Magazyn koscian.net
2008-07-23Myśliwy skazany
Myśliwy, który pod Bonikowem zastrzelił psa - Pusię został skazany na pięć miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata. Prawdopodobnie straci też pozwolenie na broń i wyleci z Polskiego Związku Łowieckiego. - Nikomu nie wolno bez sensu zabijać - komentuje pani Klaudia, jedna z właścicielek zabitego psa.
O winie Aleksandra M. zaocznie rozstrzygnął Sąd Rejonowy w Kościanie w czwartek, 17 lipca. Oskarżony się nie stawił. Sąd uznał mężczyznę winnym popełnienia przestępstwa przeciwko ustawie o ochronie praw zwierząt - uznał, że śmiertelny strzał do psa był nieuzasadniony. Wyrok nie jest prawomocny.- Jest winny i został ukarany. Nie może być tak, że ktoś sobie wychodzi z domu i strzela - komentowała tuż po ogłoszeniu wyroku pani Klaudia.
A strzał padł 27 kwietnia w lesie pod Bonikowem, a dokładnie przy dawnej leśniczówce. To była niedziela, około godziny 14. Pani Patrycja z Oborzysk pojechała ze swym pupilem - trzyletnią suczką - na długi spacer rowerem. Za Bonikowem spuściła psa ze smyczy. Na policji zeznała potem, że pies cały czas biegł tuż przy rowerze, ale przy zabudowaniach myśliwego nagle rozpędził się i zniknął za budynkiem. Straciła go z oczu na dziesięć, piętnaście sekund, cały czas go wołała i wtedy właśnie padł strzał. Mężczyzna tłumaczył jej potem, że się pomylił, sądził, że to był jego pies. Chciał dać mu nauczkę. Na policji też tłumaczył, że się pomylił - sądził, że był to jenot. Twierdził, że pies zaatakował jego kury i króliki, a trzy króliki zadusił.
- Gdy padł strzał, byłam metr, dwa metry od psa - relacjonowała z kolei policyjnym śledczym pani Patrycja. - Nie było takiej możliwości, by pies zdążył udusić kurę lub królika. Pies wbiegł na posesję, a ja praktycznie za nim.
Pani Patrycja powiadomiła policję o zdarzeniu jeszcze w niedzielę, telefonicznie o godz. 16.47. Następnego dnia jej siostra, pani Klaudia, stawiła się w komendzie osobiście. Policjanci uznali wstępnie, że myśliwy miał pozwolenie na broń i miał prawo bronić swego gospodarstwa.
- Czy to naprawdę wszystko tłumaczy? Wystarczy mieć pozwolenie i można zabijać? - pytała najpierw w policyjnej komendzie, a potem w redakcji ,,GK’’ pani Klaudia.
Trzy dni później, 30 kwietnia, policyjni śledczy przeprowadzili eksperyment procesowy w miejscu zdarzenia i ustalili, że strzał padł z odległości kilku metrów, zabudowania nie są ogrodzone, a zwierzęta domowe, które miał - zdaniem myśliwego - zaatakować pies, biegają samopas. Tylko psy myśliwego znajdowały się w zagrodzie.
- Co to za człowiek, skoro chciał strzelać do swojego psa! I co za myśliwy, który myli się z bliskiej odległości? Czy ktoś taki powinien mieć prawo strzelać? Ten pan tłumaczył się potem, że gdyby wiedział, że to pies mojej siostry, to by nie strzelił. Potem powiedział, że już nie raz widział psy w takim stanie i że on nie przeżyje. Zakopmy go zaraz - proponował - opowiadała ,,GK’’ tuż po zdarzeniu pani Klaudia, siostra pani Patrycji.
Pies cierpiał jeszcze siedem godzin. Kobiety zjechały pół powiatu w poszukiwaniu lekarza, który zechciałby mu pomóc. Gdy trafiły do lecznicy w Śremie, wykonano psu zdjęcie rentgenowskie a ono wykazało, że w szyi zwierzęcia było kilkadziesiąt kulek śrutu. To znaczy, że myśliwy użył bardzo drobnego śrutu, a strzał padł z odległości najwyżej kilku metrów. I był to dobry strzał - miał zabić. Pies zdechł około godziny 21.
W połowie maja, decyzją prokuratury, zabezpieczono broń myśliwego. Trzy ,,strzelby’’ i amunicję przekazano Wydziałowi Postępowań Administracyjnych poznańskiej komendy policji, myśliwemu zaś za umyślne zranienie psa postawiono zarzut popełnienia przestępstwa z artykułu 35 ustawy o ochronie zwierząt (Kto zabija, uśmierca zwierzę, albo dokonuje uboju zwierzęcia z naruszeniem przepisów, albo znęca się nad nim...). Akt oskarżenia sformułowano 11 czerwca, a w czwartek, 17 lipca, sąd uznał myśliwego winnym.
- Sędzina powiedziała, że siostra miała szczęście. Ten pan chciał zabić. Będąc myśliwym, używając tej broni i celując, jak celował, chciał zabić. To nie był wypadek. To było celowe działanie. Mógł zabić i siostrę - opowiada pani Klaudia.
Oprócz kary pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata sąd obciążył mężczyznę kosztami postępowania.
Polski Związek Łowiecki, którego członkiem jest myśliwy - emerytowany strażnik leśny - do dziś oficjalnie nie zajął stanowiska w sprawie. Urzędujący w Lesznie łowczy okręgowy, Stanisław Grylewicz o sprawie dowiedział się od nas na początku maja. Przesłaliśmy mu też gazetę z artykułem poświęconym sprawie Pusi.
- Nasz rzecznik dyscypliny prowadzi postępowanie. Czekamy teraz, aż uprawomocni się wyrok karny i, jeśli tak się stanie, sprawa, myślę, będzie ewidentna. Będzie sąd koleżeński, rzecznik pełnił będzie rolę oskarżyciela i sąd ten wyda decyzję. Najwyższą karą jest wykluczenie ze związku - mówi Grylewicz.
- Z naszej strony postępowanie dotyczy przede wszystkim użycia broni w miejscu, w którym myśliwemu nie było wolno jej użyć - na terenie zabudowanym. Używanie broni obwarowane jest mnóstwem przepisów i jeśli ktoś do rygorów tych przepisów się nie stosuje, musi być pociągnięty do odpowiedzialności - wyjaśnia rzecznik dyscypliny leszczyńskiej komórki PZŁ, Zbigniew Grondal.
Jeśli wyrok się uprawomocni, myśliwy straci też pozwolenie na broń. Postępowanie policyjne w sprawie cofnięcia pozwolenia toczy się od chwili wszczęcia postępowania karnego. Broń i amunicja myśliwego ciągle są w depozycie policji. Choć sztucer i dwie dubeltówki nadal będą własnością mężczyzny, nie będzie mógł ich odebrać. Może wskazać osobę, która ma pozwolenie na broń i zechce ją odkupić, albo zdecydować się na złomowanie, za co otrzyma odszkodowanie.
Na pytanie pani Klaudii, czy ktoś taki powinien mieć prawo strzelać, wymiar sprawiedliwości odpowiedział - nie.
- Psa nam to już nie wróci, ale cieszę się, że ten pan prawdopodobnie nie będzie miał prawa strzelać już do niczego i do nikogo - komentuje pani Klaudia. (Al)
GK 30/2008
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Mam nadzieje, że ten Pan się odwoła. No przecież to jest chore. Za zabicie psa dostał więcej niż niejeden człowiek za zabicie człowieka. Po za tym należy w końcu zacząć używać prawa do obrony swojego mienia. Wbiegł pies na jego posesję, miał prawo (moim zdaniem) go zabić i tyle -kropka. Co do wyroku sądu - jeśli w przedmiotowej sprawie zapada wyrok taki jak przedstawiono w GK to już się nie dziwię, że sąd w Trzebnicy dał 500 zł mandatu huliganom, którzy podpalili wagon (z 30 osobami) pociągu relacji Wrocław - Świnoujście. Oni chcieli przecież tylko ugotować sobie zupę w przedziale. To że byli pijani podziałało tylko na ich korzyść. LUDZIE RYCZEĆ SIĘ CHCE!!!!!