Magazyn koscian.net
2007-03-28 08:37:54Nie przyznają się
- Nie przyznaję się - trzy razy usłyszała w ubiegłym tygodniu sędzia Marzena Łukaszewska-Niewrzęda, prezes Sądu Rejonowego w Gostyniu. Proces w sprawie afery z Obrą w tle twa
Nie przyznają się: Edward Sz. były kierownik wodociągów, Piotr M. były członek zarządu PKS Obra i Jerzy G. dyrektor klubu PKS Obra.
Sprawy odbyły się we wtorek (20 bm) i czwartek (22 bm). Edwardowi Sz. prokurator przypisuje odpowiedzialność za lipne zatrudnienie odbywającego zastępczą służbę wojskową oraz nakłanianie podwładnego, Jacka G. do fałszywych zeznań. Sz. nie przyznaje się. W toku śledztwa mówił wręcz, że zarzuty są absurdalne. We wtorek przed sądem twierdził, że nie miał nic wspólnego z lipnym zatrudnieniem, a gdy tylko zorientował się, że Radosław C. pobiera pensję, a nie pracuje, natychmiast przywołał go do obowiązków. Dlaczego podwładny zeznał inaczej?
- Pan G. sam przerobił karty pracy (...) Teraz broni własnej skóry - wyjaśniał Sz. Twierdził też stanowczo, że nie nakłaniał G. do zmiany zeznań w prokuraturze. - Byłem wzburzony. Zapytałem tylko, dlaczego mnie wrabia - mówił.
Na Piotrze M. ciąży oskarżenie o przyjmowanie łapówki, a także plik zarzutów związanych z działalnością w zarządzie Obry. Zdaniem prokuratora M. miał ,,załatwić’’ zastępczą służbę wojskową Łukaszowi Z. z gwarancją, że Z. nie będzie musiał pracować. Łukasz Z. twierdzi ponadto, że co miesiąc z żołdu płacił M. 500 złotych. Piotr M. jest audytorem wewnętrznym Urzędu Miejskiego w Kościanie.
- To nie miało miejsca - mówił we wtorek M.
Jego zdaniem Z. fałszywie go oskarżył, bo M. zawiadomił jego matkę o tym, że syn leseruje i nie chodzi do pracy.
- Zrobił to złośliwie - twierdził M.
M. uważa, że założenia i ekspertyzy biegłych, na których prokurator oparł oskarżenia względem zarządu Obry są błędne.
- Jestem dyplomowanym księgowym i w mojej opinii nie naruszyliśmy przepisów - tłumaczył M.
W czwartek sąd od godziny 9.20 do 14.35, z piętnastominutową przerwą, wysłuchiwał wyjaśnień członka zarządu i dyrektora Obry – Jerzego G. I to nie koniec. Jerzy G. będzie udzielał wyjaśnień i na następnym posiedzeniu sądu. G. zaprzeczał przed sądem, jakoby trenerzy i masażyści otrzymywali wynagrodzenia za pracę w formie fałszywych delegacji.
- Na pewno, w dziewięćdziesięciu procentach byli w tych miejscach, na które otrzymali delegacje - tłumaczył. Trenerzy mieli ponoć jeździć po całej Polsce w poszukiwaniu talentów.
- Oglądali zawodnika i to nie raz, ale ze sześć razy. Im młodszy, to lepiej... I to nie tylko na boisku oglądali, ale jechali za nim do domu, do rodziców - wyjaśniał.
Jerzy G. zaprzecza, jakoby kiedykolwiek i z kimkolwiek rozmawiał o tym, że kosztami wyjazdów trenerzy mogą sobie rekompensować brak wynagrodzeń. Sam G. podobnie jak inni pracownicy klubu, pracował formalnie za darmo, ale miesięcznie otrzymywał w formie delegacji od 500 do 800 zł.
- Miasto nigdy nie kwestionowało finansowania z dotacji trzecioligowej drużyny - tłumaczył ponadto G.
W sprawie finansowania z dotacji miejskiej zakupu wódki, G. uważa, że to zwykła pomyłka.
- Przecież tu chodzi o pół litra! - mówił. - To był rachunek z Intermarche. Zakupy były dla klubu i ktoś prywatnie kupił alkohol. Przez pomyłkę wszystko zostało włączone do faktury dla klubu - wyjaśniał.
W trakcie rozprawy pod sądem w Gostyniu zawrzało. Prokurator na chwilę opuścił salę.
- Wstyd, wysoki sądzie, mamy pierwszą ucieczkę. Jeden z zatrzymanych zwiał - wyjaśnił po powrocie prokurator.
- Oj, nie pierwszą, panie prokuratorze. Już nam tu jeden uciekł. Przy drzwiach złapali - wyjaśniała sędzia.
- A ten poszedł w miasto - stwierdził prokurator.
Wszystkich uczestników procesu u wylotu z miasta kontrolowała policja. Po kilku godzinach uciekiniera schwytano.
Wczoraj (27.03) sąd planował przesłuchać ponownie Jerzego G. W czwartek prawdopodobnie wyjaśnienia składać zacznie były burmistrz Jerzy B. (Al)
GK 13/2007