Magazyn koscian.net
18 Cze 2018Nie mogę przestać o nim myśleć...
Kościan, czwartek, godzina 9 rano. Bezdomny co najmniej od kilkunastu godzin nie wstaje z miejskiej ławki przy ulicy, cuchnie od niego gnijącym ciałem, z opatrunku sączy się na chodnik krew i ropa. - Walczymy ponoć o każde życie. Ustawowo! A to życie nie jest ważne? Bo brzydko pachnie? Czemu nikt nie wezwał pomocy? - pyta pani Bożena
Pan X mieszka w Kościanie od lat, a co najmniej od dziesięciu mieszka na kościańskich ławkach. Większość mieszkańców zna go doskonale, bo chcąc nie chcąc uczestniczy w jego życiu codziennym. Jego domem jest bowiem miasto, a mieszkańcy niechcący – domownikami. Pan X kilka lat temu mieszkał na dworcu PKS, ale po wymianie ławek na takie bez oparcia, zrobiło mu się tam niewygodnie i razem z innymi bezdomnymi przeprowadził się raptem kilkaset metrów dalej - na skwer Jana Pawła II. Miejscówka była idealna – wygodne ławki, blisko dworca kolejowego i marketu. Czy względy estetyczne też miały wpływ na wybór ławki, nie wiadomo, ale na pewno to właśnie one zaczęły decydować o tym, że z uroczego zakątka przestali korzystać inni mieszkańcy miasta. Straż miejska miesiącami budziła śpiących na ławeczkach, aż wreszcie zdecydowano o czasowym usunięciu ławek. Bezdomni znów zmuszeni byli znaleźć sobie inne lokum i przeprowadzili się na Wały Żegockiego. To już historia najnowsza. Wiadomo – przebudowa traktu, reorganizacja. Nie tylko bezdomni skarżą się na brak wstępu w te urokliwe zakątki miasta. Ławkowicze więc od ponad roku okupują ławeczki przy chodnika obok ZUS-u. Miejsce mało przytulne, ale gwarantujące stałe dochody.
- Rozmawiałam z pracownikami opieki społecznej i oni wyjaśnili mi, że ci ludzie na ławeczkach stracili nawet potrzebę zabiegania o pożywienie – opowiada pani Bożena. - Oni po prostu siedzą i czekają, aż ono samo przyjdzie. Mieszkańcy ich tu dożywiają, a jak uda im się zdobyć jakieś pieniądze, to mają blisko do Biedronki i wracają stamtąd z flaszką. Nic więcej nie chcą, i nic więcej nie muszą.
- Spotykam mieszkańców kościańskich ławek także w innych miastach. Z rozmów z nimi wynika, że w Kościanie im dobrze – opowiada Maciej Szymczak, komendant Straży Miejskiej w Kościanie. - ,,Wracam do Kościana! Tu się nie da zarobić!” - obwieścił mi wprost jeden z nich spotkamy w Poznaniu. Po prostu w dużych miastach ludzie nie dają im pieniędzy. W Kościanie dziennie mogą zebrać nawet 80-90 złotych. To im wystarcza. Nasze apele, by nie dawać pieniędzy, jak widać, nie działają. Mieszkający ławek mają dostęp do noclegowni, a dla niektórych z nich udało się nawet znaleźć miejsce w ośrodkach opiekuńczych, ale oni nie chcą tam być. Nie potrafią się przystosować. Wybierają ławkę.
Jeszcze ponoć kilka lat temu pijali denaturat, a teraz już tylko alkohole przeznaczone do spożycia. W tym aspekcie – jak się okazuje – jakość życia nawet na ławce się poprawia. Trudno tu jednak o optymizm. Bezdomni są jak społeczny wyrzut sumienia. Pod budynkiem ZUS – szczególnie. Pan X w ubiegły czwartek zajmował pierwszą ławkę od strony Biedronki.
- Widywałam tego pana wiele razy w ostatnich miesiącach – opowiada pani Bożena. - Raz nawet podeszłam do niego, bo jakoś dziwnie siedział, i nie mogąc znaleźć kontaktu, szturchnęłam jego ramię. Otrząsnął się z okrzykiem: „Matko Boska! Czemu mnie budzisz!”’ Trochę komiczne, ale martwiłam się, czy wszystko w porządku. Twierdził, że tak. To jednak było jakiś czas temu. Teraz też widywałam go codziennie, ale raczej z pozycji samochodu. Więc szczegóły mi umknęły. W czwartek jednak, wyjątkowo, szłam ulicą pieszo i nagle stanęłam tuż obok niego. To było coś strasznego... Najpierw dopadł mnie zapach, a widok był nie mniej przerażający. Z grubego opatrunku, bo nogę miał dwa razy większą od tej zdrowej, sączyła się krew i ropa. Ślady były na ławce i chodniku. Kapało z nogawek spodni. Do tego te muchy. Zielone... Był sam. Koledzy chyba nie mogli już przy nim wytrzymać i przenieśli się na skrajnie oddaloną ławkę. Widok był przerażający. Próbowałam zawiadomić opiekę społeczna, ale nie zdążyłam się połączyć, gdy zobaczyłam kawałek dalej radiowóz. Zatrzymałam. Policjanci natychmiast wezwali pogotowie.
Pan X prawdopodobnie od wielu godzin nie był już w stanie sam zejść z ławki. Jak doczłapał do niej z opatrunkiem, nie wiadomo. Miał kłopot z postawieniem kroku, by dojść do karetki.
- Nie wiem, ile osób musiało go widzieć, ale sądzę, że wiele – obrusza się pani Bożena. -Nie da się dojść do Biedronki i nie zauważyć czegoś takiego. Po prostu nie da się. A on w takim stanie był nie od dziesięciu minut. Dzień wcześniej też musiało być niedobrze. I nic? Nikt nic nie zrobił? Podobno jesteśmy katolikami. Nie wiem, co się z nim dalej stało, ale sądzę, że jeszcze kilka godzin i ten człowiek byłby bez szans. Nie mogę przestać o nim myśleć, i o nas, jako społeczeństwie, też...
Pan X został przyjęty na szpitalny oddział. Spędził tam kilka dni.
- Lekarze twierdzą, że stan zdrowia tego pana nie wymaga hospitalizacji, a jedynie opieki ambulatoryjnej, ale przy ulicznym stylu życia... - zawiesza głos Sylwia Grupińska, zastępca dyrektora Ośrodka Pomocy Społecznej w Kościanie. - W czasach gdy zdrowie na to poznawało, załatwialiśmy mu miejsce w noclegowni w Lesznie, kupowaliśmy bilet na pociąg, dwa razy nawet zawieźliśmy – raz my, raz policja do noclegowni, ale on - jeśli w ogóle tam dojechał - i tak po kilku godzinach był już z powrotem.
Dziś stan zdrowia nie pozwala panu X na samodzielne funkcjonowanie na ulicy. Pracownikom socjalnym udało się znaleźć dla niego miejsce w ośrodku dla osób bezdomnych, który oferuje też usługi opiekuńcze.
- Po kolejnych rozmowach, wyraził zgodę, ale trudno nam powiedzieć, jak długo tam zostanie. Na pobyt w noclegowni też wyrażał zgody... – mówi Grupińska.
- Nie wiem, może powinny być jakieś instrumenty, które pozwolą pomóc i takim ludziom. Przecież fakt, że on potrafi powiedzieć - nie, nie oznacza, że potrafi racjonalnie ocenić swoją sytuację. Nie jest w stanie zrobić kroku z ławki na której żyje, żeby się załatwić. Nie można go zmusić do leczenia? - zastanawia się głośno pani Bożena.
Powiatowa Komenda Policji w Kościanie już ponad miesiąc temu wystosowała wniosek do kościańskiego sądu o umieszczenie pana X w Domu Pomocy Społecznej bez jego zgody. Na razie nie ma rozstrzygnięcia, ale szanse na ,,przymusowe’’ umieszczenie w ośrodku opiekuńczym wymagają udowodnienia ograniczonej świadomości. To będzie trudne. I trochę strach przed czasami, gdy urzędnicy decydują o umieszczaniu niewygodnych ludzi w zakładach zamkniętych. To już było. Co dalej więc z panem X, nie wiadomo.
Bezdomność dla wielu oznacza wolność od zobowiązań. Dokarmiani, zarabiający na litości i współczuciu nie mają już potrzeby iść do pracy, ani niczego zmieniać w swoim życiu. To w większości mężczyźni w sile wieku - od 35 do 55 lat. Nie płacą rachunków, alimentów, ani ubezpieczenia. Służby mundurowe unikają wystawiania im mandatów, bo bezdomni i tak ich nie płacą. Wolne duchy na ławce piją, kiedy chcą, śpią, kiedy chcą, robią, co chcą i niczego nie oczekują. Żyją na oczach miasta, ale jakby poza nim. Wykluczeni. I nikt z nas nie chciałby się z nimi zamienić...
- Nie mam żadnych pretensji do służb – mówi spokojnie pani Bożena. - Policja zareagowała natychmiast, ośrodek pomocy społecznej też i pogotowie. Rzecz jednak w tym, że nawet najwspanialej działająca służba pomocowa nie jest w stanie dzień i noc monitorować życia swoich podopiecznych. Fakt, że mamy służby, które za nas zajmują się tego typu problemami społecznymi nie zwalnia nas z osobistej odpowiedzialności za drugiego człowieka. Na cierpienie tego pana patrzyło pół miasta. Walczymy ponoć o każde życie. Ustawowo! A to życie nie jest ważne? Bo brzydko pachnie?
Pani Bożena nosi inne imię, niż nadaliśmy jej na potrzeby tego artykułu. Nie chciała występować pod swoim imieniem i nazwiskiem, bo nie ono jest - jej zdaniem - ważne w tej historii. Ważny jest problem i ważni jesteśmy my, jako społeczność.
Po zawiezieniu cierpiącego do szpitala, na zlecenie dyrekcji ZUS, umyto środkiem dezynfekcyjnym i ławkę, i poplamiony ropą i krwią chodnik. Zaraz też przenieśli się tam inni bezdomni. (Al)
Straż Miejska w Kościanie każdej zimy skrupulatnie monitoruje sposób funkcjonowania środowiska osób bezdomnych. Zimą 2004/2005 odnotowano 24 takie osoby w mieście, 2005/2006 – 10, 2007/2008 – 5, 2008/2009 – 15, 2009/2010 – 20. Najwięcej bezdomnych mieszkało w mieście zimą 2012/2013 – aż 37 osób. Dwa lata później było ich już ,,tylko’’ 6, by w dwie kolejne zimy sięgnąć 15. W ubiegłym roku stałych miejskich pensjonariuszy ławek, pustostanów i dworca było sześcioro. Tej wiosny do męskiego grona dołączyły dwie panie. Jeśli tu zostaną, grono bezdomnych się powiększy. Kościan stał się ciekawy dla bezdomnych nie tylko zarobkowo, ale i towarzysko.
Gazeta Kościańska 24/2018
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Zachowanie godne szacunku,byle było więcej takich ludzi o dobrym sercu ,których obchodzi los drugiej osoby bez zważania na jej sytuacje, człowiek jest człowiekiem i nigdy nie wiadomo co się komu przydazy