Magazyn koscian.net

2003-04-24 16:07:04

Syfonowe szambo

- To było dziecinne zawierzenie. Infantylne zawierzenie - mówi dziś Izabela Kaczmarek. Tego lata jej firma - Aqua Vita Bis - nie wyprodukowała ani jednej butelki wody sodowej, straciła blisko sto tysięcy złotych, a pięciu pracowników musiała wysłać na bezpłatne urlopy. Wszystko, jak twierdzi Kaczmarek, za sprawą oszustwa dokonanego przez Stefanię G., właścicielkę podnajmowanego budynku. - Tutaj miała panować rodzinna atmosfera - argumentuje pani Stefania.
(GK nr 186 z 4.09.2002)

Okolica spokojna. Młyn stoi za wsią. Budynek imponuje rozmiarami. Czerwona cegła, wyraźnie nadwyrężony dach, ale z wnętrza wyzierają kolory. Właścicielka firmy czeka w biurze. Kafelki, czysto, schludnie, świeżo.
 - To wszystko, proszę zobaczyć, zrobiliśmy w ciągu ostatnich miesięcy. Tu była ruina - mówi Izabela Kaczmarek. - Tynkowaliśmy ściany, gipsowaliśmy, malowaliśmy i naprawialiśmy okna, wstawiliśmy drzwi, poprowadziliśmy nową instalację wodną i kanalizacyjną. Płytki poukładaliśmy, podwieszane sufity zrobiliśmy. Ubiegaliśmy się o zmianę sposobu użytkowania budynku. Same projekty kosztowały nas 15 tysięcy złotych. W remont włożyliśmy 73 tysiące. I co teraz? Co teraz z tym wszystkim? ... - pyta bezradnie.
 
 Historia konfliktu nie jest długa, ale bogata w epizody. Aqua-Vita przez dwa i pół roku produkowała wodę sodową w Borówku Starym, na peryferiach Czempinia, ale z powodu wysokiego czynszu właścicielka zaczęła rozglądać się za tańszą siedzibą. Tę zaproponował jej jeden z pracowników, syn pani G., Waldemar.
 - 7 marca 2002 roku zawarliśmy ustne porozumienie. Ustne, ale przy świadkach. Pani Stefania G. zgodziła się oddać stary młyn na rozlewnię wód. Założyliśmy, że 50 tysięcy złotych wydane przez moją firmę na remont, będzie odliczane od czynszu - po tysiąc złotych miesięcznie. Pani G. miała miesięcznie otrzymywać 2 tysiące. Umówiliśmy się na dzierżawę przez pięć lat. Na podstawie ustnej umowy zaczęliśmy prace. Pani G. odkładała podpisanie umowy argumentując to tym, że dopiero jak skończymy będzie wiadomo, ile zainwestowaliśmy, i ile trzeba będzie zamortyzować w czynszu. Była bardzo serdeczna. Pani Izo, mamy czas - mówiła. - Ja zawierzyłam.
 
 30 kwietnia firma wywiozła z Borówka ostatnie maszyny. W starym młynie robotnicy intensywnie pracowali nad przygotowaniem nowych stanowisk pracy.
 - Zaczynało się niewinnie. Pani G. przyszła ze skargą, że pracownicy przyjeżdżający do pracy i wjeżdżający na teren posesji budzą ją. Porozmawiałam więc z nimi i zaczęli zostawiać samochody przed posesją, na poboczu drogi. Po dwóch dniach powiedziała, że sprawą zainteresowała się ochrona środowiska i dział komunikacji z Czempinia. Samochody podobno stwarzały zagrożenie. Nie chciałam, by miała kłopoty, więc zadzwoniłam do urzędu chcąc wyjaśnić sprawę, ale okazało się, że to wszystko nieprawda.
 - To były drobiazgi - dopowiada Agnieszka Zakrzewska, pracownica biura. - Nagle pani G. przyszła odebrać nam pożyczony wcześniej czajnik. Zaczęło jej przeszkadzać, na przykład, że chodzimy po podwórku.
 - 1 lipca o godzinie 10 rano pani G. stanęła w drzwiach wraz z kilkoma osobami i powiedziała, że jak natychmiast nie podpiszę umowy, wyrzuci nas z budynku - opowiada Kaczmarek. - Warunki tej umowy były oczywiście inne, niż te na które wcześniej się umawialiśmy. Przyznaję się, stchórzyłam. Nagle przed oczami stanęło mi, jak pakujemy manatki, jak zostawiamy to wszystko i muszę zwolnić wszystkich pracowników. 10 osób. 10 rodzin. Stchórzyłam i umowę podpisałam.
 
 Umowa, jak twierdzi Izabela Kaczmarek, nie uwzględnia nakładów włożonych przez firmę w ostatnich miesiącach. Opiewa na czas określony - rok i obliguje firmę do remontu dachu na starym młynie.
 - Gdyby się na tym skończyło, ale 29 lipca pani G. wypowiedziała nam i tę umowę. Nie wystawiła nam żadnej faktury. 30 lipca zmieniła wszystkie zamki prowadzące do naszego biura. Zadzwoniliśmy na policję informując, że będziemy włamywać się do swoich biur i zaczęliśmy wyłamywać kłódki. Pani G. wezwała policję i stanęła wraz z rodziną i obserwowała jak pracownicy tną kłódki. Ktoś nagrywał wszystko na taśmę wideo - Izabela Kaczmarek jest zdenerwowana. Bierze głęboki oddech i opowiada dalej. - Związała nam ręce. Nie pozwala dokończyć budowy szamba, a bez szamba, nie możemy przystosować zakładu do produkcji. Łazienki w kafelkach, wszystko przygotowane, tylko nie ma wody i nie ma kanalizacji. Za cokolwiek się zabierzemy, pani G. wzywa policję i odwołuje się do innych instancji. Pięciu pracowników musiałam wysłać na bezpłatny urlop. Cały sezon nie produkujemy...
 
 Waldemara G., choć wciąż jest na liście pracowników firmy, od kilku tygodniu nie było w pracy. Przez ścianę z Aqua-Vita Bis prowadzi myjnię samochodów.
 - Ja się nie wtrącam - mówi krótko. - Nie uczestniczę w tym wszystkim. Ja jestem wyłączony. Nie jestem właścicielem. Właścicielka posesji jest obok. Wszystko okaże się do końca miesiąca. Tu za dużo by gadać.
 Ostatecznie zgadza się na rozmowę, jak tylko obsłuży klienta. Właścicielka posesji - Stefania G. odmawia, bo nie ma czasu. Prosi o wizytówkę i obiecuje kontakt w ciągu dwóch dni. Do myjni w tym czasie podjechał kolejny klient. Siadam więc przed myjnią i czekam. Po chwili podbiega pani G.
 - Co pani tu jeszcze robi? - pyta poirytowana.
 - Czekam - odpowiadam.
 - Ja z panią nie będę rozmawiała.
 - Wiem, umówiłyśmy się na telefon.
 - To co pani tu jeszcze robi?
 - Czekam na rozmowę z panem Waldemarem.
 - Ja sobie nie życzę, aby pani z kimkolwiek tu rozmawiała - krzyczy.
 - Może pani, ale ja rozmawiam, z kim chcę.
 - Ja sobie nie życzę, aby on rozmawiał z panią.
 - Tu, zdaje się, pan Waldemar decyduje.
 - Ja nie chcę, aby pani tutaj była i zajmowała to krzesełko.
 - Mam wstać?
 Pani G. tarmosząc spódnicę wbiega do myjni. Po chwili wybiega.
 - Proszę stąd iść. Nie chcę, aby pani stała na mojej posesji - wykrzykuje.
 - O, teraz razem napadniemy na tę panią - Stefania G. szuka kompana w kliencie myjni, który wyraził pretensje do prasy. Pan do napadania jednak nie był skory. Pani G. odchodzi. Waldemar G. wychodzi z myjni i rozkładając ręce oświadcza, że nie ma nic więcej do powiedzenia.
 Dwa dni czekaliśmy na telefon od pani G. Wreszcie sama dzwonię.
 - Nie ma sensu w ogóle cokolwiek pisać w tej sprawie. Mam obawę, że pani to jednostronnie zrobi - stwierdza właścicielka młyna.
 - Jak się pani nie wypowie, to będę znała tylko jedną wersję - odpowiadam.
 - Oni już opuszczają budynek z paragrafu 6.95 z tytułu zagrożenia życia i mienia. Zagrażają mi, grożą, że zdewastują, że spalą. (...) To jest sprawa policji, prokuratury i ja prosiłabym, żeby pani dała sobie spokój.
 Zdaniem pani G. państwo Kaczmarkowie od marca robią wszystko, wbrew jej woli.
 - Co by pani powiedziała, gdyby pani miała takich sąsiadów, na posesji, którzy na przykład zatrudniają około 12 osób i od marca do dzisiaj nie mają wc. Ja proszę, błagam, żeby podłączenie do wc wykonali i zaczęli szambo robić, a oni zaczęli szambo robić i to niezgodnie ze sztuką budowlaną.
 - A ja słyszałam, że to pani nie pozwala...
 - No, nie pozwalam. Zaczęli 1 sierpnia. Ich tu już przecież nie powinno być. Oni opuszczają ten lokal. Od 30 lipca są tu nielegalnie. To po co mają mi w sierpniu budować szambo i proszę pani, niezgodnie ze sztuką budowlaną.
 - Skąd pani wie, że niezgodnie?
 - Ja się na tym znam po prostu.
 
 Zdaniem Stefanii G. prace remontowo-budowlane prowadzone są bez nadzoru budowlanego, a ktoś, kto jest lakiernikiem lub malarzem pokojowym nie ma pojęcia o budowie szamba. Zarzuca też swoim podnajemcom dewastację budynku - obcięcie krat. O remontach wewnątrz nie wspomina.
 - Ci państwo mieli tutaj pracować, mieli się zachowywać. Tutaj miała panować rodzinna atmosfera. Żyję 30 lat na tym terenie i nigdy w życiu nie miałam żadnego zatargu. Pracowałam z wieloma osobami i z wszytkimi żyłam jak trzeba. A oni przychodzą tutaj do nas, napadają, wyzywają nas...
 Zdaniem Stefanii G. firma działa od początku na swoją szkodę. To bowiem Aqua Vita Bis nie chciała podpisać umowy najmu.
 - Tyle co ja naustalałam terminów, to pani Kaczmarek nigdy nie pasowało - agrumentuje właścicielka. - Jak ja chciałam jechać w poniedziałek, to ona w piątek, lub we wtorek. Jak wreszcie jechaliśmy we wtorek, to pani prawnik nie było. I tak to wyglądało... Już wtedy powiedziałam, że zupełnie mają tu już nic nie robić, aż nie zostanie podpisana umowa. A tutaj od 1 maja trwała produkcja. Tutaj się tysiące wody lało. Dziwię się, że pani teraz tutaj przychodzi i chce robić jakieś artykuły. Trzeba było przyjechać, jak ci ludzie w plastykowych wiadrach butelki myli. (...) Tutaj wiele osób to widziało... Klienci, którzy tutaj przyjeżdżali kupować, z obrzydzeniem na to patrzyli... Sanepid 1 lipca był tutaj na którejś z kolejnych kontroli i proszę panią, jakby pani zobaczyła w jakich warunkach to się tu wszystko odbywało. Pani widziała biura, a by pani widziała te wiaty. Tam przez trzy miesiące ludzie się przebierali. Tam szafki były odzieżowe. Ci ludzie tam bez mycia rąk... Ja co mogłam ze swej strony zrobiłam. Ja panie wpuszczałam do własnego mieszkania przez dwa miesiące, żeby mogły z ubikacji skorzystać.
 - Właściciele firmy twierdzą, że pani nie chciała podpisać z nimi umowy, bo ma pani chrapkę na wyremontowany budynek...
 - Umowa została podpisana 1 lipca, proszę pani...
 - Przecież twierdziła pani, że od lipca firma jest tu nielegalnie...
 - Umowa jest nieaktualna z uwagi na ich drastyczne zachowanie.
 - Co takiego strasznego zrobili po pierwszym lipca?
 - Jeszcze w czerwcu...
 - To dlaczego podpisywała pani umowę?
 - Ja miałam cichą nadzieję, że pani Kaczmarek pójdzie po rozum do głowy i zacznie myśleć jakoś. A tu cały czas ingnorancja jest. Zero rozmowy. Oni z nami w ogóle nie rozmawiają i robią co uważają za słuszne. Ja oczekuję tu jakichś komisji. Bo chyba właściciel powinien być powiadomiony o zmianie użytkowania budynku, a ja od marca do sierpnia takiego dokumentu nie posiadam...
 
 Stefania G. twierdzi, że nie ma wobec starego młyna żadnych planów.
 - Nie wiem co dalej będzie - mówi Izabela Kaczmarek. - Maszyny wywiozłam już do domu. Po co mają tu stać. Żeby nękały nas kolejne kontrole? Żeby podejrzewano, że produkujemy bez zezwoleń? Na pismo prawnika pani G. rozwiązującego umowę odpisał nasz prawnik. Pani G. ma zdecydować, albo zapłaci nam za remont swojego budynku, albo odchodząc stąd młotami wszystko poniszczymy. Nie wiem co zrobimy. Serce mi się pokroi, jak będę miała to niszczyć. To bez sensu, ale wszystko wskazuje na to, że pani G. świadomie wprowadziła nas w błąd. Chciała mieć wyremontowany budynek i tylko do tego nas tu potrzebowała. A my tego lata nic nie wyprodukowaliśmy i musiałam wysłać na bezpłatne urlopy bardzo dobrych pracowników. Straty są ogromne...
 Właścicielka posesji nie zdecydowała jeszcze czy zwróci firmie zainwestowane pieniądze, czy woli, by zdewastowali to, co dopiero wyremontowali.
 - Pełnomocnictwa udzieliłam prawikowi, bo ja już nie mam siły. Nie mam zdrowia... Co będzie dalej, to się jeszcze okaże... - stwierdziła Stefania G.
 W starym młynie w Jasieniu na prośbę właścicielki posesji był sołtys Jasienia - Bronisław Michalak.
 - Tam się produkowało tysiące litrów wody pitnej - twierdzi.
 Chciałby pomóc właścicielce, która jest ponoć w niebezpieczeństwie. W zakładzie jednak nie był, z właścicielami firmy, ani z pracownikami nie rozmawiał. Wezwani przez Stefanię G., młyn odwiedzili też pracownicy czempińskiego urzędu.
 - Byliśmy razem z dyrektorem Zakładu Gospodarki Komunalnej - wyjaśnia Maciej Augustyniak z wydziału ochrony środowiska. - Kierujemy sprawę do właściwych organów - sanepidu, inspektoratu. Na podwórku znaleźliśmy butle ze sprężonym gazem. Co prawda za porządek odpowiada właściciel posesji... Sprawa jest delikatna.
 Komisja z gminy w firmie też nie była.
 - To jeszcze nie jest ten etap sprawy, by bez zaproszenia wchodzić do zakładu - wyjaśnia Augustyniak.
 Pani G. twierdzi, że sprawą zajmuje się policja. W kościańskiej komendzie jednak - jak mnie poinformowano - nie prowadzi się żadnego postępowania w sprawie konfliktu właściciela i podnajemcy. Izabela Kaczmarek deklaruje jednak, że sprawę zgłosi w prokuraturze. Zarzuca Stefanii G. oszustwo, świadome wprowadzenie w błąd w celu uzyskania korzyści. Waldemar G. ma otrzymać dokument rozwiązujący stosunek pracy z Aqua-Vita Bis. Zdaniem Kaczmrek porzucił pracę. Właścicielka i pracownicy firmy mają do niego żal o chowanie głowy w piasek. Czy Aqua - Vita Bis produkowała bez zezwoleń wodę sodową w skandalicznych warunkach sanitarnych?
 - Na prośbę właścicielki posesji odwiedziliśmy zakład 10 maja - informuje Łucja Pater - Chuda dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Kościanie. - Nie stwierdziliśmy produkcji. W budynku i dookoła był bałagan zwykły dla terenu budowy. O proszę, w protokole napisane jest aż trzy razy, że nie było tam produkcji. Firma magazynowała tam jednak wodę wyprodukowaną jeszcze w Borówku. Wydaliśmy zakaz magazynowania jej w adaptowanych pomieszczeniach. 30 lipca ponownie, po telefonie pani G., pracownicy odwiedzili zakład i znów nie stwierdzili produkcji. Z protokołu wynika, że wbrew zalecniom magazyowanej wody nie wywieziono, więc firma otrzymała upomnienie. Byliśmy w zakładzie i 20 sierpnia, i znów nie stwierdziliśmy produkcji wody gazowanej. Dla nas to nie jest jeszcze zakład produkcyjny. To teren budowy. Firma nie ma zezwolenia na produkcję. Trzykrotnie odwiedziliśmy zakład i trzykrotnie nie stwierdziliśmy produkcji.
 
 ALICJA MUENZBERG
Już głosowałeś!

Zobacz także:


Komentarze (0)

STOP HEJTOWI - PAMIĘTAJ - NIE JESTEŚ ANONIMOWY!
Jeśli zamierzasz kogoś bezpodstawnie pomówić, wiedz, że osobie pokrzywdzonej przysługuje prawo zgłoszenia tego faktu policji, której portal jest zobligowany wydać numer ip Twojego komputera: 18.188.76.209

Internauci piszący komentarze ponoszą za nie pełną odpowiedzialność karną i cywilną. Redakcja zastrzega sobie prawo do ingerowania w treść komentarzy lub ich całkowitego usuwania jeżeli: nie dotyczą one artykułu, są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, naruszają normy prawne lub obyczajowe.

Dodaj komentarz
Powrót do strony głównej
×

Dodaj wydarzenie

Wydarzenie zostanie opublikowane po zatwierdzeniu przez moderatora.

Dane do wiadomości redakcji
plik w formacie jpg, max 5 Mb
Zgłoszenie zostało wysłane - zostanie opublikowane po akceptacji administratora.
UWAGA: W przypadku imprez o charakterze komercyjnym zastrzegamy sobie prawo do publikacji po uzgodnieniu ze zgłaszającym opłaty za promowanie danego wydarzenia.