Magazyn koscian.net
10 stycznia 2017Nordic walking we dwoje
Sprawia nam to wielką frajdę – mówi Bogusława Andrzejewska z Czempinia. Wspólnie z mężem Mieczysławem regularnie startuje w zawodach nordic walking. Jeżdżą po całej Polsce. Aktywny styl życia to dla nich sposób na spędzanie wolnego czasu, poznawanie ludzi i zwiedzanie
Kijki na leczenie kontuzji
- Zaczęło się ode mnie w 2011 roku – mówi Bogusława Andrzejewska. - Skończyłam pięćdziesiąt lat. Byłam po złamaniu nogi. Koleżanki kupiły mi na urodziny kijki. Same nie chodziły. Spróbowałam, a później pojechałam na pierwsze zawody do Grodziska Wielkopolskiego. Bardzo mi się spodobało. Było bardzo dużo ludzi i nie było żadnych opłat.
- Byłem szczęśliwy, że żona wychodzi na trening. Aż pewnego dnia powiedziała „mam dla ciebie niespodziankę”. To były składane kijki – wspomina pan Mieczysław. Nie pozostało mu nic innego jak spróbować.
Państwo Andrzejewscy zaczęli trenować razem. Początkowo wybierali marsze na pięć kilometrów. Później spróbowali swoich sił na „dziesiątce”. Pan Mieczysław szybko połknął bakcyla. Wciągnęła go sportowa rywalizacja, gdy kończył zawody w czołówce.
Marsz po zdrowie
- Jak zaczynaliśmy, to jeszcze paliłem papierosy – zdradza mieszkaniec Czempinia.
- Na zawodach w Dąbrówce usłyszał „ty taki sportowiec i palisz?” - śmieje się pani Bogusława.
- Było mi głupio, że na zawodach jestem jedynym palaczem. Jeździłem wówczas ciężarówką. Pojechałem do Danii. Tabaka mi się skończyła. Był czwartek, a w trasie miałem być do soboty. Stwierdziłem, że rzucam palenie. Wziąłem jeszcze papierosa od kolegi i powiedziałem, że od następnego dnia nie palę. Oddałem koledze maszynkę do robienia papierosów i bibuły. Od tego czasu nie zapaliłem już ani jednego papierosa – mówi pan Mieczysław.
Zerwanie z nałogiem przełożyło się na sportowe wyniki.
- Nie ma co porównywać. Różnica jest kolosalna, lepsze wyniki, czas, oddychanie... Teraz trudno uwierzyć, z jakimi kolegami przegrywałem. Oni już jedli na mecie, a ja dopiero przychodziłem. Gdy rzuciłem papierosy wygrałem z jednym, z którym ciągle przegrywałem, potem z następnym, i następnym – chwali się Andrzejewski.
Najważniejsza jest technika
W nordic walkingu, tak jak w innych dyscyplinach, ważna jest technika. Nie trzeba od razu opanować wszystkiego do perfekcji. Właściwą postawę i ruchy wyrabia się z czasem.
- Osoby, które widujemy w okolicy nie chodzą prawidłowo. Warto wybrać się na zawody. Przed każdymi startem jest rozgrzewka. Ktoś pokazuje, jak prawidłowo chodzić. Zawsze są jakieś nowe osoby – mówi pani Bogusława.
Czempiniacy przygodę z nordic walkingiem zaczynali ze zwykłymi kijami za kilkadziesiąt złotych. Z czasem zainwestowali w profesjonalny, lekki sprzęt. Dziś mają po kilka zestawów.
- Są kije trekingowe i kije do nordic walking – podkreśla pan Mieczysław.
- Przede wszystkim kije muszą mieć odpowiednią długość dostosowaną do wzrostu. Ważny jest wyrzut kija. Ręka musi iść za biodro – tłumaczy pani Bogusława. - Na pierwszych zawodach szłam prawidłowo, ale człowiek nie miał tej szybkości. Ręce miałam zmęczone od trzymania kijków.
Setki zawodników
Okazji do rywalizacji nie brakuje. Zawody nordic walking organizowane są w całej Polsce. Często towarzyszom imprezom biegowym. Na najpopularniejszych lista zgłoszeń bardzo szybko się zapełnia, a na starcie staje 700 – 800 zawodników.
- To jest fajne. Jest z kim rywalizować – podkreśla pan Mieczysław.
Państwo Andrzejewscy lubią startować w marszach, w których jest podział na kategorie wiekowe.
- Z młodymi nie możemy wygrać – mówi pani Bogusława. - Bardzo podoba nam się w Hajnówce. Są tam marsze na pięć kilometrów, dziesięć kilometrów i na dystansie półmaratonu.
Czempiniacy zjechali już praktycznie całą Polskę. Startowali i w górach, i nad morzem. Uczestniczą w zawodach o zasięgu ogólnopolskim i lokalnych. Zawody to dziś dla nich nie tylko rywalizacja i aktywny wypoczynek, ale również okazja do spotkania ze znajomymi. Mają różne preferencje, jeżeli chodzi o trasy.
- Asfalt i górki to dla mnie masakra – mówi czempiniak.
- Często jesteśmy na zawodach na Malcie w Poznaniu. Odpowiada mi ta trasa po asfalcie. Mąż idzie obok – zdradza pani Bogumiła. - Jeździmy tam, gdzie jeszcze nie byliśmy, albo tam, gdzie nam się podobało i jest super trasa.
Przejść maraton
Myli się ten, kto myśli, że nordic walking nie jest dyscypliną wymagającą wysiłku. Wystarczy spojrzeć na czasy, jakie osiągają zawodnicy. Amatorzy długich wędrówek mogą spróbować swoich sił w ultramaratonach. W czerwcu 2013 roku pan Mieczysław wystartował w II Ultramaratonie i Rajdzie Pieszym Szczecin – Kołobrzeg. W 26 godzin 14 minut i 5 sekund pokonał 147 km. Na taki dystans ruszył... z ciekawości. Do zawodów przygotowywał się jak Justyna Kowalczyk. Biegał i maszerował ciągnąc za sobą oponę.
- Wystartowałem z synem. Do sto dwudziestego kilometra szliśmy razem. Spuchły mu stopy i musiał zrezygnować – wspomina pan Mieczysław. - Na każdym przystanku czekała żona z butelkami z piciem na drogę i koszulkami na przebranie. Trasa wiodła polnymi drogami i lasami. Każdy dostał mapkę. Ma mecie byłem po dwudziestu sześciu godzinach. Mogłem zrobić trasę w dwadzieścia. Przejść taki dystans to jest wysiłek. Dobrze, że na mecie wybrałem na nocleg materac przy ścianie. Nie wstałbym rano.
- Na mecie zawodników pytano, co chcą najpierw: piwo, kolację czy prysznic – dodaje pani Bogusława.
Pokój pełen pamiątek
- Mamy trzech synów. Każdy poszedł już w świat. Mamy czas. W weekendy możemy jeździć na zawody – mówi mieszkanka Czempinia. - Samopoczucie na pewno jest lepsze. Nic nas nie boli. Choroby jakoś się nas nie imają. Myślę, że nordic walking dużo nam daje. Sama świadomość, że jedziemy gdzieś w sobotę, że będziemy rywalizować, pozytywnie na nas wpływa.
- Jest werwa do życia – podkreśla pan Mieczysław.
Państwo Andrzejewscy mają nieodłącznego towarzysza podczas zawodów. Jest to suczka Roksia. Pamiątki z zawodów zajmują cały pokój w ich mieszkaniu. Medale i pucharu z trudem mieszczą się na półkach. Są jeszcze numery startowe, tabele wyników, koszulki, pamiątkowe kubki...
– W tym roku (2016 - przyp. red.) trochę odpuściliśmy. W przyszłym chcemy mocno trenować – deklaruje pan Mieczysław.
- Wkręciły nas kije, ale kto wie, czy nie spodobają nam się biegi – dodaje pani Bogusława. (h)
Gk 1/2017