Magazyn koscian.net
2003-04-23 09:55:21Na śmierć i widelce
- W 2001 roku w Domu Pomocy Społecznej w Jarogniewicach zmarło ponad dwadzieścia osób! Przez dwadzieścia lat, jak pracowałem w tym domu pięć zgonów w ciągu roku, to już była plaga. To już się martwiłem, że coś jest nie tak. A tu dwadzieścia! To albo brak opieki, albo brak profilaktyki zdrowotnej, albo już sam nie wiem co... - stwierdza Zbigniew Zabor, były dyrektor Domu Pomocy Społecznej w Jarogniewicach. Z jego doniesienia sprawą zajęła się prokuratura w Śremie. Bada ją też kościańska policja i ... Centralne Biuro Śledcze.
Na śmierć
Czy istotnie liczba zgonów w Domu Pomocy Społecznej wzrosła w ostatnich latach aż czterokrotnie?
- Postępowanie jest na takim etapie, że nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Tymczasem sprawdzamy, czy zachodzi uzasadnione podejrzenie o popełnieniu przestępstwa - powiedziała ,,GK’’ Małgorzata Kielar, rzecznik prasowy kościańskiej policji. Czynności sprawdzające komenda prowadzi od 15 lutego. Niewiele więcej dowiedzieliśmy się od prokuratora Jarosława Żaka z Rejonowej Prokuratury w Śremie. Określił jednak, że być może za dwa tygodnie sprawa będzie jasna.
- Nie informowano mnie akurat w tej sprawie. Nie wiem, z czym to jest związane. Trudno mi się do tego odnieść. Nic takiego nie zauważyliśmy - powiedział starosta Jerzy Skoracki i obiecał udostępnić nam po niedzieli raporty roczne DPS-u. Zdziwiony nie był już Ziemowit Skrzypczak, obecny dyrektor DPS Jarogniewice.
- Ludzie umierają. To proste. Nie prowadziłem statystyki, ale umierają ci, którzy mają prawo umrzeć, chociażby z tytułu wieku, lub choroby. Rzeczywiście czytałem dziś pismo z policji. Byłem pewny, że to w związku z rozdmuchaną sprawą z Łodzi. Albo ktoś akuratnie zażartował, albo nie wiem z jakich to pobudek...
Doniesienie do organów ścigania złożył były starosta śremski i były dyrektor Domu Pomocy Społecznej - Zbigniew Zabor.
- Pracowałem w Jarogniewicach przez dwadzieścia lat. Zżyłem się z ludźmi. Kiedy zostałem starostą pisywali do mnie listy, pisywali podopieczni i ich krewni. Skarżyli się, ale uznałem, że teraz zawiaduje domem nowy dyrektor i nie powinieniem się wtrącać. Niedawno zmarł tam Alojzy Purszyński. Był całkowicie ubezwłasnowolniony. Sąd przyznał mi nad nim opiekę prawną 15 lat temu. Pojechałem załatwić formalności pogrzebowe. Okazało się, że w DPS nie zostało po nim nic. Nawet jednego sweterka nie było. Byłem w ZUS i w firmie pogrzebowej. Pani Szwarcowa zauważyła, że bardzo dużo ludzi umiera teraz w naszym domu i spytała, czy jak zwykle rachunek za trumnę ma wystawić na panią B. Ksiądz również chciał na panią B. wystawić rachunek. Wnioskuję, że pani B. zajmowała się czynnościami pogrzebowymi, ale prawnie tego robić nie mogła. Jeśli podopieczny nie miał rodziny lub rodzina zdała na dom obowiązek pochówku, wszelkie rachunki powinny być wystawiane na Dom Pomocy Społecznej. Nigdy na nazwisko pracownika, a już tym bardziej księgowej. Zdziwiłem się, ale nie wyciągałem wniosków. Dopiero po aferze z łódzkim pogotowiem moje podejrzenia przestały mi się wydawać urojone. Zgłosiłem rzecz na policji w Śremie. Nie moja rzecz się tym dalej zajmować, ale ktoś powinien to sprawdzić. Ponieważ bałem się, że w powiatowym światku rzecz się rozpłynie, zawiadomiłem też Centralne Biuro Śledcze. Tu kończy się moja rola.
Na czym polegać miałby pogrzebowy przekręt? Zdaniem Zbigniewa Zabora rachunki za dopełnienie czynności związanych z pogrzebem powinny być wystawiane na Dom Pomocy Społecznej. Do ich załatwiania ustawowo upoważniony jest pracownik socjalny, nie księgowa.
- To prawda, rachunki wystawiane były na moje nazwisko. Od 1999 roku w DPS nie było na stałe pracownika socjalnego. Ja załatwiałam te sprawy przez zupełny przypadek. Dyrektor zgodził się, zresztą zdarzyło się to może ze trzy razy. Zwykle pogrzeb organizuje rodzina zmarłego. ZUS-owi zdaje się być wszystko jedno. Przedstawiam się jako osoba obca, jako pracownik DPS, pokazuję dowód i otrzymuję nie cały zasiłek, ale tylko zwrot kosztów związnych z pochówkiem - ubranie do trumny, trumna, wiązanka kwiatów i jakiś poczęstunek dla podopiecznych. To wszystko - wyjaśnia Barbara Woźniak, księgowa DPS.
Na stołek
Zbigniew Zabor o swych podejrzeniach zawiadomił policję w Śremie 8 lutego. Jego podopieczy - Alojzy Purszyński zmarł w sierpniu ubiegłego roku. Wybrany starostą powiatu śremskiego Zbigniew Zabor został oddelegowany ze stanowiska dyrektora i po zakończeniu pracy w urzędzie powiatowym miał na nie wrócić. Śremskim starostą przestał być 31 stycznia 2001. 7 lutego 2002 zaniósł do starostwa w Kościanie pismo, w którym wyraził chęć powrotu do DPS. Starosta Jerzy Skoracki uznał jednak, iż Zabor zgłosił się po terminie określonym porozumieniem w tej sprawie.
- Widzi pani tę datę - 7 lutego, a w porozumieniu mówi się o siedmiu dniach. Czy siódmy lutego to nie jest właśnie siódmy dzień? Sprawę oddałem już do sądu pracy - stwierdza Zbigniew Zabor. - Chcieli się mnie pozbyć w Śremie i chcą teraz tutaj, ale nie pójdzie to łatwo.
Kto będzie dalej dyrektorem DPS w Jarogniewicach pytaliśmy w starostwie już dwa tygodnie temu.
- Wokół sprawy jest tyle zawirowań, że trudno cokolwiek powiedzieć. Tymczasem analizują ją prawnicy - powiedział starosta Jerzy Skoracki. Jeszcze w piątek 1 marca uznał sprawę za nierozwiązaną. Tymczasem z pisma otrzymanego przez Zabora wynika, że decyzja w tej sprawie zapaładła 18 lutego.
Na widelce
Choć zarówno Ziemowit Skrzypczak - pełniący obecnie obowiązki dyrektora DPS w Jarogniewicach, jak i Zbigniew Zabor - obecnie bez pracy, zaprzeczają jakoby żywili do siebie osobistą urazę, od dwóch lat spotykają się w sądzie. Obaj twierdzą, że motywuje ich tylko i wyłącznie dobro mieszkańców domu.
- Wszelkie inne usiłowania zmierzające do rozstrzygnięcia spornych spraw w sposób ogólnie przyjęty w cywilizowanym świecie trafiały w próżnię. Może jestem ,,upierdliwy’’, ale chodzi mi o dobro domu. Nie pozwolę, aby ktoś zawłaszczał sobie rzeczy, które należą się tym biednym ludziom - stwierdza Ziemowit Skrzypczak.
Sąd cywilny rozstrzygał o sprawie rachunków za telefon stacjonarny w mieszkaniu Zbigniewa Zabora na terenie Domu Pomocy Społecznej.
- DPS płacił rachunki za telefon w gabinecie dyrektora Zabora, za jego komórkę i za telefon w mieszkaniu. To chyba trochę za wiele - stwierdza Skrzypczak. - Byłem uprzejmy i poprosiłem starostę Zabora o zwrot pieniędzy wydanych na jego rachunki telefoniczne z 6 miesięcy, czyli od czasu, gdy DPS przejęło Starostwo Powiatowe. Zabor odpowiedział, że wykonywał czynności służbowe.
- Mieszkałem tam i nie kończyłem pracy o 15. Ponieważ byłem tam przez dwadzieścia lat, krewni podopiecznych telefonowali do mnie do domu, z domu też, często późnym wieczorem, informowałem ich o stanie podpiecznych. Z domu w środku nocy telefonowałem do rodzin właśnie zmarłego itd. Nie chodziłem w szlafroku do gabinetu i nie czekałem do godziny 8. rano następnego dnia. Zresztą prosiłem, aby pan Skrzypczak sprawdził biling, ale uznał, że go to nie obchodzi - wyjaśnia Zbigniew Zabor.
Obaj panowie przekonują, że tę sprawę w sądzie wygrali. Kolejna dotyczyła zwrotu sprzętów z wyposażenia DPS, które znajdować się miały w mieszkaniu Zabora. Były to m.in. skaner i stepper - do ćwiczenia mięśni nóg. Przedmioty zostały zwrócone. Tymczasem prokuratura prowadziła postępowanie w sprawie zaginięcia dwóch zestawów komputerowych, sztućców, termosu, mikrofonu itd.
- Zdematerializowały się. Wsiąkły i nie wiadomo gdzie są i kto je zabrał - stwierdza Skrzypczak. - Kiedy przejmowałem dom, budynek, w którym miały się te sprzęty znajdować, na mocy umowy podpisanej przez pana Zabora podnajmował Novex. Dzięki interwencji starostwa firma odstąpiła od umowy, podobnie jak od tej na najem samochodu. Mieszkańcy domu mieszkali w pokojach ośmiosobowych, a tu do pustego budynku wprowadziła się firma za śmieszne pieniądze zresztą - 1.65 zł za metr (stawka czynszowa dla mieszkań komunalnych - 1,60 zł za m2 - przypis red.).
- Pisałem na początku 1999 roku, a więc zaraz po tym, jak wybrano mnie na śremskiego starostę, pisałem do starosty Skorackiego i do zarządu powiatu w Kościanie, aby przejęli od mnie prawnie majątek DPS-u - wyjaśnia Zabor. - W końcu to kilkadziesiąt milionów złotych! Starosta jednak stwierdził, że takiej potrzeby nie widzi. Jak nie widzi, to znaczy, że od tej pory ze mnie spada wszelka odpowiedzialność. Każdy przecież mógł potem wynieść te komputery, każdy. Dlaczego ja mam za to odpowiadać? Ja się w ogóle dziwię, że któryś z budynków nie zginął.
Dyrektor Skrzypczak krytykuje poprzednika za umieszczenie na poddaszu niedowidzących osób, za marnotrawienie pieniędzy na kupowanie niepotrzebnych sprzętów i oddanie firmie Novex nie tylko pawilonu, ale i mieszkań, w których obecnie mieszka kilku pensjonariuszy. Zbigniew Zabor uznaje metody prowadzenia domu przez Srzypczaka, za łatwiznę. Wyjaśnia, że w wynajętym Novexowi pawilonie miały się mieścić Warsztaty Terapii Zajęciowej z 11 pracowniami kształcącymi m.in. w obróbce drewna, kamienia. Niepełnosprawnych z pięciu gmin dowozić miał nowozakupiony samochód ford.
- Nie otrzymaliśmy dotacji z PFRON-u, a utrzymanie takiej placówki byłoby dla DPS ciężarem. Długo szukałem zakładu pracy chronionej, który zechciałby w to zainwestować nałożone prawem fundusze. Udało się. Z Warszatów mieli krzystać też nasi pensjonariusze, ale dyrektor Skrzypczak sprzedał maszyny i wstawił do pokoi łóżka. W wartym dwa miliony złotych budynku mieszka kilkanaście osób i na tym kończy się obecnie jego rola. To ma być gospodarność? - podsumowuje Zabor.
Ostatnia sprawa dotyczy mieszkania pracowniczego Zbigniewa Zabora.
- Pan Zabor był oddelegowany ze stanowiska dyrektora i ma prawo korzystać z mieszkania, tak długo, jak ponosi opłaty. Tymczasem pan Zabor płaci za 2/3 metrażu i nie chce ponosić opłat eksploatacyjnych, bo tam nie mieszka. A co mnie to obchodzi? Mnie to nie interesuje. Jest umowa, jest obowiązek. Nie odpowiada na listy. W czerwcu mieszkanie zostało wypowiedziane i mnie na rekę, że sprawa jest wciąż niezałatwiona. Teraz pan Zabor płaci większą stawkę za nieprawne zasiedlanie mieszkania - cieszy się Skrzypczak.
- To tylko brak życzliwości. Przecież możnaby zaprosić i porozmawiać, a nie od razu grozić sądami - mówi Zabor.
Wgląda więc na to, że dyrektorzy, jak na weselu, tańczą wokół jednego stołka. Obaj mają o sobie niepochlebne zdanie. Obaj przekonani są, że jako dyrektorzy spisują się lepiej. Kto ostatecznie na stołku będzie zasiadał, jeszcze nie wiadomo.
Czy poważne oskarżenie o ,,powtórkę’’ historii z pogotowia w Łodzi, czyli zarabianie na śmierci, spowodowane było walką o dyrektorski fotel?
- Absolutnie nie! - stwierdza Zbigniew Zabor - Tę całą degrengoladę rozpętał pan Skrzypczak. Byłem zmuszony się bronić. Ale to nie ja doprowadziłem do bitwy pod Grunwaldem. Za bardzo przez 20 lat związałem się z mieszkańcami Domu i nie pozwolę ich krzywdzić. Nie pozwolę też, aby ktoś dorabiał się na moich składkach zusowskich. Nie będę dłużej tolerował chamstwa. Nie pozwolę, aby wylewano na mnie pomyje.
ALICJA MUENZBERG
Od redakcji
Tuż przed zamknięciem numeru otrzymaliśmy od dyrektora Ziemowita Skrzypczaka dane statyczne zgonów w DPS Jarogniewice. Z tej informacji wynika, że było ich w 2001 roku mniej, niż twierdzi Zbigniew Zabor. Do sprawy wrócimy za tydzień.
Gazeta Kościańska nr 160 z 3 marca 2002 roku
Zgłaszasz poniższy komentarz:
usuwano jakiś komentarz?