian.net
2003-04-24 15:58:03Moje spotkanie z Ojcem Świętym
Dziś chyba nie ma rodziny, z której ktoś nie byłby w Rzymie. Od początku lat dziewięćdziesiątych wycieczki i pielgrzymki Polaków do Watykanu niemal korkują kościelne państwo.
(GK nr 183 z 14.08.2002)
Jaki jest Papież Jan Paweł II?
- Ujmujący - odpowiada Bronisława Cichoszewska. - Jest w nim coś nadprzyrodzonego. Emanuje od niego łagodność, dobroć i miłość. Sądzę, że czy ktoś wierzący, czy niewierzący, nie da się przejść obok niego obojętnie. Ma siłę, jakiej nie spotkałam u żadnego innego człowieka. Ja sądzę, że on jest najlepszym człowiekiem na ziemi.
- Na twarzy ma wypisane to, co mamy na świecie - mówi Józef Świątkiewicz z Czempinia. - Wiem, że dziwnie to brzmi, ale ja widzę w jego twarzy troski ludzkości. Cierpienie. Ten grymas bólu... Takie mam odczucie. Nigdy niestety nie byłem blisko niego, ale miałem przyjemność śpiewania dla niego w tym ogromnym chórze w Poznaniu na Dębcu w 1982 roku. Byłem poza tym świadkiem, jak 4 lata temu święcił figurę świętego Wojciecha w Gnieźnie. Sądzę, że żadne słowa nie mogą opisać, co spotykając go się czuje. To po prostu trzeba przeżyć.
- Jest bardzo radosny, uśmiechnięty - dodaje Mirosław Radoła. - Emanuje od niego ciepło i przyjaźń do każdego człowieka. To widać, że on kocha ludzi.
Dlaczego Ojciec Święty cieszy się taką popularnością wśród Polaków?
- Polacy go kochają - stwierdza Roman Talikadze. - Jest inny, niż dotychczasowi papieże. Bardziej otwarty na ludzi, na inne religie. Kochają go też dlatego, że jest Polakiem i mogą być z niego dumni. Ja cenię jego ideę pojednania i pokoju. Szanuję go za to, że prowadzi dialog z innymi religiami.
- Jest najlepszym ambasadorem Polski na świecie - twierdzi Józef Świątkiewicz. - My, Polacy zawsze chcieliśmy dać o sobie znać światu. Temu służyła niepotrzebna moim zdaniem bitwa pod Wiedniem, Powstanie Warszawskie i Monte Cassino. To wszystko po to, aby pokazać, że jesteśmy. On robi to dużo lepiej i nie rozlewa krwi. Kochamy jego wielkość i czujemy się znów wspaniali, heroiczni i zdolni do poświęceń, ale tylko na chwilę. Na przykład teraz, przed jego przyjazdem. A co potem? Znów wylezie jacy jesteśmy mali i płytcy? A On? Nie było drugiego człowieka tak wielkiego... Myślę, że dopiero po czasie zrozumiemy, jak był dla nas ważny i jakie szczęście mieliśmy, mając go.
- Dlatego, że jest Polakiem i za słowa, jakie wypowiedział w 1979 roku; ,,Niech duch zstąpi i odnowi ziemię’’. Dał nadzieję - uważa Mirosław Radoła. Podobnie sądzi Stefan Żurek.
- Za jego świętość - mówi szeptem Maria Owsianny. - Za siłę nad siłami. Za to, że radość potrafi przelać na innego człowieka. Jego wzrok serce przeszywa. Żaden artysta nie potrafiłby przelać na papier tego, co przeżywa człowiek w spotkaniu z nim. To jakiś dar. Ja codziennie się za niego modlę...
Czego dziś potrzebują od niego Polacy?
- By przywrócił ludziom nadzieję. Przykro to mówić komuś, kto walczył w Solidarności, bo prawda jest taka, że za rządów Mariana Krzaklewskiego zabrano ludziom nadzieję. Nie kto inny, jak Ojciec Święty przy każdej pielgrzymce apelował do rządzących o upodmiotowienie ludzi pracy. I co mamy? W 1979 roku dał nam nadzieję, a teraz potrzebujemy, by nam ją przywrócił - stwierdza Stefan Żurek.
***
,,Ojciec święty zauważył
ściskaną przeze mnie książkę.
Wyjął mi ją spod pachy i
aż zawołał z radości
- Skąd ja to mam? - pyta. (...)
Ciarki mnie przeszły i stałam jak słup’’.
Bronisława Cichoszewska ze Śmigla,
właścicielka księgarni w Kościanie:
- Byliśmy z wycieczką w letniej rezydencji papieży. Długo czekaliśmy na placu, wreszcie odbyła się msza święta którą, co nas zdumiało, prowadził sam Ojciec Święty. On też rozdzielał komunię. Potem podchodził do każdej z grup, a było ich tam bardzo dużo i chwilę rozmawiał. Podszedł i do nas. Znał Kościan. Kazał pozdrowić. Od całej grupy daliśmy mu album ,,Moje Tatry’’, albę i wazon. ,,O Tatry, moje kochane góry’’ - zawołał. Zabrał album, powiedział: ,,To coś tylko dla mnie. Będę miał co oglądać i czytać wieczorem’’. A ja stałam trzymając pod pachą skromny zbiorek poezji o Maryi, od średniowiecza do współczesności. Taki drobiazg, ale tylko ode mnie. Trzymałam pod pachą i nie miałam odwagi dać. Wzięłam go z księgarni z myślą o Ojcu Świętym, ale organizatorzy wycieczki powiedzieli, że nie ma szans, by dać mu coś osobistego, że każdy z prezentów zabierają pomocnicy papieża. Zrezygnowałam więc z wypisywania dedykacji, ale książkę wzięłam, tak na wszelki wypadek. Stoimy więc tam i nagle Ojciec Święty zauważył ściskaną przeze mnie książkę. Wyjął mi ją spod pachy i aż zawołał z radości - Skąd ja to mam? - pyta. On nie wiedział o takim zbiorze. - Że takie coś wydali? - wołał szczerze uradowany. Oj, jak mi dziękował. Objął mnie za ręce i zaczął ściskać. Był prawdziwie wzruszony. A ja? Słowa nie mogłam wymówić. Ciarki mnie przeszły i stałam jak słup. Dopiero koleżanka wyjaśniła Ojcu Świętemu, że mam swoją księgarnię. Tak mi dziękował. Tę jedną moją książkę wziął pod pachę i poszedł. Czasem teraz myślę sobie, że ją czyta i znów nachodzą mnie wspomnienia i znów jestem wzruszona. Ma ode mnie coś osobistego.
***
,,Pamiętam leżał skulony, blady,
a głowa bazwładnie opadła mu na bok.
I pamiętam krew na sutannie
i kroplę, która ściekała mu
po serdecznym palcu’’.
Maria Owsianny z Kiełczewa,
wraz z blisko stuosobową grupą pielgrzymów z Kościana była 13 maja 1981 roku na placu Świętego Piotra podczas zamachu:
- To była pierwsza pielgrzymka z Kościana. Organizował ją ksiądz Pospieszny. Wyjeżdżaliśmy z wielką radością. Ile emocji było z pierwszym lotem samolotem... Patrzyłam na jego skrzydła i wyobrażałam sobie, że to aniołki nas do Rzymu niosą. Audiencję mieliśmy mieć około 17.00. Właśnie szliśmy z darami, kiedy padły strzały. Nie widziałam wtedy Ojca Świętego, był za zakrętem, ale gdy samochód wracał z nim do rezydencji przejeżdżał o dwa metry ode mnie. Pamiętam leżał skulony, blady, a głowa bazwładnie opadła mu na bok. I pamiętam krew na sutannie i kroplę, która ściekała mu po serdecznym palcu. Na placu cisza. Tłumy z tyłu nie wiedziały, co się stało. Gdy po chwili ojciec Kazimierz Przydatek stanął przed mikrofonem i powiedział, że Ojciec jest ranny, zaczął się płacz i gwizdy. Staliśmy tam do wieczora i modliliśmy się, a nasz, kościański obraz Matki Boskiej Jasnogórskiej wykonany z ziaren zbóż leżał na fotelu papieża. Wszyscy dziwowali się, że na płaszczu Maryi wypisaliśmy S.O.S. Jakbyśmy przeczuwali? Tam było szaleństwo. Płacze, wołanie, modlitwy. Niemcy, Włosi i inne nacje, ściskali nas i robili nam zdjęcia. Wszędzie słychać było Polakko, Wasz papa... i pocieszali. Następnego dnia dary dla Ojca Świętego wręczyliśmy kardynałom. Co przeżywaliśmy, nie sposób opisać. Nie spaliśmy trzy noce. Do Kościana wracaliśmy trzema autokarami. Była 22.00. Czekał na nas tłum. Czekali na wieści. Obraz, jak podają w gazetach, jest w zbiorach Ośrodka Dokumentacji Pontyfikatu. Ponoć podpisany jest, że to świadek zamachu na życie Jana Pawła II. Z Ojcem Świętym zobaczyłam się dopiero sześć lat później. Pogłaskał mnie wtedy po policzku i kazał pozdrowić Kościan. Chyba wiedział, że byłam tam, gdy do niego strzelali, bo powiedział, że jak ja wtedy łączyłam się z nim w cierpieniu, tak i on teraz łaczy się ze mną. Udzielił mi błogosławieństwa. To było takie przeżycie, że nawet dziś, na wspomnienie, gęsiej skórki dostaję. Ani pierwszego, ani drugiego, ani kolejnych spotkań z Ojcem Świętym nie potrafię opisać. Tego nie da się opisać. Brak mi słów.
***
,,Stałem tam i próbowałem
sobie uświadomić, że stoję
przed głową całego kościoła,
przed Papieżem.
To było niesamowite,
a on zwyczajnie zagadywał.
- O z Kościana?
Macie tam takie duże sanatorium...’’
Roman Talikadze sportowiec.
Organizator sztafety biegaczy Ziemi Kościańskiej do Rzymu w 2000 roku:
- To miał być taki nasz, sportowców, prezent dla niego z okazji wejścia w trzecie tysiąclecie i z okazji jego osiemdziesiątych urodzin. Bo sportowcy to nie tylko ludzie, którzy myślą o wynikach, ale i czują, i wierzą. Jak zbliżaliśmy się do Watykanu, myśleliśmy, czy on będzie miał dla nas czas? Czy w tym tłumie tysięcy ludzi my, skromni biegacze z małego miasteczka, zostaniemy do niego wpuszczeni? Tak sobie myśleliśmy. Bo choć mieliśmy teoretycznie zorganizowaną audiencję, trudno nam było w nią uwierzyć. Kiedy jednak zobaczyłem Ojca Świętego w drzwiach sali, w której nas podejmował, poczułem, jak realizują się moje marzenia. To było piękne. Myślałem sobie, opatrzność nad nami czuwa! Potem grupy podchodziły do Ojca Świętego po kolei. Każdy miał może z pięć minut. Wręczyliśmy Ojcu Świętemu tablicę i medal 600-lecia odnowienia praw miejskich Kościana. Stałem tam i próbowałem sobie uświadomić, że stoję przed głową całego kościoła, przed Papieżem. To było niesamowite, a on zwyczajnie zagadywał. - O, z Kościana? Macie tam takie duże sanatorium. To było niesamowite. Papież kojarzy sobie nasze miasto! - myślałem. Byłem taki dumny...
***
,,Baliśmy się,
że nas nie wpuszczą do Papieża,
więc w ostatniej chwili
przeskoczyliśmy przez barierkę
i wcisnęliśmy się do sektora samorządowców.
Ja i Bronek Frąckowiak.
Ja w moim wieku skakałem przez barierki,
żeby się z nim zobaczyć...’’
Stefan Żurek, działacz Solidarności,
były przewodniczący Rady Miejskiej Kościana, reprezentant Kościana na pierwszej pielgrzymce samorządowców w grudniu 1997 roku:
- Tego roku po raz pierwszy Ojciec Święty dostał od Zakopanego choinkę. Audiencja była 21 grudnia. Papież bardzo źle wyglądał. Ze względu na jego stan zdrowia miano odwołać spotkanie, ale on się uparł. Widać jednak było, że cierpi. Był słaby. Pamiętam, jak chwytał się barierki, by wejść na postument o własnych siłach. Staliśmy w innym sektorze, bo w naszym nie było miejsca. Niby mieliśmy przepustki, ale baliśmy się, że nas nie wpuszczą do papieża, więc w ostatniej chwili przeskoczyliśmy przez barierkę i wcisnęliśmy się do sektora samorządowców. Ja i Bronek Frąckowiak. Ja w moim wieku skakałem przez barierki, żeby się z nim zobaczyć... Baliśmy się potem, że nas wyrzucą. Już w kolejce do Papieża między nas wcisął się jakiś facet i Bronek Frąckowiak poszedł pierwszy, a ja dopiero po tym niecierpliwym. Jak podszedłem i powiedziałem, że jestem z Kościana, to on od razu. - O, to już drugi! - zawołał. Pytał o rodzinę, czy mam dzieci i błogosławił. To jedno z moich najbardziej osobistych przeżyć. Za te trudy, niepowodzenia, prześladowania... Bezpośrednie spotkanie z Ojcem Świętym utwierdziło mnie w przekonaniu, że droga, którą wybrałem, jest słuszna. Że było warto. Czułem się świeży i pełen sił. Naładowany. Pamiętam, że martwiliśmy się wtedy, czy on dożyje następnego roku. Naprawdę, bardzo źle wyglądał.
***
,,Do tego nie można się
przygotować,
gdy więc stanąłem przed nim
zamurowało mnie
i rzuciłem patetyczne:
Dziękuję Ojcu Świętemu
za wolną ojczyznę...
Mirosław Radoła z Lubinia uczestnik delegacji gminy Krzywiń w 2000 roku:
- O godzinie 12.00 w niedzielę zostałem powiadomiony, że ktoś się rozchorował i mogę w jego miejsce jechać do Papieża. Nie zastanawiałem się ani chwili. W poniedziałek o piątej rano byliśmy już w autokarze. Spotkanie z Papieżem wypadło 13 grudnia. Pamiętam, ojciec Hejmo przemówił do Polaków, aby pamiętali lekcję historii. Chcieliśmy wręczyć Ojcu Świętemu dowód honorowego obywatelstwa gminy Krzywiń osobiście, ale do ostatniej chwili nie byliśmy pewni, czy będziemy na audiencji. Wreszcie dostaliśmy przepustki i okazały się nimi zwykłe białe karki! Proszę sobie wyobrazić - pusta, biała karteczka otwarła nam drzwi do Papieża! Ludzie po kolei stawali przed Papieżem. Gdy i ja stanąłem przed nim, zamurowało mnie, nie wiedziałem co powiedzieć. Do tego nie można się przygotować. Zamurowało mnie i rzuciłem patetyczne: Dziękuję Ojcu Świętemu za wolną ojczyznę... Dziś wydaje mi się to trochę napuszone i trochę śmieszne, a wówczas tak właśnie czułem. Może pod wpływem wystąpienia ojca Hejmo? Nie wiem. Wiem jednak, że tam, na Placu Świętego Piotra i przed Papieżem czułem się dumny, że jestem Polakiem. To była bardzo piękna chwila. Białą kartkę, dzięki której spędziłem z Papieżem może pięć, może mniej minut mam do dziś. Ciągle dziwię się, że nic na niej nie napisano i nie przybito żadnej pieczęci. To było moje najbliższe spotkanie. Ale byłem też jako ministrant w Poznaniu podczas drugiej wizyty ojca świętego w Polsce. Stałem bardzo blisko ołtarza, ale byłem niski i nic nie widziałem, tylko na ułamek sekundy Ojciec Święty mignął mi wtedy opuszczając ołtarz. Potem byłem w Rzymie z żoną, ale staliśmy gdzieś w tłumie. Że stanę przed nim, nawet nie marzyłem. Chciałbym, by to, co przeżyłem, przeżyć mogli moi synowie.
Weekend z Janem Pawłem II
Kiedy i gdzie będzie Ojciec Święty
Program dziewiątej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski jest znacznie krótszy niż poprzednie. Tym razem nie będzie objazdu przez pół Polski. Papież zawita tylko do Krakowa. Mieszkał będzie w krakowskiej Kurii Arcybiskupiej, gdzie przed laty kierował metropolią krakowską. Przyleci w piątek 16 sierpnia o godz. 18.15. W sobotę poświęci budowaną od 1999 roku bazylikę Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach, w czym uczestniczyć będzie mogło około 20 tysięcy pielgrzymów. Osiemnaście tysięcy wiernych weźmie udział w poniedziałkowych uroczystościach w Kalwarii Zebrzydowskiej, gdzie Ojciec Święty przewodniczyć będzie mszy świętej. Za to w niedzielę na krakowskich Błoniach zgromadzić ma się około 2 milionów pątników, nie tylko z Polski, ale i z innych kontynentów. Jak zapewnia Alicja Hyrek, rzecznik Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, nawet osoby bez biletów na mszę, będą mogły w niej uczestniczyć, tylko muszą się liczyć z tym, że znajdą miejsce w oddalonych od ołtarza miejscach. Kto nie ma biletów, prawdopodobnie też nie wjedzie w tym czasie samochodem do miasta. Program zakłada, że o godzinie 9.00 na Błoniach Ojciec Święty przejedzie papamobilem między sektorami, a o 10.00 rozpocznie się główna msza święta. Papież wygłosić ma orędzie do całego świata o Bożym Miłosierdziu. Odleci w poniedziałek 19 sierpnia o godz. 18.30.
- Nie sądzę, żebyśmy mogli powiedzieć, że jest to ostatnia pielgrzymka, bo u Ojca Świętego nigdy nic nie wiadomo - powiedział ks. prymas kardynał Józef Glemp.
Opracowała:
ALICJA MUENZBERG