Magazyn koscian.net
2003-04-24 15:53:48Śmigiel na 116 motocykli!
Ryk silników stu kilkunastu motocykli umarłego by obudził. Szpalerem przejechały Świętego Wita, Lipową, Sienkiewicza aż zajechały pod wiatraki. Tak rozpoczął się I Śmigielski Zlot Motocykli.
(GK nr 182 z 7.08.2002)
- Tylu motocykli w Śmiglu jeszcze nie było - mówi Eugeniusz Kurasiński, dyrektor Śmigielskiego Centrum Kultury, organizator imprezy. - Spodziewaliśmy się 50, 60 motocyklistów, a przyjechało ich około 130! Przyszło też więcej mieszkańców, niż sądziliśmy.
Tłum kontempluje moce silników, image motocykli i efektowne gadżety motocyklistów. My kilku miłośników starych i nowych maszyn namówiliśmy na krótkie zwierzenia.
Wrócił po latach
- Z motocyklami jest jak z winem i odwrotnie jak z kobietami. Im starsze, tym lepsze - mówi Krzysztof Kędziora z Wilkowic. - Zaczynałem od komarka, jak wszyscy. Miałem wtedy 11 lat. Ten junak jest moim pierwszym antykiem. Lubię go tak samo, jak mój ojciec, bo to był kiedyś motocykl ojca. Jeździł nim trzy lata, jeszcze przed wojskiem. Potem dziadek mu go sprzedał i ja kupiłem go po 23 latach. Ten sam. Po drodze miał dwóch właścicieli.
- Wrażenie było niesamowite - dodaje ojciec Krzysztofa, Marian Kędziora. - Wrócił do nas. Jeździłem nim ja, jeździ syn i kto wie, może i wnuki popróbują? - śmieje się.
Junak ma 41 lat. Pan Marian był nim w Szklarskiej Porębie i Olsztynie. Syn Krzysztof często jeździ nim do pracy. Pali 4 litry paliwa na sto kilometrów.
- Niektórzy mówią, że to przesada, że niemożliwe, ale sprawdziłem - zapewnia ojciec. - Jak jedzie się 60, 70 kilometrów na godzinę, tyle pali, bo zaznaczmy, to nie jest motocykl do szybkiej jazdy. Może jechać i 120 kilometrów na godzinę, ale po co, kiedy najbezpieczniej i najprzyjemniej jest go prowadzić wolniej?
Dwóch miłośników starych motorów w jednej rodzinie to już dużo. Tymczasem, aby z jazdy junakiem korzystać mogli też inni członkowie rodziny, państwo Kędziorowie dokupili do niego przyczepkę. Najczęściej zasiada w niej młodszy syn pana Mariana, Tomek. Córka natomiast przygotowuje się do kursu prawa jazdy i ma odziedziczyć po ojcu osę z 1964 roku. Osa sprawuje się wyśmienicie. Pan Marian natomiast obecnie przywraca do życia kolejne dwa stare motocykle.
- I tak bez końca. Mam nadzieję, że będą następne - dodaje.
Chłopak z gitarą
- Bo do junaka trzeba dorosnąć - instruuje z kolei Henryk Daszkiewicz ze Śmigla. - Cała przyjemność polega na spokojnej jeździe, spokojnym prowadzeniu, bo junak, proszę pani, nie lubi narwanych kierowców, lubi spokojnych. I ten dźwięk. Chodzi jak gitara basowa. Proszę posłuchać.
Wkładając kluczyk do stacyjki śmigielanin informuje, że dobry motocykl powinien odpalić od razu. Odpala. Silnik chodzi równo.
- Mruczy - mówi dumny właściciel. Demonstracja nie trwa długo, zaraz jednak obok junaka zbiera się tłum. Przejechać się nie chcieliśmy i teraz żałujemy. Pan Henryk obwiózł chyba z tuzin zafascynowanych motocyklem chłopców, kilka dziewcząt, a nawet nobliwe panie. Z motocykla bardzo zadowolona jest żona pana Henryka. Wspólnie zdecydowali się wziąć udział w zlocie. To był ich pierwszy. Z dumą i herbową flagą reprezentowali Śmigiel.
Czyżby iż?
- Tego iża kupiłem od pewnego dziadka w Lasocicach pod Lesznem - wyjaśnia Daniel Bzyl ze Śmigla. - Wszyscy go tam Dziadkiem Iżem nazywają, bo miał ponoć tych motocykli kilka. Jak to z radzieckim sprzętem, trzeba było rozebrać i jeszcze raz złożyć, i teraz lepiej mi się na nim jeździ, jak na nowoczesnym japońskim.
Iż ma 56 lat i zdaje się był najstarszym motocyklem na śmigielskim zlocie. Nie był jednak najstarszym w historii motoryzacyjnej pasji pana Daniela.
- Obecnie mam jeszcze dniepr z 1956 roku, mam też K-750, mam i inne. Kiedyś jeździłem nowszymi, ale wolę starsze. Po tych japońskich mam drut zamiast łękotki w kolanie - przyznaje.
Iż pali około 5 - 6 litrów na sto kilometrów. To dwusuw. Trzeba dla niego przygotowywać specjalną mieszankę paliwową. Poza tym, nie sprawia ponoć właściecielowi żadnych problemów.
Trzeba lać...
Marcina Grześkowiaka z Kurzej Góry na rozmowę namówić było trudno, bo niemal całe popołudnie obwoził swym motocyklem dzieci po parku. Jak się nam w końcu przyznał, przygodę z motocyklami zaczynał właśnie od iża. Na zjeździe zaprezentował jednak urala z 1963 roku
- Jak zaśpię na pociąg, to jeżdzę nim do pracy, a zasypiam dość często. Dużo bardziej wolę ten środek lokomocji, niż PKP. Chociaż ekonomiczny to ten motocykl nie jest. Pali 11 litrów paliwa! Ale cóż, trzeba lać...
Powyżej dwustu, strach się kończy
- Ile ten może? Dużo - 320 kilometrów na godzinę - odpowiada zagadnięty Radosław Pawlak z Gostynia, właściciel Kawasaki. - Ale jechałem tyle tylko raz, koło Gostynia. Strach? Strach kończy się powyżej 200 kilometrów na godzinę. Przy tej prędkości nie ma już sensu się bać. I tak się nie przeżyje.
Pan Radek zaczynał od simsona. Jeździ swoim motocyklem nad morze i w góry. Co jest takiego pociągającego w jednośladach? Nie potrafi powiedzieć.
- Coś jednak jest - przyznaje.
Skwar niemiłosierny, a na pagórku pod wiatrakami ciągle tłum. Błyskają flesze, toczą się dyskusje na temat cen i miejsc, w których można kupić to, lub tamto cacko. Kilka osób liczyło już w pamięci pieniądze odłożne na coś bezdusznie praktycznego. Odrodziły się stare miłości, odświeżyły wspomnienia i zapaliło kilku nowych fascynatów. Maszyny zrobiły wrażenie też na dyrektorze Eugeniuszu Kurasińskim. Zdradził, że z sentymentem wspomina czasy, gdy jeździł na wfm-ce, emzetce i jawce. Dziś motocykla nie ma, ale:
- Gdybym tylko mógł, zafundowałbym sobie Harleya Davidsona - zadeklarował.
Odporniejsi na wdzięki chromowanych cylidrów zamieniali konie mechaniczne na kuce. Bryczka z dwoma kucykami nieustannie kursowała po parku. Centrum kultury sprzedawszy losy, rozdało nagrody, a wieczorem Śmigiel bawił się przy wiatrakach w rytm muzyki zespołu Sezam. Kolejny zjazd motocyklistów za rok.
ALICJA MUENZBERG