Magazyn koscian.net
2006-08-23 09:54:11Śmierć wjechała o świcie
Mieszkańcy Ponina nie mogą otrząsnąć się po tragedii, a drogowcy dopiero teraz zaczęli mierzyć koleiny na drodze numer pięć i dyskutować o bezpieczeństwie
W środę, 23 sierpnia, tuż po piątej nad ranem, rozpędzony tir obładowany trzydziestoma tonami kruszywa wbił się w sypialnię Marcelego i Bolesławy Gabryelskich w Poninie. Małżeństwo zginęło w czasie snu przygniecione przyczepą, cegłami z rozpadającego się rodzinnego domu i kruszywem. - Czy musiało dojść do tej strasznej tragedii, żeby nas wreszcie ktoś wysłuchał? - pytają sąsiedzi ofiar.
To był huk, jakby bomba gdzieś spadła. Do teraz brzmi on w uszach mieszkańców i wywołuje dreszcze. Huk a potem spokój - jednostajny szum ulewy.
- Wyleciałam na deszcz i błoto tak, jak zerwałam się z łóżka. Lało jak z cebra. Droga przypominała potok. Koleinami woda płynęła i to jaka! Do kostek. I zobaczyłam dom, raczej to, co z niego zostało – opowiada najbliższa sąsiadka.
Jako pierwszy na miejscu wypadku był Jacek Rosolski z Ponina. Jechał akurat do pracy.
- Samochód stał w domu. Zajrzałem do kabiny kierowcy. Żyje - stwierdziłem. Był przytomny, ale bez kontaktu. Leżał z tyłu na leżance. Domownicy wyszli z domu. Cała czwórka. Tylko dziadków nie było – opowiada Rosolski.
Potem przyjechała straż pożarna, karetka pogotowia, policja.
Córka Gabryelskich, mąż i ich dwójka dzieci spali w drugiej części domu. Ocaleli. W pokoju dziadków na gwałt przerzucano gruz. Pod nim gdzieś leżeli pani Bronisława i pan Marceli.
- Chwytam za cegłę, jedną, drugą a tu mi się głowa wuja ukazuje. Nie miałem siły dalej pracować. Usiadłem – opowiada pan Henryk.
Ciało pana Marcelego wydobyto około szóstej. Długo szukano w gruzie jego żony. Małżeństwo przygniotła ponad metrowa warstwa gruzu i kruszywa. Oboje zginęli na miejscu. Strażacy szukali w gruzie dalej, bo kierowca tira bredził coś o drugim kierowcy ciężarówki.
- Może wypadł przez przednią szybę i wpadł do pokoju? Szukaliśmy, szukaliśmy, ale okazało się potem, że żadnego drugiego kierowcy nie było – opowiada jeden ze strażaków.
Około 6 rano informację o wypadku podała PAP. Kilkadziesiąt minut później na miejscu zdarzenia zjawili się dziennikarze telewizyjni, radiowi i prasowi.
- Tu jeszcze ludzie w okolicy nie wiedzieli, a do mnie dzwoni ciotka z Warszawy, też krewna dla tych, co zginęli. Jezu, co się stało? – mówi do słuchawki – opowiada pan Henryk.
Zamknięto drogę, teren wokół domu otoczono taśmą. Tuż za nią gęstniał tłum wstrząśniętych mieszkańców Ponina i sąsiednich miejscowości.
- Tacy dobrzy ludzie... Takie nieszczęście... – kiwali głowami sąsiedzi.
Marceli Gabryelski był sołtysem Ponina przez blisko 35 lat. Wcześniej sołtysem wsi był jego ojciec. Żona Marcelego - Bolesława uchodziła w okolicy za wzór pracowitości i życzliwości. On miał 83 lata, a ona 76 lat.
- Jak ja mojej matce powiedziałem, kto zginął, biała się zrobiła jak ściana. My tu się wszyscy znamy, a to byli tacy dobrzy ludzie. Jeszcze wczoraj na targu na Jagiellońskim tego dziadka spotkałem. Warzywka tam sprzedawał. Z daleka mi kiwał, śmiał się. Wczoraj żartował, dzisiaj nie żyje – mówi pan Alfred z Kobylnik.
Nad akcją w miejscu wypadku czuwał wicestarosta kościański Michał Jurga. Ekipa Zarządu Dróg Krajowych mierzyła koleiny i odległość jezdni od domu pana Marcelego i pani Bronisławy. Wojciech Brylczak, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego cały dzień i pół nocy spędził kontrolując stan budynku. Co jakiś czas wpadał na miejsce wypadku wójt Henryk Bartoszewski. Kilkanaście godzin ramię w ramię pracowali strażacy z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej i OSP Kościan. Dopiero o 12.50 udało się wyjąć tira z budynku. Szczytową ścianę strażacy podparli drewnianymi stemplami. Stemplami podparto też strop w sąsiednim pokoju.
- Jest nadzieja, że uda nam się uratować tę część domu. Wówczas zabezpieczylibyśmy tylko wiszący w powietrzu dach i belki nośne. Jeśli właściciele będą chcieli, będą mogli dom jeszcze odbudować – mówił Brylczak jeszcze o 13.
Dwie godziny później zapada decyzja o rozbiórce jednej trzeciej domu.
- Tuż po wypadku między ścianą szczytową a nośną wewnątrz domu była tylko rysa, najwyżej na szerokość zapałki. Teraz jest już osiem centymetrów. Budynek się rozłazi. Nie możemy ryzykować. Jak tylko zacznie się ruch na piątce przed domem, może dojść do kolejnego nieszczęścia – oświadczy Brylczak.
W ruch poszła koparka. Wybierała gruz z sypialni Marcelego i Bolesławy Gabryelskich. Łycha koparki szarpała siennik z łóżka staruszków, z cegłami domu brała pierzynę, słoiki ze stryszku, kaloryfer, różowe zasłonki, wazę, deski z małżeńskiego łoża. Strażacy podali jeszcze rodzinie dwie pary butów znalezione w gruzie. Z pomocą przyszli sąsiedzi. Podstawiali przyczepy, pomagali przy odgruzowywaniu. Czuwali też nad pogrążoną w rozpaczy rodziną T. Razem z pracownikami Urzędu Gminy w Kościanie rozbierali budynek. Prace zakończono dopiero o czwartej nad ranem następnego dnia. Przy rozbiórce używano podnośnika strażaków. Piątka była zamknięta dla ruchu w Poninie przez blisko dobę. Pogrążona w żałobie rodzina T. nocowała u krewnych. W czwartek rankiem dom był już mniejszy o jedną trzecią.
- Ja nie wiem, jak oni tam wrócą. Jak mają tam żyć dalej? - pytała w czwartek sąsiadka z drugiej strony ,,piątki’’. Jej dom znajduje się zaledwie metr dalej od krawędzi jezdni. - Jak my wszyscy będziemy teraz spać?
- Gmina nie może zostawić mieszkańca w obliczu takiej tragedii bez pomocy. I nie zostawi. Oferujemy pomoc administracyjną i prawną. Co ponadto, uzgodnimy z rodziną – mówi Małgorzata Krupka, sekretarz gminy Kościan.
W czwartek Wojciech Brylczak zadeklarował, że rodzina T. będzie mogła wrócić do ocalałej części domu po zabezpieczeniu dachu i zamurowaniu drzwi na piętrze. Rodzina jednak boi się wracać. Co będzie dalej, nie wiadomo.
- Rozebrana część domu, zabrany gruz. Pomogliśmy posprzątać ocalałą część domu. Teraz nie możemy już pomóc. Dwa dni nie miałam czasu na płacz, płaczę teraz. Nie mogę przestać o tym myśleć. To takie straszne i takie niesprawiedliwe – mówi Barbara Grzymisławska, sołtys Ponina.
W sobotę, 26 sierpnia, wieś miała bawić się na dożynkach. Odwołano je. O godzinie 12.30 odbył się pogrzeb Marcelego i Bolesławy Gabryelskich.
- To byli wspaniali ludzie. Takie dobre małżeństwo, tacy lubiani, otwarci na innych, zawsze chętni do pomocy – wylicza sołtys Grzymisławska.
Dlaczego?
Na to pytanie odpowiedzą biegli. Policja jednoznacznie ocenia, że kierowca nie dostosował prędkości do warunków jazdy. Jechał do Poznania. Wieść gminna niesie, że przed nim miał jechać samochód osobowy, który nagle zahamował i zaczął skręcać w lewo. Kierowca mana chcąc go ominąć zjechał na lewy pas. Ciężar przyczepy rzucił go za mocno w lewo. Wóz ściął znak przy drodze potem odbił w prawo i okręcił się o 180 stopni. Przyczepa uderzyła w ścianę ponad stuletniego domu, wgniotła ją do środka, przewróciła się i rozsypała kruszywo.
- Nie mamy żadnych informacji o innych uczestnikach zdarzenia – mówi Przemysław Mieloch, oficer prasowy kościańskiej komendy policji.
W piątek, 25 sierpnia, kierowcy tira postawiono zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym i naruszenie przepisów ruchu drogowego. Dopiero tego dnia lekarze pozwolili go przesłuchać. Kierowca nie wspomina o innych samochodzie. Wszystko wskazuje na to, że nie zapanował nad rozpędzonym pojazdem. Lał ulewny deszcz, a koleinami w ,,piątce’’ płynęły strumienie. Grozi mu osiem lat więzienia.
- Pięć lat temu rowerzystę tu zmietli. Potem przystanek ścięli, potem tir wjechał w pokój Gabryelskich, ale nikomu nic się nie stało, a teraz to – wylicza pani Halinka. - A pan Marcel jak jeszcze był sołtysem w gazecie mówił, że kiedyś mu do sypialni ktoś wjedzie. I wjechał...
- Oni tu płot co roku musieli naprawiać, bo im ciągle ktoś w niego wjeżdżał – dopowiada pan Alfred.
Mieszkańcy Ponina mówią, że ich wieś leży ,,w pieruńskim dołku’’. Od lat walczą o zabezpieczenia na drodze, o postawienie fotoradaru, o barierki ochronne, o chodnik i wyrównanie jezdni. Koleiny na piątce koło domu Marcelego i Bolesławy Gabryelskich mają ponad pięć centymetrów głębokości. Do tej pory wszelkie listy, wnioski i monity pozostawały bez skutku. W poniedziałek po tragedii rodziny T. Do Ponina przyjechali eksperci z Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad z Poznania.
- Gdyby tu mieszkał jakiś ważny ktoś, dawno by tę drogę zrobili, barierki i co tylko. Ale my jesteśmy widać ludzie nieważni, dlatego musimy ciągle się bać – mówi jedna z mieszkanek czworaku naprzeciwko tragicznego domu.
- Napiszcie o tym. Napiszcie, że to władza winna jest tej tragedii. Ta droga woła o pomstę do nieba, kierowcy tirów mają gdzieś ograniczenia prędkości, a my tu jesteśmy wystawieni na strzał jak mięso armatnie – obrusza się straszy pan.
ALICJA MUENZBERG
GK nr 35/2006