Magazyn koscian.net
2004-11-12 09:09:46Pomnik dla Niemca
- Sowieci byli pijani. Przyprowadzili go pod stacyjkę i nie pytając o nic jeden strzelił do niego przez ramię. Dla zabawy. Wittig dostał w głowę - opowiada ze łzami w oczach Czesław Mikołajczak z Czerwonej Wsi. Po 60 latach mieszkańcy Czerwonej Wsi chcą spełnić ostatnią wolę Niemca - pochować go pod figurą Matki Boskiej za wsią
- Jestem tu od 1979 roku. Nasłuchałem się opowieści - opowiada sołtys Czerwonej Wsi Marian Brukiewicz. - Pomyślałem, że powinniśmy wypełnić wolę Wittiga. Napisałem o tym do niemieckiej ambasady w Warszawie, ale do dziś nie otrzymałem odpowiedzi. Kontaktowałem się z jakąś warszawską fundacją, ale nic z tego nie wyszło. Dopiero w prasie przeczytałem, że w Poznaniu działa Stowarzyszenie ,,Pomost’’.
Friedrich Wilchelm Wittig przyjechał do Czerwonej Wsi w 1941 roku. Był niemieckim zarządcą majątku. Miał wówczas 59 lat.
- To był bardzo dobry człowiek - opowiada pan Czesław.- Nikomu krzywdy nie zrobił. Jak wiedział, że policja przyjedzie na rewizję, dawał znać wszystkim, żeby pochowali, co mają nielegalnego. Nie wolno było nam wtedy zabijać świń, ale jak wiedział, że gdzieś było świniobicie, nigdy nie doniósł. Pytał tylko, czy smakowało. Bardzo lubił, gdy ludzie przy pracy w gospodarstwie śpiewali. Zachęcał nas do tego, bo wtedy robiło się wesoło. Pamiętam, jak w czasie dożynek przypięliśmy mu wianuszek do klapy. Jaki był zachwycony. Śmiał się od ucha do ucha, dzieci cukierkami częstował, a dla nas piwo przyniósł. Częstował tak zresztą nie raz. Cieszyło go, że się nam przy nim dobrze żyje. To był po prostu dobry człowiek.
Mieszkańcy wsi dziś niewiele wiedzą o niemieckim zarządcy. Mieszkał w oficynie. Sam. Raz podczas wojny przyjechała do niego jakaś kobieta. Pan Czesław podejrzewa, że to była żona. Czy miał dzieci, nikt nie wie. Był jedynym Niemcem we wsi.
- Wszyscy Niemcy uciekali, ale on nie chciał. Przyjechał nawet po niego samochód. Odmówił. Nikomu krzywdy nie zrobiłem, nie będę uciekał, powiedział. I został. Jak Ruski byli blisko - każdej rodzinie dał po świni. Jak rodzina była duża, to i świnia była wielka, a jak mała, to mniejsza. We wsi było po tym wielkie świniobicie.
Armia Czerwona przyszła kilkanaście dni wcześniej, niż się jej spodziewano. Do uciekającej niemieckiej ludności cywilnej strzelali ponoć jak do kaczek.
- Tu była rzeź - mówi sołtys.
Po wygranej walce sowieci się spili. Po Wittiga poszło trzech bardzo młodych. Pan Czesław razem z innymi pracownikami gospodarstwa został zatrzymany w drodze po kiszonkę.
- To było przed obiadem. Był mróz. Baliśmy się, że i nas zabiją. Wszyscy byli pijani i strzelali do czego popadło. Dlaczego nie do nas? Przyprowadzili Wittiga. O nic nie pytali, ani jego ani nas. Po prostu zastrzelili. Dostał w głowę - opowiada pan Czesław.
Idąc na śmierć zarządca miał powiedzieć Polakom, że chce być pochowany pod kapliczką poświęconą Maryi Pannie. Sowieci zostali w okolicach Krzywinia blisko dwa tygodnie. Zabitych uciekinierów spalono na stosie koło stacyjki kolejki wąskotorowej. Zabitych w walce żołnierzy niemieckich mieszkańcy okolicy chowali tam, gdzie kazali sowieci - w polu. Też koło stacyjki. Do wspólnego grobu trafiło 6 żołnierzy, zarządca Wittig i nieznana kobieta, którą martwą i prawie nagą znaleziono koło stawku i topoli.
- Od czterech, pięciu lat drążę ten temat - opowiada sołtys Brukiewicz . - Relacje świadków były niespójne, każdy wskazywał inne miejsce w którym miał być z żołnierzami pochowany Wittig. Wydało mi się straszne, że w polu leżą ludzkie szczątki. Nie nam ich osądzać, a na pewno nie mnie. Jedno wiem, trzeba pochować ich we właściwej ziemi.
Stowarzyszenie ,,Pomost’’ zainteresowało się sprawą. To ono zajęło się wszelkimi formalnościami związanymi z ekshumacją zwłok. Procedury załatwiano od listopada 2003 roku do sierpnia 2004. Pierwszą próbę ekshumacji przeprowadzono 24 lipca bieżącego roku, ale nie znaleziono nic. Trzy niedziele później w Wieszkowie wydobyto szczątki 13 osób.
- Leżały piętnaście centymetrów pod ziemią. Praktycznie ledwie je przykryto - opowiada sołtys Brukiewicz. - Byłem zdziwiony, że znaleziono tylko szczątki trzynastu osób. Według moich informacji, powinno być osiemnaście. Miejscowi wyjaśnili, że całymi latami kości znajdowano na polach. Prawdopodobnie szczątki żołnierzy rozniosła po okolicy zwierzyna.
Jeszcze 10 sierpnia ekipa wróciła do Czerwonej Wsi. Tym razem kopać zaczęto w innym miejscu. Wydobyto szczątki 10 osób, a następnego dnia kolejnych dwóch. 12 sierpnia znaleziono też niewybuchy - granaty. Dzięki interwencji burmistrza Krzywinia Pawła Buksalewicza, szybko przybyli saperzy.
- Kiedy znaleziono pierwsze kości poczułem ulgę. Teraz był pogrzeb, a w pełni spokojny będę, jak wypełnimy wolę zarządcy i dokonamy pochówku - mówi sołtys.
W Czerwonej Wsi znaleziono między szczątkami 2 ołówki, skrawek papieru, guziki, podkowę, maskę przeciwgazową i szczątki materiałów. Jedna czaszek była bez tylnych zębów (bardzo młoda osoba), jedna miała srebrny ząb, któraś plomby, a jedna była ze sztuczną szczęką. Nie udało się wykryć, które szczątki należały do Wittiga. Wszystkie pochowano w Poznaniu na cmentarzu na Miłostowie.
- Wypełnimy jego wolę symbolicznie. Pod kapliczką, którą wybrał na swoje miejsce pochówku ustawimy głaz z tablicą pamiątkową. Już go wybraliśmy. Waży około siedmiu ton. Uroczystość odbędzie się 9 maja przyszłego roku. Tak zamkniemy tę historię - mówi sołtys.
9 maja, w 60 rocznicę kapitulacji hitlerowskich Niemiec, do Czerwonej Wsi przyjadą też Niemcy. Być może do tego czasu uda się odnaleźć krewnych Friedricha Wilhelma Wittiga. Urodził się w miejscowości, która dziś jest dzielnicą Hanoweru. Na napisany przez Stowarzyszenie ,,Pomost’’ list do burmistrza Hanoweru uzyskano niemal natychmiastową odpowiedź. Niestety, w archiwach miejskich nie ma informacji o zarządcy z Czerwonej Wsi. Teraz sprawą zajmuje się Czerwony Krzyż. Jeszcze nie wiadomo, co mieszkańcy Czerwonej Wsi napiszą na tablicy. Wiadomo, że ma być zapisana w dwóch językach i polskim i niemieckim. Tak dzieląca narody historia zaczyna je łączyć....
ALICJA MUENZBERG
- Zaczęło się od porządkowania cmentarzy ewangelickich - opowiada prezes Stowarzyszenie Tomasz Czabański. - Zaobserwowaliśmy, że zaangażowali się w to i dawni, i obecni mieszkańcy tak zwanych ziem odzyskanych. To zaczęło scalać ludzi. Pomagaliśmy stawiać kamienie z tablicami pamiątkowymi. W tym roku zajęliśmy się miejscami pochówku niemieckich żołnierzy. Z dwudziestu miejsc przeznaczonych do ekshumacji udało nam się przeprowadzić ekshumację w jedenastu. Ta w Czerwonej Wsi było naszą trzecią. Wyjątkową, przez niezwykłe zaangażowanie mieszkańców i władz samorządowych. To było naprawdę wspaniałe. I ludność, i sołtys, i burmistrz byli bardzo życzliwi. Zgłaszane są nam wciąż nowe miejsca pochówku. Na przyszły rok wyznaczyliśmy kolejnych 45 ekshumacji.
Stowarzyszenie ,,Pomost’’., skrytka pocztowa 14, 60-979 Poznań 45, tel (61) 861 92 75
GK nr 45/2004