Magazyn koscian.net
2006-02-01 10:09:45Pieskie życie, pieska śmierć
We wtorek, 24 stycznia, uśpiono psy w miejskim przytulisku dla zwierząt w Kościanie
– To była interwencja humanitarna. Chore psy nie mogły dłużej przebywać w takich warunkach – twierdzi Tadeusz Grygier, powiatowy lekarz weterynarii. Miasto płaciło Miejskiemu Zakładowi Oczyszczania miesięcznie 1500 złotych na utrzymanie psów. Były dwa. Kto odpowiada za ich śmierć?
,,W powiecie kościańskim nie ma ani jednego schroniska dla zwierząt. Przytulisko w kościańskim Zakładzie Oczyszczania Miasta jest w opłakanym stanie i nie zabezpiecza nawet zapotrzebowania miasta. – Jestem przerażona, w jakich warunkach trzyma się tam psy. Jeden na drugim – mówi pani Małgorzata z Kościana. Czy powstanie schronisko z prawdziwego zdarzenia?’’- pisaliśmy w kwietniu ubiegłego roku ( ,,Pieskie życie’’ ,,GK’’ z 20 kwietnia 2005). Miasto od lat nie zainwestowało w ,,placówkę’’. Daszki nad klatkami i nowe budy kupili uczniowie Zespołu Szkół nr 4. Psy żywiono odpadkami z przedszkola. Od roku mięso dla nich (głównie dla Żabki) codziennie kupowała pani Małgosia. Ona kupiła też miski dla psów, jesienią przywiozła Ona kupiła też miski dla psów, jesienią przywiozła dla nich słomę do wyłożenia, a gdy przyszły dwudziestostopniowe mrozy, koce i kołdry do przykrycia bud. W miarę możliwości przytulisko odwiedzali też pani Elżbieta i grupka uczniów Zespołu Szkół nr 1. Miłośnicy zwierząt martwili się przede wszystkim o los psiaków w weekendy i święta, kiedy to zakład zamknięty jest na trzy spusty.
- Jedzenie, to wiem, że ludzie im rzucali przez mur od rzeki, albo koło myjni, ale czy wodę im ktoś z pracowników przyniósł? Nie wiem. – mówi pani Elżbieta.
- Prosiłam, żeby mi dano klucz do bramy, a ja w weekend przyjdę i zajmę się psami, ale powiedziano że nie wolno. Rozumiem. Trudno bym chodziła po zamkniętym zakładzie – mówi pani Małgosia.
W ostatnich dwóch tygodniach w przytulisku były dwa psy. Słynna, stała pensjonariuszka: Żabka- Ula, suczka z psiego pola, czyli z opuszczonej posesji przy ulicy Surzyńskiego, o której pisaliśmy już nie raz (np.: ,,Psie pole w centrum Kościana’’ - ,,GK’’ z 25 lutego 2004 r.; ,,Żabka Ula czeka. Może na Ciebie? - ,,GK’’ z 5 stycznia 2005 roku) oraz pies przypominający labradora, ofiara wypadku.
- Przywiózł go pan polonezem. Pies leżał na drodze. Miał złamaną łapę – tak we wtorek ocenił sytuację Krzysztof Białas, lekarz weterynarii.
Pies po wypadku miał kłopoty z chodzeniem. W pierwszych dniach ponoć prawie nie wychodził z budy. Potem nauczył się kuśtykać. Był w przytulisku około 10 dni. Żabka była w zakładzie od roku. Od kilku dni miała powiększone do rozmiarów kurzego jaja guzy przy odbycie. Dramatyzmu sytuacji w przytulisku dodała zima.
- Obejrzałam prognozę pogody w niedzielę i gdy dowiedziałam się, że nocą temperatura ma spaść poniżej dwudziestu stopni, zadzwoniłam do pana Dudziaka z zakładu. Zapowiedziałam, że przyniosę koce do okrycia bud. Prosiłam, by ktoś był w zakładzie. Byłam tam o umówionej godzinie i kilkadziesiąt minut później, ale brama była zamknięta. Zostawiłam koce na bramie. Rankiem w poniedziałek – gdy przyszłam nakarmić psy – koce były na budach. Czy były już w nocy, nie wiem. Psy się trzęsły. Żabka chora, jej towarzysz kulawy... Byłam w zakładzie, ale powiedziano mi, że nie mogą zapewnić im innych warunków. Nie ma takiej możliwości, nie ma na to pieniędzy. Dzwoniłam do urzędu. Dzwoniłam do powiatowego lekarza weterynarii z prośbą o interwencję. I interweniowano... – opowiada pani Małgosia.
- Warunki są tam żadne. Ja nie uznaję tego przytuliska. Nie spełnia żadnych norm. Tam nie powinno się trzymać zwierząt. Na dodatek były chore, a ich opiekunowie nie mogli ponoć zagwarantować im nawet ciepła – stwierdza Tadeusz Grygier, powiatowy lekarz weterynarii. – Zdecydowałem o eutanazji ze względów humanitarnych.
Oba psy uśpił Krzysztof Białas.
- Otrzymałem polecenie od przełożonego i je wykonałem – wyjaśnia. – Czy ja chcę usypiać pieski? Ja chcę leczyć. Ale schronisko nie ma na to pieniędzy.
Co innego twierdzi Jerzy Frąckowiak, naczelnik Wydziału Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska Urzędu Miejskiego w Kościanie. Jak nam wyjaśnił, miasto płaci za utrzymanie zwierząt miesięcznie 1500 złotych. Z tego na opiekę weterynaryjną 300 zł (z Vat 360 zł). Suma ta (1500 zł) miała też starczyć na udział pracowników zakładu w akcjach wyłapywania psów.
- Z tego co wiem, psy miały słomę w budach i koce na budach. Najlepiej byłoby w czasie tych wielkich mrozów zabrać je do ogrzewanego pomieszczenia, ale tam takiego nie ma. Chyba że biura... – wyjaśnia Frąckowiak.
- To nie jest schronisko. To tylko przechowalnia. Warunki nie są najlepsze, to wiadomo, ale nie jeden pies u właściciela nie ma tak, jak u nas - twierdzi jeden z pracowników zakladu oczyszczania.
Zdaniem naczelnika Frąckowiaka przytulisko było pod stałą kontrolą urzędu i funkcjonowało prawidłowo. Jeszcze w listopadzie 2005 roku w liście do powiatowego lekarza weterynarii Tadeusza Grygiera burmistrz Jerzy Bartkowiak napisał, że Zakład Oczyszczania Miasta ,,zapewnia przetrzymywanym psom właściwe warunki sanitarne, regularne karmienie oraz opiekę weterynaryjną’’. Dlaczego więc przez 10 dni nie wezwano weterynarza do chorych zwierząt?
- Stałej opieki weterynaryjnej sobie tam nie wyobrażam. Lekarz weterynarii nie powinien był zaakceptować warunków, w jakich przebywały tam psy – ocenia Tadeusz Grygier.
W urzędzie miejskim dowiedzieliśmy się, że psy uśpiono nie ze względu na warunki i opiekę, ale na żądanie pani Małgosi (sic!).
- Tak zostałam morderczynią – mówi pani Małgosia. – Bardzo przeżyłam to, co się stało. Nie mogę się uspokoić. Powiedziałam, że skoro nie potrafią zagwarantować psom odpowiednich warunków, to niech lepiej skrócą ich cierpienia. Biję się teraz z myślami. Czy dobrze zrobiłam, że w ogóle interweniowałam? Czy jednak można było dalej na to, co tam się działo spokojnie patrzeć? Śmierć tych psów nie może iść na marne. Trzeba zrobić wszystko, by żaden pies już tam nie trafił...
- Zachodzę we wtorek do przytuliska, a tam puste klatki - opowiada pani Elżbieta. - Dreszcz przeszedł mi po plecach. Pomyślałam, że może ze względu na mróz je gdzieś zamknęli. Było po szesnastej. Nikogo w biurze nie było. Poszłam do domu. Następnego dnia rano dotarłam tam prawie biegiem. A tam znów klatki puste. Przecież w dzień powinni je wyprowadzić na dwór? Pobiegłam do biura i dowiedziałam się, że je uśpili... Oba. I Żabkę, tę którą pod opieką miała wasza gazeta i tego ślicznego pieska... Nie śpię od środy. Nie mogę się uspokoić...
Pani Elżbieta miała szczególny stosunek do labradora. Znalazła dla niego dom. Miał tam trafić w czasie ferii. Przyszli właściciele zamówili już dla niego ,,prywatną’’ wizytę weterynarza. Lekarz był w przytulisku, zbadał psa i stwierdził ponoć tylko zdarcie skóry na łapie i stan zapalny. Zapisał antybiotyki.
- Piesek miał lada dzień być w domu z dziećmi za miastem. Mówiłam pracownikom, że go weźmiemy. Nie doczekał. Uśpili go, bo kulał... – mówi pani Elżbieta. – Przecież chodzi zawsze o to, żeby uratować, a oni zabili. Po prostu je zabili.
- Nie ma bezpańskich psów. Każdy ma jakiegoś właściciela, ale nie każdy właściciel zasłużył na psa. To nie z psami jest problem, ale z ludźmi. Psy tylko na tym cierpią - powiedzieli nam w kwietniu 2005 roku strażnicy miejscy ze Śmigla. Żabka i jej towarzysz nie były bezpańskie. Należały do nas wszystkich. Znajdowały się pod opieką miasta. To jak traktujemy zwierzęta świadczy ponoć o naszym człowieczeństwie. To jak umierają i dlaczego, też.
ALICJA MUENZBERG
PS. Miasto zapowiada stworzenie schroniska z prawdziwego zdarzenia. Ponoć ma ono zacząć działać od marca. W marcu kończy się umowa z Zakładem Oczyszczania Miasta na prowadzenie przytuliska.