Magazyn koscian.net
2005-04-20 12:37:26Pieskie życie
W powiecie kościańskim nie ma ani jednego schroniska dla zwierząt
Przytulisko w kościańskim Zakładzie Oczyszczania Miasta jest w opłakanym stanie i nie zabezpiecza nawet zapotrzebowania miasta. – Jestem przerażona, w jakich warunkach trzyma się tam psy. Jeden na drugim – mówi pani Małgorzata z Kościana. Czy powstanie schronisko z prawdziwego zdarzenia?
Wraz z wiosennymi porządkami w przytulisku nagle zrobiło się tłoczno. Żabka Ula – czyli suczka z ,,psiego pola’’ (Surzyńskiego 17 – pisaliśmy o niej nie raz) powiła sześć szczeniąt. Wraz z nią przybył jej towarzyszy – pies, a do jego klatki i sąsiedniej trafiło kilkanaście kolejnych psów.
- Co mamy zrobić? Klatek jest, ile jest – mówi jeden z pracowników ZOM.
A są dokładnie trzy. W każdej po dwie budy. Klatki znajdują się w krzakach, tuż obok składowisk śmieci. Zwierzęta nie mają tam szans na choćby niewielki wybieg. Całe dnie spędzają w zadaszonych kojcach. Jeśli psów jest dużo, to i po sześć w jednym.
- Czasem tak się gryzą, że trzeba lać na nie wodę – opowiada dalej pracownik zakładu.
Od dwóch lat pracownicy nie prowadzą akcji wyłapywania wałęsających się psów.
- Trafiają do nas tylko psy z interwencji lub jeśli ktoś je do nas przyprowadzi, a na przełomie lutego i marca mieliśmy ich tu trzynaście. Na szczęście szybko znalazły nowych właścicieli. W latach dziewięćdziesiątych, kiedy regularnie wyłapywaliśmy wałęsające się psy, bywało, że mieliśmy ich tu po dwadzieścia – wyjaśnia Jerzy Dudziak, zastępca prezesa zakładu.
Przypomnijmy, zakład lada dzień będzie miał pełnoprawnego, nowego właściciela – Remondis. Z końcem marca moc straciła też umowa miasta z Zakładem Oczyszczania na prowadzenie przytuliska. Kto teraz zajmie się opieką nad bezpańskimi zwierzętami?
- Miasto nie będzie tego robiło – wyjaśnia Jerzy Frąckowiak, naczelnik Wydziału Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska Urzędu Miejskiego w Kościanie. – Zamierzamy przedłużyć umowę z zakładem.
To jednak nie załatwia problemu. Przytulisko jest w opłakanym stanie. Zwierzętom być może nie zależy na estetyce, ale na jako takich warunkach życia na pewno tak. Miasto od lat nie inwestowało w ,,placówkę’’. To dzieci i młodzież z zespołu szkół numer cztery zebrały pieniądze na remont sypiącego się daszku nad klatkami, to dzięki nim psiaki mają nowe budy. Pensjonariusze przytuliska żywią się odpadkami z przedszkola. Gdy to jest zamknięte, psy dostają suchą karmę lub odpadki ze stołów pracowników zakładu. Mleko kupują pracownicy. W utrzymaniu psów pomaga też pani Małgosia, która przez kilka miesięcy dbała o Żabkę Ulę, gdy ta mieszkała jeszcze przy ulicy Surzyńskiego.
- Wiem, że pracownicy zakładu dbają o pieski, ale martwię się, co się dzieję ze zwierzętami w niedzielę – mówi. – Zakład wtedy nie pracuje. Ja chętnie bym tu przyszła, ale przez zamkniętą bramę nie przeskoczę.
- To nie jest schronisko. Nie spełnia warunków i nie może spełnić. To jest obiekt sanitarny, nic więcej – mówi prezes ZOM Ryszard Naskręt.
Także urzędnicy miasta zastrzegają, że to nie jest schronisko, a skoro schroniskiem TO nie jest, nie można od TEGO wymagać ,,zbyt wiele’’. TO w końcu nie ma określonych standardów.
- Każde schronisko powinno być objęte naszym nadzorem. To nie jest, bo nie może. Nie spełnia wymagań. Nie mogę zaakceptować warunków w jakich przetrzymywane są tam zwierzęta - mówi Tadeusz Grygier, Powiatowy Lekarz Weterynarii.
Nie znaczy to, że zwierzęta, które tam trafią nie mają opieki weterynaryjnej. Jeśli są po wypadku, pomoc jest udzielana, podobnie jak eutanazja.
A może by tak razem?
Założenie, a potem utrzymanie schroniska z prawdziwego zdarzenia to niemały koszt. Żadna z gmin nie ma ochoty go ponosić. Restrykcje wobec prowadzących taką placówkę są dość ostre. Musi znajdować się co najmniej 300 metrów od osiedli mieszkalnych. Klatki i budy muszą być w określonych rozmiarach, musi być pomieszczenie na biuro (trzeba prowadzić ewidencję), pomieszczenie do przechowywania karmy dla zwierząt, i inne do jej gotowania, jeśli byłyby to odpadki z rzeźni, czy jakiejkolwiek stołówki. Najwyższym kosztem byliby pracownicy schroniska.
- Zaproponowaliśmy wspólną inwestycję. Schroniska dla całego powiatu – wyjaśnia Roman Skrzypczak, kierownik referatu gospodarki gruntami czempińskiego urzędu miejskiego. - Nie określiliśmy, ani gdzie, ani za ile miałoby powstać. Wystąpiliśmy z propozycją, ale nie wszyscy nawet nam na nią odpowiedzieli. Ci, którzy to zrobili, napisali, że chętnie, ale nie mają pieniędzy. Na tym stanęło. Zamierzamy ponownie wystosować pisma do wszystkich gmin powiatu.
Nad myślą utworzenia powiatowego schroniska debatowali już włodarze gmin i powiatu poprzedniej kadencji. Sugerowano wówczas, że - za zgodą zarządzających Stadniną Koni Racot - mogłoby powstać w miejscu racockiej bażanciarni. Na rozmowach się wówczas skończyło, a dziś nawet nie toczy się rozmów. Nie ma nawet planów założenia placówki w najbliższym dziesięcioleciu. Pomysł wspólnego budowania schroniska poparł w rozmowie z ,,GK’’ jedynie urzędnik Urzędu Miejskiego w Kościanie.
- Byłoby to najrozsądniejsze gospodarowanie pieniędzmi – ocenił Jerzy Frąckowiak.
A problem jest i to wszędzie. Zgodnie z Ustawą o ochronie zwierząt (z 21 sierpnia 1997 roku, art.11 punkt 3) ,,wyłapywanie bezdomnych zwierząt, oraz rozstrzyganieo dalszym postępowaniu z nimi może odbywać się wyłącznie na mocy uchwały wyjściowej rady gminy...’’. Nad przygotowaniem takiej uchwały razem z radnymi pracować powinien powiatowy lekarz weterynarii i przedstawiciel Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami lub innej organizacji pozarządowej. Ministerialne rozporządzenie nakłada też ścisłe określenie zasad postępowania z bezdomnymi zwierzętami (kto, czym, w jaki sposób będzie je łapał, gdzie i jak długo zwierzę będzie potem przechowywane). Akcje wyłapywania zwierząt powinny być ogłaszane do publicznej wiadomości na 19 dni przed ich rozpoczęciem. W ogłoszeniu powinno być też napisane gdzie trafią schwytane zwierzęta i kto (jaka firma) będzie je łapał. Gminy powinny wykazać się umowami ze schroniskami, które zajmą się zwierzętami.
Założenie, a potem utrzymanie schroniska z prawdziwego zdarzenia to niemały koszt. Żadna z gmin nie ma ochoty go ponosić. Restrykcje wobec prowadzących taką placówkę są dość ostre. Musi znajdować się co najmniej 300 metrów od osiedli mieszkalnych. Klatki i budy muszą być w określonych rozmiarach, musi być pomieszczenie na biuro (trzeba prowadzić ewidencję), pomieszczenie do przechowywania karmy dla zwierząt, i inne do jej gotowania, jeśli byłyby to odpadki z rzeźni, czy jakiejkolwiek stołówki. Najwyższym kosztem byliby pracownicy schroniska.
- Zaproponowaliśmy wspólną inwestycję. Schroniska dla całego powiatu – wyjaśnia Roman Skrzypczak, kierownik referatu gospodarki gruntami czempińskiego urzędu miejskiego. - Nie określiliśmy, ani gdzie, ani za ile miałoby powstać. Wystąpiliśmy z propozycją, ale nie wszyscy nawet nam na nią odpowiedzieli. Ci, którzy to zrobili, napisali, że chętnie, ale nie mają pieniędzy. Na tym stanęło. Zamierzamy ponownie wystosować pisma do wszystkich gmin powiatu.
Nad myślą utworzenia powiatowego schroniska debatowali już włodarze gmin i powiatu poprzedniej kadencji. Sugerowano wówczas, że - za zgodą zarządzających Stadniną Koni Racot - mogłoby powstać w miejscu racockiej bażanciarni. Na rozmowach się wówczas skończyło, a dziś nawet nie toczy się rozmów. Nie ma nawet planów założenia placówki w najbliższym dziesięcioleciu. Pomysł wspólnego budowania schroniska poparł w rozmowie z ,,GK’’ jedynie urzędnik Urzędu Miejskiego w Kościanie.
- Byłoby to najrozsądniejsze gospodarowanie pieniędzmi – ocenił Jerzy Frąckowiak.
A problem jest i to wszędzie. Zgodnie z Ustawą o ochronie zwierząt (z 21 sierpnia 1997 roku, art.11 punkt 3) ,,wyłapywanie bezdomnych zwierząt, oraz rozstrzyganieo dalszym postępowaniu z nimi może odbywać się wyłącznie na mocy uchwały wyjściowej rady gminy...’’. Nad przygotowaniem takiej uchwały razem z radnymi pracować powinien powiatowy lekarz weterynarii i przedstawiciel Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami lub innej organizacji pozarządowej. Ministerialne rozporządzenie nakłada też ścisłe określenie zasad postępowania z bezdomnymi zwierzętami (kto, czym, w jaki sposób będzie je łapał, gdzie i jak długo zwierzę będzie potem przechowywane). Akcje wyłapywania zwierząt powinny być ogłaszane do publicznej wiadomości na 19 dni przed ich rozpoczęciem. W ogłoszeniu powinno być też napisane gdzie trafią schwytane zwierzęta i kto (jaka firma) będzie je łapał. Gminy powinny wykazać się umowami ze schroniskami, które zajmą się zwierzętami.
Jak jest?
W powiecie kościańskim z problemem bezpańskich psów walczy się doraźnie i raczej nieformalnie. Bo przytulisko przy ZOM w Kościanie formalnie schroniskiem nie jest, szczegółowych uchwał i zasad postępowania z bezdomnymi zwierzętami po prostu nie ma. W każdej gminie funkcjonuje to inaczej.
W Kościanie wyłapywanie zwierząt odbywa się na zlecenie burmistrza. Wykonawcą tych zleceń była w ostatnim dziesięcioleciu ,,zieleń’’ (obecnie ZOM). Kilka lat temu wreszcie wyposażono pracowników zakładu w chwytak do bezpiecznego wyłapywania zwierząt i w strzelbę pozwalającą na podanie środka usypiającego z pewnej odległości. Po jednym sezonie zaprzestano regularnego łapania psów wałęsających się po mieście. Teraz pracownicy zakładu interweniują już tylko w określonych przypadkach.
W Czempiniu agresywne zwierzęta łapią pracownicy schroniska z Gaju pod Śremem. Czempiński urząd zleca to i płaci dodatkowo za pierwsze dwa tygodnie pobytu zwierzaka w schronisku. Awaryjnie wywozi się psy do schroniska w Poznaniu. Z gminy Krzywiń jeszcze dwa lata temu bezpańskie psy wożono do Kościana. Od ubiegłego roku jest inaczej.
- Mamy dobrze rozwiązany ten problem. Nie mamy powodu angażować się w budowę schroniska. Mamy umowę z panem, który na telefon przyjeżdża, łapie psa i zabiera do siebie - wyjaśnia Maciej Kubański, kierownik referatu gospodarki komunalnej i przestrzennej.
Jeśli ktoś zauważy dziwnego, wałęsającego się psa, powinien zadzwonić do Urzędu Gminy. Gdy ten jest nieczynny, z hyclem skontaktować się mogą krzywińscy policjanci. Gmina płaci za schwytanie każdego czworonoga, jego opiekę weterynaryjną i miesięczne utrzymanie. Co się z nimi dzieje potem, nie wiadomo. W ciągu miesiąca ponoć znajdują nowy dom.
W gminie Śmigiel ,,psi problem’’ rozwiązują strażnicy miejscy. Procedury postępowania nie są sformalizowane, ale są stałe, jak zapewniają funkcjonariusze. Bezpańskie zwierzęta łapią zawsze we współpracy z weterynarzem. Mają strzelający aplikator środków uspokajających i o ile nikt w gminie nie zechce pieska, wiozą go do kościańskiego przytuliska.
- Znamy tu niemal wszystkich i zwykle wiemy, że ten, czy tamten chciałby takiego, czy innego pieska. Najczęściej szybko znajdujemy im nowy dom. Nie dajemy psów tam, gdzie trzymają je na łańcuchach – wyjaśniają. Psy zanim trafią do nowego właściciela są odrobaczane i szczepione.
W powiecie kościańskim z problemem bezpańskich psów walczy się doraźnie i raczej nieformalnie. Bo przytulisko przy ZOM w Kościanie formalnie schroniskiem nie jest, szczegółowych uchwał i zasad postępowania z bezdomnymi zwierzętami po prostu nie ma. W każdej gminie funkcjonuje to inaczej.
W Kościanie wyłapywanie zwierząt odbywa się na zlecenie burmistrza. Wykonawcą tych zleceń była w ostatnim dziesięcioleciu ,,zieleń’’ (obecnie ZOM). Kilka lat temu wreszcie wyposażono pracowników zakładu w chwytak do bezpiecznego wyłapywania zwierząt i w strzelbę pozwalającą na podanie środka usypiającego z pewnej odległości. Po jednym sezonie zaprzestano regularnego łapania psów wałęsających się po mieście. Teraz pracownicy zakładu interweniują już tylko w określonych przypadkach.
W Czempiniu agresywne zwierzęta łapią pracownicy schroniska z Gaju pod Śremem. Czempiński urząd zleca to i płaci dodatkowo za pierwsze dwa tygodnie pobytu zwierzaka w schronisku. Awaryjnie wywozi się psy do schroniska w Poznaniu. Z gminy Krzywiń jeszcze dwa lata temu bezpańskie psy wożono do Kościana. Od ubiegłego roku jest inaczej.
- Mamy dobrze rozwiązany ten problem. Nie mamy powodu angażować się w budowę schroniska. Mamy umowę z panem, który na telefon przyjeżdża, łapie psa i zabiera do siebie - wyjaśnia Maciej Kubański, kierownik referatu gospodarki komunalnej i przestrzennej.
Jeśli ktoś zauważy dziwnego, wałęsającego się psa, powinien zadzwonić do Urzędu Gminy. Gdy ten jest nieczynny, z hyclem skontaktować się mogą krzywińscy policjanci. Gmina płaci za schwytanie każdego czworonoga, jego opiekę weterynaryjną i miesięczne utrzymanie. Co się z nimi dzieje potem, nie wiadomo. W ciągu miesiąca ponoć znajdują nowy dom.
W gminie Śmigiel ,,psi problem’’ rozwiązują strażnicy miejscy. Procedury postępowania nie są sformalizowane, ale są stałe, jak zapewniają funkcjonariusze. Bezpańskie zwierzęta łapią zawsze we współpracy z weterynarzem. Mają strzelający aplikator środków uspokajających i o ile nikt w gminie nie zechce pieska, wiozą go do kościańskiego przytuliska.
- Znamy tu niemal wszystkich i zwykle wiemy, że ten, czy tamten chciałby takiego, czy innego pieska. Najczęściej szybko znajdujemy im nowy dom. Nie dajemy psów tam, gdzie trzymają je na łańcuchach – wyjaśniają. Psy zanim trafią do nowego właściciela są odrobaczane i szczepione.
Wszystko na koszt gminy
Schronisko nie zlikwiduje problemu biegających samopas burków. Były, są i pewnie długo jeszcze będą zmorą miast i wsi. Doraźne wyłapywanie bezpańskich zwierząt być może nauczyłoby właścicieli myślenia o tym, gdzie jest ich podopieczny. Schronisko, a w nim ktoś, kto na co dzień zajmuje się zwierzętami, dałoby szansę na szybkie wyłapanie bezpańskiego psa nawet w weekend, czy święto, kiedy urzędy są nieczynne.
To w jaki sposób traktujemy zwierzęta świadczy o naszym człowieczeństwie.
- Nie ma bezpańskich psów. Każdy ma jakiegoś właściciela, ale nie każdy właściciel zasłużył na psa. To nie z psami jest problem, ale z ludźmi. Psy tylko na tym cierpią - twierdzą strażnicy miejscy ze Śmigla. Za to cierpienie ponosimy zbiorową odpowiedzialność.
ALICJA MUENZBERG
GK nr 16/2005
Schronisko nie zlikwiduje problemu biegających samopas burków. Były, są i pewnie długo jeszcze będą zmorą miast i wsi. Doraźne wyłapywanie bezpańskich zwierząt być może nauczyłoby właścicieli myślenia o tym, gdzie jest ich podopieczny. Schronisko, a w nim ktoś, kto na co dzień zajmuje się zwierzętami, dałoby szansę na szybkie wyłapanie bezpańskiego psa nawet w weekend, czy święto, kiedy urzędy są nieczynne.
To w jaki sposób traktujemy zwierzęta świadczy o naszym człowieczeństwie.
- Nie ma bezpańskich psów. Każdy ma jakiegoś właściciela, ale nie każdy właściciel zasłużył na psa. To nie z psami jest problem, ale z ludźmi. Psy tylko na tym cierpią - twierdzą strażnicy miejscy ze Śmigla. Za to cierpienie ponosimy zbiorową odpowiedzialność.
ALICJA MUENZBERG
GK nr 16/2005
Już głosowałeś!