Magazyn koscian.net
19 marca 2013W trosce o braci mniejszych
Od ponad pięciu lat kościański oddział Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami działa na rzecz humanitarnego traktowania zwierząt, ich poszanowania, objęcia ochroną i otoczenia opieką, propagując wśród ludzi właściwe zachowania i stosunek wobec zwierząt. Bowiem zwierzę jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest rzeczą, a człowiek jest mu winien poszanowanie, ochronę i opiekę. I - co zasługuje na podkreślenie - robią to społecznie
Kościański oddział Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami powstał w październiku 2007 r. z inicjatywy kościanianki Elżbiety Drozdy.
- Zawsze bliskie mi były sprawy dobra zwierząt i chciałam, żeby w Kościanie działała taka organizacja zajmująca się nimi – wyjaśnia skąd wziął się pomysł utworzenia kościańskiego oddziału TOZ. - Zadzwoniłam do Poznania, by dowiedzieć się jakie formalności trzeba spełnić. W okręgu ucieszyli się, bo mieli mnóstwo zgłoszeń z naszego powiatu, a nikogo w okolicy. Wymogiem było znalezienie minimum trzydziestu osób. Udało mi się to dość szybko. Zmobilizowałam rodzinę i znajomych. Potem czekaliśmy za rejestracją w KRS. Szukaliśmy jakiegoś pomieszczenia i od burmistrza usłyszeliśmy, że Towarzystwo nie jest w Kościanie potrzebne, bo działa tu pan Wróblewski, przyjaciel zwierząt. Z czasem jednak zmienił nastawienie.
Początkowo oddział liczył 30 wolontariuszy, potem 45, a dziś 57. Naprawdę aktywnych działaczy jest jednak tylko 10. To osoby w różnym wieku. Zdecydowana większość to kobiety. Od początku zarządem kieruje prezes Elżbieta Drozda. Oprócz niej zasiadają w nim: Eugenia Grajewska (sekretarz), Magdalena Giera (skarbnik), Urszula Dąbrowska, Andrzej Garwoliński i Irena Talikadze. Dyżury pełnią w czwartki, w godz. 16-19, na Wałach Żegockiego 2. W pozostałe dni zgłoszenia przyjmowane są wyłącznie telefonicznie pod nr. 691 664 893.
Działaczem TOZ może zostać każdy, kto skończył 18 lat i złożył deklarację, tym samym zobowiązując się do przestrzegania postanowień statutu, regulaminów i uchwał władz Towarzystwa, aktywnego działania i regularnego opłacania minimalnej składki członkowskiej. Kwoty te są naprawdę symboliczne. Wpisowe wynosi zaledwie 5 zł, a dla emerytów, rencistów, bezrobotnych, uczniów i studentów 2,50 zł, natomiast miesięczna składka to 3 zł i 1,5 zł. Każdy otrzymuje legitymację potwierdzającą przynależność.
- Przyda nam się każdy, kto chce działać, pomagać i opłacać składki, bo z tych pieniędzy płacimy za usługi weterynaryjne, sterylizację, karmę dla bezdomnych psów, kotów i zwierząt z interwencji. Przyda się każde ziarenko karmy, każdy koc, miska – mówi prezes Drozda, przyznając, że gdyby nie pomoc osób wpłacających na konto Towarzystwa większe kwoty nie udałoby się związać końca z końcem. – Nie spodziewałam się, że ta nasza działalność rozwinie się na taką skalę.
Na co dzień wolontariusze zwalczają przejawy znęcania się nad zwierzętami, bronią i niosą pomoc, dbają o przestrzeganie praw zwierząt, nadzorują i kontrolują czy przestrzegane są przepisy ochrony zwierząt i środowiska, współdziałając z instytucjami w zakresie ochrony zwierząt oraz ujawniania i ścigania przestępstw i wykroczeń. Prowadzą działania zmierzające do zmniejszenia populacji bezdomnych zwierząt i edukują. Krótko mówiąc działają dla dobra zwierząt. Interweniują nie tylko w samym Kościanie, ale także w całym powiecie, a czasem nawet poza jego granicami, i robią to wszystko społecznie. Korzystają z prywatnych samochodów, bo Towarzystwo nie dysponuje służbowym pojazdem, choć kilka lat temu z poznańskiego oddziału dostali wysłużone auto do przewozu zwierząt. Długo nie służyło. Wielokrotnie bezdomne zwierzęta zabierają do swoich domów, a zdarza się, że zostają tam już na stałe.
- Zgodnie z obowiązującą ustawą opieka nad bezdomnymi zwierzętami, wyłapanie i utrzymanie należy do zadań gminy – podkreśla pani prezes.
Oprócz wolontariuszy w kościańskim Oddziale TOZ działają inspektorzy upoważnieni do współdziałania z instytucjami państwowymi i samorządowymi w ujawnianiu i ściganiu wszelkich przestępstw i wykroczeń określonych w ustawie o ochronie zwierząt. To przepisy, które muszą mieć w małym palcu. Inspektorzy są uprawnieni do przeprowadzania kontroli m.in w schroniskach, hodowlach i cyrkach, a także na prywatnych posesjach. W Kościanie takie uprawnienia mają cztery osoby. Żeby je zdobyć trzeba być działaczem TOZ co najmniej pół roku, mieć minimum średnie wykształcenie, odbyć szkolenie, zdać egzamin. Zanim kandydat otrzyma legitymację inspektora musi swą sześciomiesięczną pracę opisać w sprawozdaniu i uzyskać pozytywną opinię prezesa danego oddziału.
Niektóre sprawy, z którymi mają do czynienia na co dzień wymagają natychmiastowej interwencji, wtedy organizują szybki transport i jadą pomóc potrzebującemu zwierzęciu. Mają ze sobą stały kontakt telefoniczny. Przeważnie na interwencję jadą dwie osoby, w tym jedna z uprawnieniami inspektora. Czasem konieczna jest pomoc policji lub Straży Miejskiej. Bywa, że na interwencje jedzie także lekarz weterynarii, najczęściej Alicja Ochędalska.
– Jedziemy na każde wezwanie. Nawet, jeśli brakuje pieniędzy w kasie. Jeżeli pies wymaga odebrania właścicielowi, to nie ma większego problemu, bo współpracujemy ze schroniskiem w Gaju. Gorzej z kotami, których mamy coraz więcej. Zazwyczaj jesteśmy wzywani do kotów, które uległy wypadkowi lub są chore. Do niedawna nie mieliśmy żadnego miejsca, gdzie moglibyśmy je umieścić. Bywało więc, że zamykaliśmy je w naszym biurze – przyznaje Elżbieta Drozda, wyliczając, że obecnie mają pod opieką siedem kotów po sterylizacji, kocim katarze, czy z gojącą się raną. Przypomina, że w zeszłym roku otrzymali z budżetu miasta 1800 zł na sterylizację, leczenie i karmę dla kotów. – Starczyło nam to ledwie na dwa miesiące. Praktycznie codziennie dostajemy telefony, żeby skądś zabrać koty. A to z marketu, a to z piwnicy w bloku. Część musimy umieszczać w domach wolontariuszy, godzą się na to, mimo że każdy z nas ma swoje zwierzęta. Rzadziej zdarza się, że zgłasza się ktoś chcący adoptować kota.
Koty to ostatnio największy kłopot, z którym przychodzi borykać się Towarzystwu. Problem psów zniknął po podpisaniu przez samorząd Kościana i gminy umowy ze schroniskiem w Gaju. Niestety, problemu kotów władze nie zauważają. W tym roku mieli już sygnał o kotach pałętających się po piwnicy w bloku na Os. Piastowskim. Nie zawsze udaje się je schwytać. W opiece nad bezdomnymi kociakami pomagają społeczni karmiciele, którzy je dokarmiają.
- Jeśli znajdzie się jakiś miłośnik kotów i chciałby wziąć jednego z naszych podopiecznych, to nawet w nocy może mnie obudzić – mówi ze śmiechem pani prezes. - Wszystkie to kilkumiesięczne kocury, które załatwiają się do kuwety, są odrobaczone, odpchlone i zdrowe.
Najwięcej interwencji mają zimą, szczególnie tych dotyczących kotów i psów. A to, że łańcuch za krótki, a to, że buda bez wyściółki i ocieplenia. Oprócz tego zdarzają się zgłoszenia dotyczące rannych, wolno żyjących ptaków. Te najczęściej docierają latem. To – jak zapewnia pani prezes – nie jest kłopotem, bo każdego rannego ptaka przyjmuje ośrodek rehabilitacyjny działający przy Ogrodzie Zoologicznym na poznańskiej Malcie.
- Zazwyczaj najpierw idziemy do któregoś z miejscowych weterynarzy, a dopiero po udzieleniu pierwszej pomocy, zawozimy do Poznania. Kiedyś woziliśmy ptaki do Czempinia - przypomina pani Ela.
Bywa, że kilkakrotnie trafiają pod ten sam adres. Jeśli zwierzę jest rażąco zaniedbane i zagraża to jego zdrowiu lub życiu, mają prawo je zabrać i to bez zgody wójta czy burmistrza. Jeśli zwierzę jest z gminy, która ma podpisaną umowę ze schroniskiem, to nie ma problemu. Gorzej, jeśli nie ma.
- Kiedyś w Koszanowie chcieliśmy zabrać psa, który nie był karmiony. Burmistrz Śmigla nie wyraził na to zgody i wyznaczył termin, w którym właściciel miał poprawić warunki. Nim psa zaczęto normalnie karmić, byliśmy tam może z pięć razy. Pies doszedł do siebie, ale kilka dni temu znów zauważyliśmy, że właściciele się zapomnieli, ale teraz już nie powinno być kłopotu z zabraniem psa – stwierdza, dopowiadając, że teraz gmina Śmigiel ma umowę ze schroniskiem w Henrykowie i własne przytulisko w Koszanowie.
Zdarza się, że sprawy o znęcanie się nad zwierzęciem trafiają na sądową wokandę. Bywa, że wolontariusze TOZ są w nich świadkami. Jak w przypadku niedawno zakończonego procesu przeciwko 21-letniemu Sebastianowi K. Należący do niego dwuletni owczarek niemiecki wszedł w kwas i nie był w ogóle leczony. Jak przyznaje pani prezes, to był dotychczas najdrastyczniejszy przypadek, bo psa w tak złym stanie w życiu nie widziała.
- Ze wszystkich łap wystawały kości. Opuszków nie było w ogóle, tylko krwawiące rany, a w korytarzu, w którym leżał był taki odór gnijącego ciała, że się nie dało wytrzymać – przytacza pani Elżbieta. – Najczęściej spotykamy wychudzone psy i zaniedbane. Gdy pies jest przy budzie, to łatwo podjąć decyzję o odebraniu, ale gorzej, gdy jest w domu, ma ciepło, ale jest głodzony.
- Wiele osób jeszcze nie zdaje sobie sprawy z tego, że to przestępstwo. Niestety, większość spraw o znęcanie się nad zwierzętami jest umarzana – ubolewa Aurelia Ruszkiewicz, działaczka TOZ od 2010 r. Jak sama mówi, do TOZ-u trafiła przez przypadek. W 2009 r. w prezencie dla swojej córki zorganizowała w Kościanie pierwszą akcję pomocy zwierzętom. Potem pomyślała, że łatwiej byłoby występować jako oficjalny działacz Towarzystwa, a nie osoba prywatna, i bez wahania zapisała się do TOZ. Następną akcję przeprowadziła już pod szyldem Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. – Nie mam tyle czasu, żeby pomagać tak jakbym chciała. Działam gdy mam wolną chwilę. Pracy jest naprawdę dużo. Dla mnie osoby takie jak pani Ela, które angażują się bez reszty, to są chodzące anioły. Przede wszystkim staramy się poprawić warunki bytowania zwierzęcia.
- Dajemy na to kilka dni. Potem wracamy i kontrolujemy czy zgodnie z zaleceniami właściciel na przykład uszczelnił budę. W większości przypadków starają się to zrobić, choć zdarzają się i tacy, którzy pyskują, czasem się tłumaczą, że przecież sprzątają i karmią, ale akurat dzisiaj tego nie zrobili, a jeszcze inni mówią, że to tylko zwierzę. Jeden pan kiedyś powiedział nam, żebyśmy lepiej zajęli się głodującymi w Afryce, a nie tym, że jego pies ma nie posprzątane – wspomina prezes Drozda. Sama ma w domu trzy psy, w tym są dwa, które przygarnęła jako bezdomne, a kolejnymi dwoma opiekuje się u teściowej. – Zdarza się, że odbieram sygnał, gdy gotuję obiad. Wtedy rzucam wszystko i biegnę. Rodzina jakoś musi sobie poradzić.
Wszelkie informacje o bieżącej działalności kościańskiego Towarzystwa, adopcjach i zwierzakach, które znalazły swój dom można znaleźć na stronie internetowej pod adresem www.tozkoscian.c0.pl/news.php.
- Jest już dużo lepiej niż na początku naszej działalności. Na wsiach się poprawiło, choć właśnie w terenie mamy więcej interwencji niż w samym mieście. Oby nigdy nie zabrakło nam ludzi dobrego serca – wyraża nadzieję prezes Drozda.
By pomóc wystarczy przekazać dobrowolną wpłatę na konto Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Polsce Zarząd Okręgu w Poznaniu Oddział w Kościanie, ul. Wały Żegockiego 2, na nr konta 47 8666 0004 0101 5135 2000 0001. Można też wesprzeć TOZ przekazując 1% podatku KRS 0000154454 z dopiskiem Oddział w Kościanie. Z roku na rok wpłat jest coraz więcej, za co działacze wszystkim darczyńcom serdecznie dziękują. Można także zorganizować zbiórkę karmy, imprezę charytatywną, czy prelekcję, wirtualnie adoptować zwierzęta ze schroniska, płacąc regularnie pieniądze na jego utrzymanie, zainteresować akcjami znajomych, zostać działaczem TOZ lub wolontariuszem pomagającym w schronisku, podarować zabawki, książki, obrazy na aukcje, zgłosić przypadki znęcania się nad zwierzętami i trzymania ich w niegodnych warunkach, głodzonych, bitych, porzuconych. Do dalszej współpracy działacze kościańskiego TOZ-u zapraszają przedszkola i szkoły, by wspólnie uczyć wrażliwości na krzywdę i cierpienie zwierząt domowych, gospodarczych, hodowlanych i dziko żyjących. Od czterech lat Towarzystwo prowadzi zbiórki karmy i innych rzeczy potrzebnych do utrzymania zwierząt przebywających w schronisku w Gaju, Przystani Ocalenie koło Pszczyny, przytulisku w Koszanowie.
- Bardzo zależy nam na tym, aby wspomagać miejsca, gdzie uratowane istoty mogą godnie czekać na lepszą przyszłość, dożyć starości, czy dojść do siebie po tym, co zrobili im ludzie – mówią kościańscy wolontariusze, dziękując wszystkim bezinteresownym darczyńcom za przekazaną karmę, legowiska, lekarstwa, miski itp. – Każdy, nawet najdrobniejszy dar serca, ratuje życie i zdrowie naszych braci mniejszych, a nam umożliwia dalsze działania poprawiające jakość ich życia. Dziękujemy ludziom, którzy opiekują się bezdomnymi kotami, dając im strawę i ciepłe miejsce w piwnicy, pomagają w schroniskach i przytuliskach, a szczególne podziękowania kierujemy do dzieci, rodziców, nauczycieli, pracowników administracji wszystkich kościańskich przedszkoli i zespołów szkół nr 2, 3, 4 i im. Marii Konopnickiej, Szkoły Podstawowej w Czempiniu, sklepom zoologicznym, klientom baru Trops, ksero ,,U Agi’’, Agencji Reklamowej ,,Big-Art’’, firmie transportowej Ryszarda Leśniewskiego, redakcji ,,Gazety Kościańskiej’’, naszym rodzinom i przyjaciołom oraz organizacji TAT z austriackiego Tyrolu.
- Chcemy uświadomić społeczeństwu, że zwierzę podobnie jak człowiek czuje, cierpi, tęskni, a przede wszystkim bezwarunkowo kocha. Ważne jest dla nas pozyskiwanie nowych, odpowiedzialnych opiekunów dla uratowanych zwierząt - konkluduje Aurelia Ruszkiewicz.
KARINA JANKOWSKA
11/2013