Magazyn koscian.net
2005-01-11 15:42:01Wolnoć Tomku w cudzym domku...?
Przed kilkoma dniami do redakcji zgłosili się państwo Alina i Józef Andrzejczakowie z Kalisza, właściciele domu przy ul. Piłsudskiego w Kościanie. Opowiedzieli nam historię, którą opisaliśmy ku przestrodze, bowiem jak się okazuje dziś na wynajmujących i sprzedających mieszkania czyha wiele pułapek
- Upoważniliśmy panią Ewelinę do odbioru wypisu z Ksiąg Wieczystych, ponieważ był on potrzebny do sfinalizowania sprawy u notariusza. Nie wydano go jej, tylko przesłano nam do Kalisza, a my natychmiast przesłaliśmy dokument do Kościana – opowiada pani Alina. – Wówczas pani Ewelina zaczęła załatwiać kredyt. I sprawa utknęła...
19 listopada Andrzejczakowie podpisali z E. Nowak wstępną umowę kupna-sprzedaży, wyceniając wartość mieszkania na 20 tys. zł i przyjmując przedpłatę w wysokości 2 tys. zł. Jak zapewniają Andrzejczakowie, mieli otrzymać jeszcze 1 tys. zł przy podpisywaniu aktu notarialnego. Pozostała kwota miała zostać uregulowana kredytem mieszkaniowym przez bank, a termin spisania aktu notarialnego zdecydowano uzależnić od decyzji banku.
- Prosiła, by podpisać tę wstępną umowę tylko dla potrzeb banku. Jak nie chciano dać jej kredytu w jednym banku, szła do drugiego. Prosiła nas nawet o rozłożenie płatności na raty jeśli nie dostałaby kredytu, ale się nie zgodziliśmy – relacjonuje Alina Andrzejczak, co potwierdza pan Józef podkreślając, że umowę spisano tylko i wyłącznie pod żądania banku. – Sprawa zadatku została przesądzona już 22 października, kiedy minął termin obejmujący umowę – dorzuca Józef Andrzejczak. – Nie zgadzaliśmy się na zasiedlenie mieszkania, a pani Ewelina bezprawnie to zrobiła i do tego urządziła sobie tam redakcję gazety, której jest właścicielką! Ma tam podłączony telefon, elektryczne ogrzewanie, komputer. Licznik prądu bije.
Po odczytaniu licznika Energetyka przesyła faktury Andrzejczakom do Kalisza. Jedna z faktur, wystawiona na 450 zł, została odebrana w Kościanie i nie zapłacona. Pani Alina przyznaje, że klucze do mieszkania dała pani Ewelinie, bo ta chciała sprawdzić stan techniczny instalacji.
- Nie mamy nic do ukrycia, więc daliśmy jej te klucze. W dobrej wierze... A ona wykorzystała to natychmiast. Zaraz po naszym wyjeździe zaczęła się wprowadzać. Dowiedzieliśmy się o tym dopiero przed Świętami Bożego Narodzenia, bo wcześniej tutaj nie zaglądaliśmy – mówi właścicielka mieszkania. – To jest kościańska medialna oszustka!
W tym czasie Andrzejczakowie otrzymywali wiele listów i faksów od pani Eweliny z kolejnymi prośbami i pretensjami, że w mieszkaniu nie ma podłóg, okna w kuchni, zamków. Pod koniec grudnia pani Ewelina przesłała do Kalisza umowę najmu, w której sama określiła wysokość czynszu na 150 zł miesięcznie (sic!).
- Nie podpisaliśmy! – oburza się pan Józef.
- Teraz wymyśliła, że potrzebne jest ubezpieczenie mieszkania. W końcu zadzwoniłam do banku i usłyszałam, że bank nie żąda żadnego ubezpieczenia. Ta kobieta po prostu próbuje nas naciągnąć – argumentuje pani Alina.
W ubiegły wtorek Andrzejczakowie przyjechali na spotkanie umówione z Eweliną Nowak. Ta jednak się nie pojawiła, telefonicznie tłumacząc się zawodowymi obowiązkami. Małżonkowie postanowili zgłosić sprawę policji.
- Powiedziano nam, że się nie będą wtrącać do tych spraw, ale mogą przyjechać na interwencję. Kiedy przyjechali nawet nie chcieli wejść do środka, żeby stwierdzić jaki jest stan faktyczny zajmowanego lokalu. Otwarł nam syn i chciał policjantom dać klucz, żeby nikt nie wszedł, ale nie chcieli – relacjonuje pan Józef.
Dwa dni później (czwartek, 6 stycznia) pani Ewelina zatelefonowała do Andrzejczaków informując, że się wyprowadza. Potwierdziła to również w rozmowie z ,,GK’’.
- Opuszczam mieszkanie, ale będę miała problem jak wydobyć pieniądze z powrotem – oświadczyła pani Ewelina przekonując że BGŻ przyznał jej kredyt hipoteczny oczekując jeszcze ubezpieczenia mieszkania. – Nie mam podstaw – ani umowy najmu, ani prawa własności, by zapłacić ubezpieczenie z własnych pieniędzy. To oni zrywają umowę nie ja. Prawdopodobnie mają lepszego kandydata, który podbił cenę. Są następujące warianty: albo płacę koszty, a oni zwracają przedpłatę, albo płacą z tych pieniędzy nasze koszty i to z nadwyżką. Nie mam ani czasu, ani chęci żeby się z nimi droczyć, więc wycofuję się. Mam aneks do umowy napisany odręcznie, w którym są zapisy niekorzystne dla Andrzejczaków, między innymi że przekazują mi klucze, lokal w użytkowanie i prawo do przepisania liczników. Mój prawnik przypilnuje tej sprawy, bo ci państwo dokuczyli mi i nie chcę już z nimi rozmawiać.
Jak widać każda ze stron czuje się poszkodowana. Dlatego radzimy – zanim podpiszemy jakąkolwiek umowę, lepiej poradzić się prawnika. (f)
GK nr 2/2005