Magazyn koscian.net
2003-05-02 12:41:06Słonie pani Doroty
Kościanianka Dorota Nadobnik od 10 lat zbiera wszystko co związane ze słoniami. W swojej blisko tysięcznej kolekcji ma figurki, podstawki, świeczniki, dzwonki, serwetki, obrazy, poduszki, filiżanki i kubki wszystko to opatrzone słoniami. (GK nr 220 z 29.04.2003)
Są tu okazy z Polski i najróżniejszych zakątków świata. Z Nowej Zelandii, Irlandii, Szwecji, Chorwacji, Hiszpanii, Tajlandii, Izraela, Słowacji, Czech, Hawajów, RPA, Majorki, Rosji, a nawet Wysp Dziewiczych i włoskiej rezydencji papieża Castelgandolfo. Wszystkie przywiezione zza granicy są podarunkami, bowiem pani Dorota nigdy nie wyjechała z Polski.Przypadek sprawił...
- ...że zaczęłam zbierać słonie. Chciałam kupić dekorację do sypialni. Po prostu spodobały mi się trzy słonie różnej wielkości. Kupiłam je i zaczęło się - wspomina Dorota Nadobnik. - Teraz na każde święta, imieniny, urodziny i rocznice dostaję słonie. Kolekcja jest moja, ale wkład w jej tworzeniu ma cała rodzina, znajomi i przyjaciele. Nigdy nie przypuszczałam, że będę miała ich aż tyle. Dopiero, kiedy miałam ich już coś koło setki pomyślałam, że warto w nie inwestować i zaczęła się pogoń. Chociaż wcześniej nie miałam takich zbieraczych zapędów.
Figurki pani Doroty zrobione są z masy wulkanicznej, mydła, alabastru, srebra i złota, cegieł, mosiądzu, drewna, soli, porcelany, siana, bursztynu, drzewa hebanowego, szkła, muszelek, metalowych nakrętek, kitu pszczelego. Brakuje natomiast figurki zrobionej z prawdziwej kości słoniowej. Jest też barometr zmieniający kolor w zależności od temperatury na różowy lub niebieski. Przywieziony został z rodzinnej wyprawy do Łeby. Dwa ceramiczne słonie służą jako siedziska. Indyjska ceramika wytrzymuje ciężar do 100 kilogramów! Najmniejszy okaz w kolekcji pani Doroty ma kilka milimetrów, największy liczy prawie metr. Ten na specjalne zamówienie wykonał kościański rzeźbiarz, Marian Maliński.
- Dostałam go na 40 urodziny od brata. Kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi i otwarłam drzwi zobaczyłam na progu wielkiego czarnego słonia - mówi z uśmiechem.
Pani Dorota zaczęła też sama robić obraz, na którym widnieją dwa słonie. Wydrapuje je w metalu. Jest to jej pierwsza taka praca.
- Kupiłam już ramkę i z pewnością obrazek dołączy do kolekcji - zapewnia.
Pozytywnie
zakręcona
- Niedawno znajomi syna ze studiów po obejrzeniu zdjęć mojej kolekcji stwierdzili, że zgłoszą moją kandydaturę programu ,,Ludzie pozytywnie zakręceni’’ , których pokazują w ,,Teleexpressie’’ - zdradza pani Dorota.
Dla kolekcjonerki najcenniejsze są słonie podarowane przez kogoś i przywiezione spoza granic kraju. Jeden z najoryginalniejszych okazów przyjechał aż z Izraela. Wnętrze szklanego słonika wypełnione jest pustynnym piaskiem, symbolizującym kolory Ziemi. Jego przewóz był nie lada wyczynem, bowiem kruche szkło wymagało zabezpieczenia przed zbiciem. Na szczęście dobrze ukryto go w bagażu podręcznym i przyjechał do Kościana cały. Niestety, słoń wieziony przez męża pani Doroty z Irlandii miał większego pecha.
- Mąż upuścił figurkę zrobioną z cieniowanego kamienia tak nieszczęśliwie, że słoniowi ukruszyło się ucho - dorzuca D. Nadobnik.
Słoniowy pokój
Na początku, kiedy kolekcja była niewielka całe stadko stało na półce w sypialni państwa Nadobników. Teraz tysiąc słoni zajmuje specjalnie dobudowany pokój na poddaszu. Wybudowano go 4 lata temu. Niestety, dla rozrastającej się w szybkim tempie kolekcji jest już za mały. Bez wątpienia przydałby się większy pokój.
W tym niewielkim pomieszczeniu wszystko jest słoniowe. Poduszki mają wyrysowane słonie, w wazonie zamiast kwiatów także stoją słonie, na filiżance sylwetki słoni, na podkładkach pod szklanki. Pewnie dlatego pani Dorota i pozostali domownicy chętnie spędzają tu czas.
- Najczęściej idę tam poczytać książkę, bo jest tam bardzo przytulnie. Moje dwie pasje to słonie i książki - zdradza. - Ale kolekcja robi coraz mniejsze wrażenie, bo na półkach jest tłoczno. Słonie są poupychane na nich i nie robi to już takiego efektu jak powinno.
Żeby się nie pogubić w tysiącu słoniowych drobiazgów pani Dorota prowadzi katalog. Około 300 słoni zostało już skatalogowanych. Właścicielka porównuje wartość swojej kolekcji do ceny małego, dobrej klasy samochodu.
- Jestem na tym punkcie zwariowana i z każdego wyjazdu, nawet najbliższego do Poznania czy Leszna, przywożę sobie figurkę. Gdybym miała ostatnie pieniądze w portfelu i do wyboru kupno bluzki lub słonia, bez zastanowienia wybrałabym słonia! - przekonuje.
Trąby w górę,
trąby w dół
Zgodnie z wierzenia szczęście przynoszą tylko te słonie, które mają trąby uniesione w górę. Dla Doroty Nadobnik nie ma to jednak większego znaczenia, chociaż większość zwierząt z jej kolekcji ma trąby w górze.
- Trudno nie mówić o szczęściu jak ma się kochanego męża, dzieci i zdrowie. To się liczy - zapewnia. - Moje zbiory wygranej w Totolotku mi nie przyniosły, ale dają codzienną radość z ich oglądania. Każdy słoniowy zakup to duża radość, bo jest o jednego więcej. I co najważniejsze, każdy z nich jest inny. Nie ma dwóch takich samych egzemplarzy i szczerze powiem, że nie zamieniłabym się z nikim żadnym z nich.
Trzy razy do roku słonie są kąpane. Po odkurzeniu trafiają z powrotem na swoje półki.
- Gdziekolwiek wyjeżdżam przywożę zawsze słonie. Z każdych wakacji czy to nad morzem, czy to w górach - mówi kolekcjonerka. - Kupuję je na bazarach, w sklepach indyjskich, wszędzie gdzie się da.
Marzę i śnię...
- Żeby pojechać do Indii i przywieź stamtąd dwie wielkie walizy pełne słoni - mówi rozmarzonym głosem pani Dorota. - Może kiedyś spełni się... Najpierw jednak trzeba wykształcić dzieci... Mam też na oku takiego dużego słonia vis a vis fary, ale póki co jego kupno przekracza moje możliwości finansowe.
KARINA JANKOWSKA