Magazyn koscian.net
2003-05-15 14:34:09Sukces nie przychodzi łatwo
O przypadku, tarzających się koniach, reżyserii i radiu z Anną Seniuk rozmawia Karina Jankowska (Gazeta Kościańska nr 222, 14.05.2003)
- Szerokiej publiczności jest pani znana z ,,Czterdziestolatka’’ i ,,Pchły Szachrajki’’...
- Cieszę się, że wymieniła pani to drugie, bo kocham ,,Pchłę...’’ nad życie! Jest to rola mojego życia. Cieszę się, że i dorośli i dzieci pamiętają tę moją rolę. Niedawno zrobiłam bajkę muzyczną według ,,Pchły Szachrajki’’ z zespołem Affabre Concinui z Poznania. Partię Szachrajki zaśpiewała Ewa Konstancja Bułhak, moja była studentka i godna następczyni. Ja wyreżyserowałam całość i wystąpiłam w roli narratora. Tyle o ,,Pchle...’’
- A o ,,Czterdziestolatku’’? Nie da się ukryć, że dla większości polskich widzów zostanie pani Madzią Karwowską.
- Moje istnienie w tej roli jest niezależne ode mnie. Zagrałam w 21 odcinkach pierwszej serii, co w porównaniu z dzisiejszymi telenowelami o tysiącu odcinków, to niewiele. Aż trudno uwierzyć, że te 21 odcinków tak wryło się w pamięć widzów. Telewizja nieustannie wznawia ten serial, co znaczy, że cieszy się popularnością i nadal ma oglądalność. Myślę, że to dlatego, że ,,Czterdziestolatek’’ nie zestarzał się, zyskując dodatkowo miano dokumentu historycznego tamtej epoki. Ludzie już zapomnieli o tym jak się żyło w latach 70-tych, a młodzi w ogóle tego nie pamiętają, że brakowało w sklepach towarów, że trzeba było wszystko załatwiać. Także druga część serialu - ,,Czterdziestolatek dwadzieścia lat później’’ - stała się opisem epoki rejestrując czas przemian w kraju w latach 90-tych. Przepraszam tych państwa, którzy nie chcą mnie gościć u siebie jako Magdy Karwowskiej, ale zawsze mogą mnie wyłączyć.
- Ma pani na koncie też rolę Magdy Domaradzkiej w ,,Czarnych chmurach’’. Jak wspomina pani ten film?
- To była moja młodość i przygoda życia. Jak więc nie wspominać tego z uśmiechem i sentymentem... Praca przy kręceniu tego serialu była wielką przyjemnością, mimo że musiałam nauczyć się jeździć konno. Kończyłam przyspieszony kurs jazdy konnej. Ja to wiedziałam, ale koń nie wiedział. (śmiech) Na pierwszej lekcji koń stanął dęba i nie chciał ruszyć, a w końcu zaczął się tarzać ze mną na grzbiecie. Instruktor powiedział mi, że koń będzie jeździł dopiero jak będę miała prawidłowy dosiad. Po paru lekcjach było lepiej.
- Chciała pani studiować historię sztuki, skończyło się jednak na aktorstwie. Dlaczego?
- Od zawsze chciałam być konserwatorem zabytków. Długie lata się do tego przygotowywałam, a za namową polonistki poszłam na egzaminy do szkoły teatralnej. Poszłam i zdałam. Za pierwszym razem. Może gdyby mnie odrzucili to by się inaczej wszystko potoczyło. Generalnie jednak aktorstwo pojawiło się w moim życiu przypadkiem.
- Ponoć pani pierwszy występ w filmie był dość pechowy. To prawda, że przewróciła się pani podchodząc do kamery?
- Rzeczywiście tak było na próbnych zdjęciach. Miałam podejść do kamery. Raz podeszłam za blisko, potem za daleko. Potem zrobili mi kreskę kredą na podłodze, ale patrzyłam na nią cały czas, więc skończyło się na przybiciu deski do podłogi, o którą się potknęłam. A kiedy wreszcie stanęłam w dobrym miejscu... to zapomniałam tekstu. Pierwsze filmowe doświadczenia były dla mnie okrutne.
- Od kilku lat zajmuje się pani reżyserowaniem słuchowisk radiowych...
- Nie są to słuchowiska, raczej duże formy muzyczne, operowe. Udało mi się już zrealizować trzy opery - ,,Balladyna’’, ,,Nie-Boska komedia’’ i wspomniana już ,,Pchła Szachrajka’’.
- Łatwiej przychodzi pani bycie reżyserem czy aktorką?
- Każdy zawód sprawia różne trudności, ale jeśli jest się zawodowcem, przyuczonym do zawodu to co innego. Reżyserii musiałam się sama uczyć od początku do końca i nie było to łatwe zadanie. Aczkolwiek aktorstwo do łatwych zawodów też nie należy. Jeśli coś chce się robić profesjonalnie i z pasją, to nie przychodzi to łatwo. Żaden sukces nie przychodzi łatwo, szczególnie ten głęboki i prawdziwy. Łatwo za to przychodzi popularność.
- Jakie cechy trzeba posiadać, żeby taki sukces osiągnąć?
- Przede wszystkim wymaga to ogromnej pracy i siły charakteru. Trzeba nieustannie zmagać się ze swoimi słabościami, których nie należy okazywać. Trzeba też znosić wiele upokorzeń. Z tym wszystkim trzeba umieć sobie samemu poradzić.
- Więcej jest jasnych czy ciemnych stron tego zawodu?
- Jest wiele ciemnych stron, ale jedna jasna potrafi zniwelować tygodnie lub lata męki i upokorzeń. Kiedy się odnosi sukces zapomina się o tym co było złe.
- Mamy dziś wolny rynek i konkurencję we wszystkich dziedzinach życia, także w kulturze i sztuce. Czy pani zdaniem dziś jest łatwiej czy trudniej zaistnieć młodym aktorom?
- Dziś w ogóle nie można zaistnieć. Nie ma po prostu potrzeby sztuki. Żal mi moich studentów... Rozumiem, że są inne potrzeby, bo w kraju jest jak jest, ale są przecież osoby, które potrzebują kontaktu ze sztuką. Mówię i o kinie, i o teatrze, i o książkach, i o malarstwie. Utarło się, że to czego nie da się policzyć w milionach czy w znaczących procentach, to się nie liczy. A to trzeba liczyć na jakość nie na ilość! Rezygnowanie z emisji Teatru Telewizji, bo nie ma oglądalności takiej jak choćby brazylijski serial, to nie jest powód do jego likwidacji. Te 3 procent, które to oglądają, to jest od półtora do trzech tysięcy ludzi, czyli nie taka garstka. Niestety, nie mamy na to wpływu, bo ludzie, którzy decydują o ramówce muszą mieć potrzebę sztuki, a nie mają...
- Jest pani profesorem w warszawskiej Akademii Teatralnej. Czego uczy pani swoich studentów?
- Gry aktorskiej. Prawdy. Uczę ich prawdy zawodowej, żeby nie kłamać, by w każdej postaci dojść do jakieś prawdy.
- Czym dla pani jest aktorstwo?
- To jest zawód, który uprawiam. Do teatru czy na plan filmowy idę do pracy. Traktuję to bardzo poważnie, a nie powierzchownie. Starannie się przygotowuję do tego i robię to najlepiej jak umiem. Nie jest to dla mnie przygoda, ani sposób na życie.
- Łatwo przychodzi pani uczenie się tych setek tekstów na pamięć?
- Jeśli się chodzi, powtarza i próbuje, to wchodzi do głowy. To jest akurat najmniejszy problem...
- A co jest największym?
- Myślę, że skonstruowanie postaci. Stworzenie nowego człowieka we własnym ciele.
- Czy to prawda, że tremę przed spotkaniami z publicznością tuszuje pani gadulstwem?
- Bardzo rzadko mam takie spotkania i rzeczywiście kosztuje mnie to dużo nerwów. Najbardziej boję się momentu, w którym przestanę mówić, a publiczność przestanie zadawać pytania. I zrobi się cisza, i będę musiała uciekać, a zawiedzeni widzowie będą mnie gonić. (śmiech) Dlatego, żeby nie dopuścić do takiej sytuacji staram się zagadywać i udaję, że jestem odważna, dzielna i potrafię dużo mówić. Chociaż szczerze powiem, że jest wręcz przeciwnie.
- Czym zajmuje się pani w wolnym czasie, ma pani jakieś pasje?
- Uważam, że hobby mają ludzie, którzy nie są spełnieni zawodowo. Ja na szczęście nie muszę szukać pasji, bo jest nią mój zawód.
- Jest więc pani szczęśliwą osobą...
- Tak! Zawsze to powtarzam moim dzieciom. Nigdy nie sugerowałam im wyboru zawodu, bo w ten sposób można zrobić krzywdę. Nieszczęściem jest jeśli młody człowiek zostaje z zawodem, którego nie znosi. Sami musimy wybierać, bo wtedy nie mamy żalu do życia i ludzi.