Magazyn koscian.net
2006-04-26 10:06:08Ograbieni z życia, czy z pochówku?
Prokuratura w Kościanie zdecydowała o przebadaniu szczątków w laboratorium w Poznaniu
Ekshumacja szczątków na cmentarzu sanatoryjnym przy ulicy Wojciecha Maya w Kościanie ma się zakończyć do soboty 29 kwietnia. Do wtorku rana wykopano tam szczątki 769 osób. Kim byli, jak i kiedy zmarli zakopani na głębokości 80 centymetrów pod płotem, wciąż nie wiadomo.
Po tekście ,,Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie’’ odebraliśmy kilka telefonów od osób, które posiadają szczątkowe informacje na ten temat. Świadków zdarzeń sprzed kilkudziesięciu lat nie odnaleźliśmy. Cmentarz w czasie wojny i tuż po wojnie znajdował się na pustkowiu. Osiedla, które go teraz otacza, nie było. Przypomnijmy, tajemnicze mogiły w grobach i między nimi na głębokości 80 centymetrów odkryto 3 kwietnia. Szczątki złożone były w ziemi bez trumien i – jak oceniono – należały do osób zmarłych znacznie później, niż te, pochowane niżej w trumnach.
- Na szczątkach znajdują się jeszcze fragmenty ubrań – opowiadał wówczas ,,GK’’ Jerzy Frąckowiak, naczelnik Wydziału Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska Urzędu Miejskiego w Kościanie.
Nietypowe mogiły znaleziono w najstarszej części cmentarza tuż przy parku, pod płotem. Powiadomiono kościańską prokuraturę, ta wstrzymała prace ekshumacyjne i poprosiła o pomoc biegłego medycyny sadowej. Ten czas zgonu określił na lata czterdzieste lub pięćdziesiąte. Prokuratura z całą pewnością stwierdziła, że zgon nastąpił bez udziału osób trzecich. Sprawy do Instytutu Pamięci Narodowej nie przekazano. To co dla prokuratury było proste i oczywiste, nie było takim dla wielu mieszkańców Kościana. Spekulacje na temat losu pochowanych tam osób mnożyły się w ostatnich dniach jak grzyby po deszczu. Sugerowano między innymi, że pochowani mogli być ofiarami eksperymentów medycznych hitlerowskich lekarzy. Mogli też być ofiarami bratobójczej wojny o kształt Polski po II wojnie światowej.
- Tuż po wojnie UB często mordowało ludzi w komisariatach policji. Ciała chowano tak, by nikt nie widział – stwierdza dr habilitowany Stanisław Jankowski, szef wydziału kształcenia IPN w Poznaniu. - Nie spodziewałbym się jednak po UB takiej pieczołowitości, by chować zamordowanych w osobnych mogiłach. Choć oczywiście pochowani tam nie musieli zginąć w tym samym czasie. Jeśliby to była seria morderstw, to co innego. Wykluczyłbym mord hitlerowski. Niemcy z przerażającą skrupulatnością notowali wszystko, nawet swoje ofiary. Być może nie ma w tym odkryciu żadnej sensacji. To po prostu mogą być ciche groby z czasu okupacji. Na przykład groby ukrywających się osób.
Stefania Schwarz była dzieckiem, kiedy wybuchła wojna. Jej brat (zginął potem w Dachau) pełnił ostatnią posługę przy chorych szpitala zanim przejęli go hitlerowcy.
- Opowiadał, że Niemcy przywieźli tu też chorych psychicznie z Niemiec. Myślę sobie, że Polaków, jak wiadomo zabili i zakopali w lesie, a swoich może chociaż na cmentarzu? - zastanawia się pani Stefania.
Inną teorię przedstawił pan Czesław Dziedzic, który doczekał pełnoletniości jeszcze przed wojną.
- Chodziłem do szkoły niedaleko szpitalnego cmentarza. Codziennie rano mijałem wózek stolarza, który jechał z trumną na, albo z cmentarza. Zawsze mnie to zastanawiało, że jeździł z trumną w tę i z powrotem. Kiedyś, to było tuż przed wojną, rozmawiałem o tym z moim wujem. Wuj pracował w szpitalu jako sanitariusz. On opowiedział mi o skandalu jaki miał miejsce w związku z pochówkami pacjentów. Prawo do pochówku miał jeden stolarz w Kościanie. W tym szpitalu byli ludzie z całej Polski. Biedni często i bez rodziny, albo z rodziną, która nie mogła czy też nie chciała ich tu odwiedzać. Za pogrzeb płacił szpital. Raz przyjechała na pogrzeb rodzina. A że dawno zmarłego nie widziała, chciała go przed pochówkiem zobaczyć. Otwarto trumnę, a tam trup goluśki jak święty turecki leżał. Skandal był straszny i ten stolarz stracił fuchę. Kto potem zajmował się pochówkiem, nie wiem. Skoro ci, co chowali nie ubierali ciał, choć dostawali na to pieniądze, to mogli nawet bez trumien pochować.
O aferze sprzed 70 lat obecny dyrektor szpitala Marian Zalejski nie słyszał.
- Nie mamy żadnej dokumentacji sprzed tysiąc dziewięćset czterdziestego czwartego roku. Nic. Ani jednego papierka. Żadnej karty chorobowej. Żadnych danych - wyjaśnia dyrektor Zalejski. - Wszystko, jak podejrzewam, zniszczyli lub zabrali Niemcy. Od lat uczulam pracowników, by jeśli znajdą gdzieś jakiekolwiek stare papiery, wszystko traktowali ze szczególną ostrożnością. Nic jednak do tej pory nie znaleziono. O przeszłości więc niewiele, a właściwie nic nie wiemy.
Jeśli zdarzały się pochówki nagich nieboszczyków w trumnach, to wnioskowanie, iż pochówki bez trumien są dużo późniejsze, bo przy szczątkach znajdują się szczątki materiałów, jest błędne. Nie wiadomo, czy te w trumnie były w ogóle ubrane. Osoby pochowane w już istniejących grobach i między nimi mogły umrzeć niewiele później, niż te, pochowane niżej w trumnach. Mogą więc pochodzić z okresu II Rzeczpospolitej. Pochówek bywał i w tamtych czasach kosztowny, jedna z hipotez zakłada więc, że są to zmarli pochowani w poświęconej ziemi ,,na gapę’’. Tymczasem nie ma dowodów na potwierdzenie żadnej z teorii. Wszystkie jednak trochę rozjaśniają sytuację. (Al)
Kościste historie
Nauka ponoć nazwę Kościana wywodzi nie od kości, ale od bagiennej rośliny, która porastała okolice grodu. Nauka swoje, a skojarzenia swoje. Kogo poza Kościanem nie spytamy z czym się jego nazwa kojarzy, 98% powie, że z kośćmi właśnie. Szkoda, bo kości w marketingu na jaki się miasta dziś silą nie stoją wysoko. Tymczasem przy okazji poszukiwań związanych z tajemniczymi pochówkami na sanatoryjnym cmentarzu natrafiliśmy na kilka kościstych opowieści. Oto one:
Góra kości w sądzie
- W latach 70-tych. Podczas stawiania „autoklawu” na terenie podwórza sądu, przy pracach nad fundametami pod to urządzenie, natrafiono przypadkiem na jakieś podziemne przejścia (zapadła się ziemia ukazując podziemne przejścia) – relacjonuje na Forum Dyskusyjnym jeden z internautów. - Jeden z pracowników wszedł do środka, z jego relacji wynika, że były tam jakieś szkielety, poukładane jeden przy drugim. Nakazano natychmiastowe zasypanie tunelu i nie rozpowiadanie zdarzenia. Ponoć nakaz przyszedł natychmiastowo z jakiegoś urzędu. Pracownicy jednak nie zasypali ponoć odkrytego wejścia. Położono na nim wielką blachę na której przyciągnięto autoklaw z (chyba) Metalchemu i zasypano warstwą ziemi. Być może blacha ta jest tam do dziś, choć na podwórzu widnieje nawierzchnia z kostki betonowej. Może warto by było się tym tematem zainteresować?
Zainteresowaliśmy się. O podziemne przejścia zapytaliśmy prezesa sądu w Kościanie w latach osiemdziesiątych i jednocześnie prezesa mającego badawcze ambicje Towarzystwa Miłośników Ziemi Kościańskiej – Zdzisława Witkowskiego.
- Na podwórzu bardzo wątpię, by coś było, bo podwórze przekopaliśmy budując podziemne przejście między sądem, a kotłownią. Musielibyśmy na coś trafić, a nie trafiliśmy na żadną stety, lub niestety sensację. Ale pogłoski o pomieszczeniach pod ziemią i kościach są prawdziwe. Tylko nie na podwórzu, a w ogrodzie i nie korytarze, a komnata. Spora. Tak z dziesięć na osiem metrów. Sklepienie łukowate. Stos kości ułożonych prawie pod sufit. Byłem tam razem z księdzem Wilczyńskim.
Odkrycie krypty wyglądało jak scena z horroru. Główną bohaterką była w niej sprzątaczka sądowa. Pracując w ogródku koło sądu cofała się i nagle tyłem wpadła do ciemnego dołu z piszczelami.
- Co się strachu najadła, to... Nie zazdroszczę. Zaraz z księdzem zorganizowaliśmy długi kabel i żarówkę, i weszliśmy tam razem. Nie było trumien. Same kości. Wyglądały na stare. Było tam wejście do jakiegoś tunelu, ale zasypane. Wyszliśmy, płytę, która się osunęła ustawiliśmy na miejscu i nigdy więcej nie zajmowaliśmy się tą sprawą.
Starymi kośćmi dziesiątek, a może setek osób nie zajmowało się też Towarzystwo Miłośników Ziemi Kościańskiej. Zdaniem prezesa Witkowskiego kości mogły mieć kilkaset lat.
Dziecko na ulicy
Gdy ją znaleziono, nie żyła od kilkudziesięciu lat. Leżała na środku ulicy Krętej, jakoś koło dzisiejszej studzienki kanalizacyjnej.
- Potem sobie przypomniałem, że jak miałem jakieś dziesięć lat i chodziłem po mlecz do królików, któregoś dnia na polu, które tu było przed wojną, znalazłem świeżo kopaną ziemię – opowiada Czesław Dziedzic, mieszkaniec ulicy Krętej. - Zdziwiłem się. Tak w zbożu? Wczoraj nie było, dziś jest?
Między wczoraj a dziś dla dziewczynki skończył się świat. Przynajmniej ten nasz. Który Bóg witał ją w tym drugim, nie wiadomo. Katolicki? Ewangelicki, czy może Żydowski?
- Na głębokości pół metra, może trochę więcej leżała – opowiada pan Czesław. - Kości zostawiłem, wyjąłem czaszkę. Była taka mała... Zaniosłem ją do garażu. Potem nagle aż zaroiło się u mnie od milicjantów. Badali, pytali, wszystkie kostki z ziemi wybrali i dali do analizy kryminologom.
Kryminolodzy oglądali jej piszczele pod mikroskopem. Stwierdzili, że miała około siedmiu lat.
- Kto i dlaczego pochował ją na polu? Nie wiem... Może była dzieckiem wędrownych żebraków? Pochówek kosztował. Może tych, co po niej zostali nie było na to stać? A może ktoś zrobił jej krzywdę i chciał to ukryć? - nie wiem.
A pies kulił się pod nogami
Siedział. Zakopali go na siedząco.
- Nocny stróż to był. Tak myślę. Bo kto? I ten pies... – mówi pan Czesław.
Kiedy, kto, kogo zakopał, nie wiadomo. Wiadomo kiedy kości odkopali.
- Przed wojną to było. Ojciec przy tym był. To było wtedy za miastem, a dziś przy samym rondzie w centrum. To było, jak drukarnię budowali. Wtedy go znaleźli.
A znalezisko było straszne. Szkielet w ziemi siedział, a pod nogami leżał kościotrup psa.
- Długo potem ludzie jeszcze o tym opowiadali – wspomina pan Czesław.
Zły Dół z kośćmi
- Ojciec mi opowiadał, że jak się tam łopatę wbiło, to zawsze jakąś kość się wyciągnęło – mówi pan Czesław, a żona mu przytakuje. - To od tego jest nazwa miasta, od kości. Złe Doły na to mówiono. I ludzie bali się tam o zmierzchu chodzić. Ponoć pies zionący z pyska ogniem tam biegał. Tak ludzie gadali. Mówiło się na te okolice Gnatowo.
Złe Doły to miejsce, gdzie dziś stoi stacja Schell przy ulicy Gostyńskiej i teren za stacją.
- Wątpię, by był to regularny cmentarz. Miejsca na cmentarze wytyczano w suchych miejscach, na piaskach, a to były zawsze podmokłe tereny. Ale istotnie miejsce to nazywano kiedyś Złymi Dołami – stwierdza Marian Koszewski regionalista z TMZK.
- To było poza murami miejskimi. W przypadku zarazy, klęski jakieś, niewykluczone, że chowano tam ludzi. Dla przykładu cmentarze choleryczne bywały w bardzo przypadkowych miejscach. Mógł więc być taki i tam – dedukuje Jan Pawicki z Kościana.
Cmentarz obok cementarza
A cmentarzy w centrum Kościana jest kilka. Na jednym - katolickim, nie ekshumowanym nigdy, stoi dziś liceum. Na drugim - żydowskim, również nie ekshumowanym, stoi osiedle domków jednorodzinnych. Czesław Dziedzic twierdzi, że cmentarz znajdował się też w miejscu, gdzie dziś stoi Lidl. Miał być to również sanatoryjny cmentarz.
- Stary. Pamiętam, jak byłem dzieckiem, był już bardzo zapuszczony. Potem zaczęli go orać jak pole – wspomina pan Czesław.
Stare mapy geodezyjne potwierdzają, że spora działka w Czarkowie (to było kiedyś terytorium wsi) należała do szpitala.
- I do mnie dotarły pogłoski, że tam był cmentarz. Badałem sprawę i niestety nie udało mi się znaleźć żadnego dokumentu, który by to potwierdzał. Być może miejsce to pełniło funkcję cmentarza zanim założono nekropolię przy dzisiejszej ulicy Maya. Może było to tylko tymczasowe rozwiązanie i dlatego nie ma żadnych dokumentów? - zastanawia się Jan Pawicki. (Al)
GK nr 17/2006
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Na terenie dzisiejszego sądu był klasztor dominikanów . Kości z krypty to na pewno pochowani tam przed wiekami zakonnicy. Szkoda , że w Kościanie wszystko co się odkryje jest natychmiast tuszowane .To samo było z piwnicami zamku królewskiego kiedy budowano tam kotłownie.