Magazyn koscian.net
2003-04-29 15:20:48Świńska sprawa
W Kobylnikach wieczorem 14 stycznia skradziono 2 tuczniki. Okradzeni ruszyli w pogoń za złodziejem i... złapali policjanta. Świnie przepadły jak kamień w wodę. (GK nr 206 z 22.01.03)
- Około 10 wieczorem położyłam się do łóżka. Za chwilę przyszedł do mnie mąż i po pięciu minutach nagle słyszymy - świnie kwiczą. Na dwór, a tam dwie świnie biegają. W chlewie brak dwóch - opowiada pani Urszula - nestorka rodu.Rodzina rozpoczęła gorączkowe poszukiwania. Być może dwie
zaginione świnie gdzieś się zawieruszyły, a jeśli zostały skradzione, być może złodziej nie zdążył z nimi uciec. Dziadek wsiada do fiata, a z nim wnukowie - Daniel i Radek.
- Przy drodze na poboczu stoi samochód. Zgaszone światła i zgaszony silnik. Nagle samochód rusza, nakręca i ucieka. My za nim, a on jakby zajeżdżał nam drogę - opowiada z wypiekami Radosław.
Wreszcie udało im się go wyprzedzić i już mieli mu zatarasować drogę, gdy sami zostali zablokowani innym autem. Przed krzyżówką z „piątką’’ w Poninie drogę zajechał im stojący na poboczu drogi biały golf II. Stanęli. Wówczas golf ustawił się do ucieczki na „piątkę”, ale musiał ustąpić pierwszeństwa jadącym od strony Kościana. Do auta podbiegł Daniel i zanim golf uciekł zdążył wybić mu tylną szybę.
- Kiedy Daniel był przy golfie, ja podszedłem do tego drugiego samochodu. Wysiadł z niego mężczyzna. Idę do niego, a on macha mi czymś w ręce i krzyczy - Stój policja! Stanąłem - opowiada Radek.
- Dobiegłam. Jak tylko wyjechali z domu biegłam za nimi. Sama się dziwię jak, przecież to daleko, ale myślałam tylko, że może im się stać krzywda i biegłam. Mi też pomachał legitymacją przed oczami, tak blisko i tak szybko, że nic nie widziałam. Wyciągnęłam rękę, żeby ją zobaczyć, a on tylko ,,Gdzie te łapy!’’. Zapytałam, co on tutaj robił? Powiedział, że to nie moja sprawa i cały czas pytał: jakie świnie, jakie świnie?
- Policję wezwałem ja, jeszcze z samochodu - relacjonuje Radek - Wezwała ją też babcia z domu. Nadjechali, gdy staliśmy przy ,,piątce’’. Najpierw podeszli do tego policjanta, porozmawiali chwilę. Potem podeszli do nas. Kazali prowadzić się do gospodarstwa. Pojechaliśmy. Ten, którego goniliśmy, zniknął. Przyjechał dopiero po jakimś czasie.
Od policjantów z radiowozu państwo G. dowiedzieli się, że policjant, którego ścigali nie był tego dnia na służbie. Zaniepokojonym gospodarzom policjanci z radiowozu radzili skontaktować się z komendantem. Po oględzinach terenu policja odjechała. Była godzina 23.30.
- Pozostał strach. Tej nocy już nie spałam, a jaka będzie kolejna nie wiem. Jak usłyszymy psa, będziemy się zastanawiać, co nam wynoszą. I nie wiadomo kogo mamy wzywać? Bo jeśli nie można wierzyć policji, to komu? Ja się teraz boję policji - stwierdziła Bogumiła. Zdaniem rodziny policjant, którego ścigali mógł być zamieszany w kradzież świń - stał na czatach.
O pomoc w wyjaśnieniu tej sprawy zwróciliśmy się do komendanta Komendy Powiatowej Policji w Kościanie, Henryka Kasińskigo. Ten zareagował szybko. Wysłał do zniepokojonych gospodarzy naczelnika sekcji kryminalnej.
- Nikt nie ma do nikogo żalu i w żadnym wypadku nikt policji się nie obawia - powiedział nam Przemysław Mieloch, rzecznik prasowy kościańskiej komendy.
Wszystko wskazuje na to, że policjant znalazł się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Ruszył akurat wtedy, gdy zbliżał się do niego fiat. Uznał kierującego nim za pijanego, bo fiat jechał bardzo szybko i na długich światłach. Już miał wzywać kolegów z drogówki, gdy fiat go wyprzedził i stanął. Wtedy policjant dowiedział się co się stało.
- Wyjaśniając okoliczności kradzieży stwierdzam, że pobyt policjanta w Kobylnikach nie miał żadnego związku z kradzieżą świń. Policjant był tam prywatnie - wyjaśnił Mieloch.
Tymczasem nie wiadomo co stało się z białym golfem i jaki był jego związek ze sprawą. Policjanci z sekcji kryminalnej nie wykluczają, że kradzieży tuczników dokonać mogły te same osoby, które wcześniej okradły z prosiąt i warchlaków chlewnię w Sierakowie. Stukilogramowe świnie przepadły jak kamfora. Poszły albo na kiełbasę, albo na sprzedaż.
- Jeszcze im pomogliśmy - chwyta się za głowę pani Urszula,
nestorka rodu. - Zawsze na noc spuszczamy psa, ale tym razem tego nie zrobiliśmy. Pomogła im też pogoda. Wiatr aż gwizdał tej nocy. Nic nie słyszeliśmy. A złodzieje dokładnie wiedzieli jak należy się po naszym gospodarstwie poruszać. Weszli przez podwórko, otworzyli sobie bramę, załadowali świnie i pojechali... (Al)