Magazyn koscian.net
2005-07-06 09:21:33Robi z nas głupków!
Mieszkańcy ulicy Kasprowicza w Kościanie stanęli za koparką i obwieścili, że nie pozwolą na rozpoczęcie budowy jezdni na swojej ulicy. Burmistrz nie przyjechał.
- Czy tu nie ludzie mieszkają? Samochody ważniejsze niż my? Samochody dadzą sobie radę. I po błocie pojadą, a co z dziećmi? - pytała tydzień temu pani Ludomiła. Po tekście ,,GK’’ ,,Bunt Kasprowicza’’ sprawa trafiła na forum rady. O to, czy taka budowa ma sens – dopytywał radny Piotr Ruszkiwiecz. Radny Aleksander Heller chciał wiedzieć, kto opracowuje projekty takich ulic, jak ten dla Kasprowicza i z kim je konsultuje. Na sali stawiło się też kilkoro protestujących mieszkańców ulicy Kasprowicza. Przyszli, by opowiedzieć radnym o swoim proteście i prosić o budowę chodników. Siedzieli na sali około trzech godzin. W przerwie próbowali rozmawiać z burmistrzem, ale dyskusja przerodziła się w kłótnię. Burmistrz Jerzy Bartkowiak mówił, że nie może inaczej, a oni, że nie chcą wiele, tylko choćby z jednej strony i choćby stary chodnik. Po stwierdzeniu burmistrza, że sam chciałby przy takiej ulicy mieszkać, ze strony mieszkańców Kasprowicza posypały się oskarżenia o lekceważenie ludzi, kłamstwo, kpinę. Padały nawet słowa, że jego wykształcenie jako drogowca, jest tylko na papierku. Poirytowany włodarz w końcu opuścił rozeźlonych mieszkańców.
- Ja uważam, że jak pan startował do wyborów, to nie mógł pan mieć wizji takich dróg – powiedział na to radny Ruszkiewicz i przypomniał, że Bartkowiak był już raz burmistrzem i możliwości budżetu powinien znać.
- Teraz to już nie możemy popuścić. On z nas głupków robi! - powiedziała bardzo wzburzona.
- I co, przyjedzie burmistrz? - pyta kolejna z dochodzących osób. - Będzie z nami gadał?
- Ja już z nim próbowałam rozmawiać i powiedział mi, że on tu rządzi. Jak on tak, to my tak. Nie damy nic zbudować! - mówi wojowniczo pani Ludomiła.
- W radio burmistrz powiedział, że ani w 2006, ani w 2007 tu chodników nie zrobi. Sama słyszałam – mówi jedna z protestujących kobiet.
- To jest prawdziwa łapica na dzieci. Dzieci nie będą rowerami po piachu jeździć, tylko po tej drodze! Prosto pod samochody! - oburza się inna.
- Przecież najpierw byli ludzie, potem samochody – argumentuje kolejna z osób.
Padają propozycje, by wyrywać kołki, przecinać rozwinięte sznurki, utrudniać, jak tylko się da.
- Nie, nie, nie! To pokojowy protest! Nie możemy być wandalami – stwierdza jedna z osób, a reszta przyznaje jej rację.
Ktoś przynosi drugą flagę, przybywa i ubywa osób. Protestujący spacerują, to stają w cieniu.
- Czy tu dzisiaj coś będziecie robić? – dopytują pracowników mieszkańcy.
Chwilę potem na ulicę wtacza się koparka, a za nią ciężarówka.
- Niech pan tu nie jedzie. Tu nie damy kopać – ostrzegają kierowcę koparki protestujący. - Nie mamy nic do was, ale tej ulicy nie chcemy!
Koparka staje. Robotnicy schodzą z drogi. Protestujący przekazują sobie informację, że wykonawca dzwoni do burmistrza.
- No, to niech przyjedzie! Niech to zobaczy, bo on tego chyba nie widział, że taką decyzję wydał – kiwają głowami.
- I co, pozamykają nas? - pyta ktoś i na ulicy rozbrzmiewa śmiech.
- A pewnie, tylko jak będą nam kajdanki zakładać, to jak Lepper z rączek orzełka zrobić! - radzi ze śmiechem ktoś inny.
- A czemu nie! Ja tam bym trochę chciała na państwowym wikcie pobyć. W więzieniach lepiej jedzą jak my, bezrobotni – woła kolejna z pań.
- Czterdzieści osiem lat tu podatki płacę. Czterdzieści lat prosimy, żeby nam tu chodniki zrobili i teraz drogę dla ciężarówek nam tu budują? A my to co? W błocie i w kurzu? Wyjdzie się z domu i już nogi czarne od tego pyłu. Na wszystkich ulicach ludzie po pańsku po chodnikach chodzą, a my w kurzu i błocie na zmianę.
- W latach osiemdziesiątych, to nam powiedzieli, że mamy wykonać w czynie społecznym rowy do telefonizacji, to nam chodniki za to zrobią. Nas tu na telefony nie było stać. Kopaliśmy i do dzisiaj chodników nie ma. A teraz takie coś? Co to my jesteśmy! - wspierają się panie popijając kawę.
- Chcemy się dogadać z burmistrzem. Od dziewięćdziesiątego ósmego roku obiecuje ulicę – tłumaczy spokojnie pani Ludomiła wprowadzając komendanta w szczegóły sporu, listy, podpisy itd.
- Ja rozumiem. Byliście państwo na sesji i rada państwa wysłuchała. Droga będzie musiała być kontynuowana... - zaczyna wywód Szymczak.
- ...po moim trupie! - krzyczy ktoś. - Burmistrz z nami nie rozmawia.
- Ustawa o zgromadzeniach mówi, że żeby to było zgromadzenie, musi być piętnaście osób i musi być zgłoszenie najpóźniej trzy dni przed zgromadzeniem. Musi być przewodniczący zgromadzenia. Kto jest przewodniczącym? - kontynuuje komendant.
- Ja – mówi stanowczo pani Ludomiła. - Ale przecież to wszyscy wiedzą!
- Ale proszę spokojnie, ja jestem grzeczny i tylko rozmawiam. Nie przyjechało wielu strażników, tylko ja... – mówi zdenerwowany strażnik. - Czy pani to zgromadzenie gdzieś zgłosiła?
- No jak to! W gazecie napisali, radio elka to mówiła i na sesji ogłosiłam - wylicza pani Ludomiła.
- Ale czy ogłosiła pani, że to będzie w dniu dzisiejszym? - dopytuje strażnik.
- A skąd ja mogłam wiedzieć, kiedy tu wjadą? Burmistrz to wiedział – tłumaczy się zdumiona pani Ludomiła.
Szymczak ogłasza, że to nielegalne zgromadzenie.
- Ja proszę pana mam siedemdziesiąt lat i ciągle się ze mnie głupią tu robi – mówi pani Ludomiła.
- Zasady, to zasady – Szymczak rozkłada ręce.
- To to nie jest zgromadzenie, a protest – licytują się terminologicznie mieszkańcy.
- Czyli blokada! – obwieszcza Szymczak i znów czyta ustawę, że za zajęcie pasa ruchu drogowego grozi...
- To jest pokojowy protest. To nie zgromadzenie, ani blokada. My tu nikomu krzywdy nie robimy, niczego nie zajmujemy, tylko chcemy, żeby nas burmistrz wysłuchał, a on przysyła na nas straż. Nie zgadzamy się na budowę takiej drogi – próbuje uspokoić strażnika starsza pani w żółtej bluzce.
- Prawo, jest prawo – ciągnie dalej Szymczak.
- Zrozum nas pan – mówi już błagalnie pani Ludomiła.
- Tu będzie droga, a dalej co? - dopytuje policjant.
- No nic – krzyczą chórem mieszkańcy Kasprowicza.
- Nic? To tu nie będzie chodnika? – dziwi się policja.
- No właśnie! - potakują mieszkańcy.
Policjanci przekonują, że mieszkańcy działają bezprawnie. Po kilku minutach rozmowy udaje im się przekonać protestujących, do rozejścia się do domów. Obiecują zająć się sprawą. Koparka odjeżdża.
- Jeśli dojdzie do takiej sytuacji, jeśli tę drogę skończą, napiszemy wystąpienie i zobaczymy, co będzie dalej – proponuje starszy aspirant Jarosław Przybyłowicz.
Komendant Szymczak spisał 13 nazwisk protestujących mieszkańców i razem z policjantami obiecał przygotować notatkę służbową.
- Rozchodzimy się, ale będziemy mieli oko na ulicę. Jak tylko coś zaczną, ruszymy – deklarują uspokojeni mieszkańcy.
Tymczasem po ulicy ze smutną miną spacerował samotnie wykonawca inwestycji, Jacek Kubiak, który zobowiązany jest zbudować kładkę do 10 lipca.
- Każda minuta jest dla nas na wagę złota – wyjaśniał ,,GK’’.
Z ostatniej chwili.
Mieszkańcy ulicy Kasprowicza tuż przed oddaniem tego numeru do druku zakończyli blokadę budowy jezdni. W rolę mediatora wcielili się członkowie Rady Osiedla Wolności. Rozmawiali z mieszkańcami i z burmistrzem, i doprowadzili do ugody.
- Nie chcemy, żeby miasto płaciło jakieś kary za to, że nie damy budować. To w końcu nie z burmistrza, ale naszych pieniędzy będzie płacone. Będą się starać o chodniki – mówi pani Ludomiła.
Mieszkańcy chcą mieć w tym roku chodnik choćby po jednej stronie jezdni.