Magazyn koscian.net
2009-11-26Wynegocjował życie
Strażak Łukasz Roszak, dyżurny z Powiatowego Stanowiska Kierowania z kościańskiej Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej, uratował życie mężczyźnie chcącemu popełnić samobójstwo
Telefon od samobójcyBył piątek, 13 listopada, kilka minut po godz. 19. Dyżur przy alarmowym telefonie 112 strażak Roszak pełnił od godz. 8 rano.
- Zadzwonił mężczyzna. Nie przedstawił się. Powiedział, że siedzi na torowisku pomiędzy Starym Bojanowem a Kościanem i nie ma zamiaru zejść. Czeka na pociąg, pod który ma zamiar się rzucić – relacjonuje strażak Łukasz Roszak, przyznając, że w pierwszym momencie pomyślał, że to jakiś żart. – To był głos załamanego faceta pod wpływem alkoholu. Płakał... Powiedział, że zadzwonił, bo chciał z kimś pogadać. Próbowałem go od tego odwieść i zachęcić, byśmy dalej rozmawiali.
Pierwsza rozmowa trwała zaledwie trzy minuty. Były to najbardziej dramatyczne i ważkie minuty z prawie godzinnej rozmowy i to zarówno dla telefonującego, jak i strażaka.
- Trochę się wyżalił, potem rzucił, że nadjeżdża pociąg. Usłyszałem potworny huk w słuchawce. Ręka mi drżała z nerwów… Pierwsza myśl: przecież nigdzie nie zdążyłem zadzwonić, nikogo zaalarmować, tak byłem zaabsorbowany rozmową z nim! – wspomina, dodając, że bez chwili zwłoki chwycił za telefon i zawiadomił dyżurnego policji oraz pogotowie. Zaczęto poszukiwania. Informację o niedoszłym samobójcy na torach przekazano też PKP.
Z pomocą przyszedł też Andrzej Ziegler, zastępca komendanta powiatowego straży. Zaniepokoiło go, że numer 112 jest wciąż zajęty. Zadzwonił więc na numer wewnętrzny. Dyspozytor odebrał i przyłożył słuchawkę tak, by ten mógł zorientować się co się dzieje.
Chwilę później na wyświetlaczu telefonu alarmowego pojawił się ten sam numer.
- Powiedział mi, że zrezygnował póki co z samobójczej próbny, bo fajnie mu się rozmawiało. I chce jeszcze pogadać, ale z torów nie zejdzie. Próbowałem go podpytać gdzie jest, czy przyjechał samochodem, czy jest w pobliżu jakiejś drogi, ale nie chciał podawać szczegółów. Szukałem tematu, który go zainteresuje. Rozmawialiśmy o nim, o pracy, jego rodzinie, samochodzie, jakim jeździ – przytacza. - W czasie naszej rozmowy przejechały cztery, może pięć pociągów. Za każdym razem mówił mi, że teraz już na pewno się rzuci. W tych momentach miałem serce w gardle… Potem okazywało się, że w ostatniej chwili odskakiwał. Po trzecim pociągu poczułem, że chyba jednak nie chce popełnić samobójstwa. Nawet sobie pożartowaliśmy. W którymś momencie zaproponowałem, żeby przyszedł do komendy, bo siedzę sam, to pogadamy, ale odparł, że nie może przyjechać, bo ma wypite.
Gdy szum przejeżdżającego składu cichł, w słuchawce słychać było znów męski głos. Na szczęście… Tak minęło ponad 50 minut. Na szczęście, nikt inny nie próbował się dodzwonić w tym czasie pod numer 112. Gdyby tak było numer pojawiłby się na wyświetlaczu aparatu.
W czasie, gdy strażak Roszak prowadził rozmowę z mężczyzną, policjanci przeczesywali torowisko na odcinku od Kościana do Starego Bojanowa. Za pomocą odpowiedniej aplikacji komputerowej udało się zlokalizować wywołanie alarmowe i podać w przybliżeniu miejsce pobytu mężczyzny.
- Usłyszałem w słuchawce, że widzi patrol policji, musi uciekać i potem się odezwie. Podejrzewał, że to moja sprawka i nawet rzucił, że go zawiodłem, a przecież zdążyliśmy się zakumplować. Próbowałem mu tłumaczyć, że to pewnie maszyniści dali znać policji, bo ja przecież cały czas z nim rozmawiam. Więcej już nie zadzwonił, a z policji dowiedziałem się, że go zatrzymano w okolicy Widziszewa – opowiada, zdradzając, że desperatem okazał się 33-latek, od 10 lat żonaty, ojciec dwójki dzieci.
Bohater
Łukasz Roszak służbę w Powiatowym Stanowisku Kierowania rozpoczął przed niespełna rokiem. Jest najmłodszym stażem z pięciu dyspozytorów. Jak sam przyznaje, nigdy specjalnie nie marzył o pracy w straży, jednak na stanowisko kierowania nie trafił z przypadku.
- Nie czuję się bohaterem – mówi skromnie, przyznając, że ma satysfakcję z dobrze spełnionego obowiązku. – Cieszyłem się, że udało mi się odwieść desperata od samobójczej próby. Oczywiście, gdyby nie chciał rozmawiać, to pewnie niewiele sam bym zrobił. Wysłuchałem go, pozwoliłem wyżalić i okazało się, że zwykła rozmowa pomogła. Widać było, że potrzebuje z kimś porozmawiać. Zresztą żalił się, że nie ma znikąd pomocy i wsparcia. Miał problemy z policją, bo komuś groził, a na dodatek kłopoty rodzinne.
Gratulacje odebrał od kolegów strażaków i komendantów. A gdy sprawa nabrała medialnego charakteru, odebrał liczne sms-y od znajomych.
Strażak zapytany o to, który moment był najtrudniejszy w blisko godzinnej rozmowie, bez wahania odpowiada, że sam początek, gdy musiał myśleć i zapamiętywać co mówi dzwoniący, co sam ma odpowiedzieć i jeszcze kombinować, jak dać znać innym. Sporo nerwów kosztowało go też wymyślanie kolejnych tematów.
Strażacy przed podjęciem służby przechodzą badania psychologiczne, nie mają jednak żadnego przeszkolenia psychologicznego, które przygotowywałoby ich na wypadek podobnych zdarzeń.
- Na trzymiesięcznym kursie uczyłem się co robić w przypadku zgłoszenia pożaru, czy wypadku – stwierdza Łukasz Roszak, zapewniając, że nigdy nie interesował się psychologią. W jego ocenie, dobry dyspozytor musi umieć zachować spokój i opanowanie w każdej sytuacji, a na dodatek działać pod presją czasu, zadysponować siły i środki adekwatne do sytuacji. – Nigdy, nie wiadomo jak w takich sytuacjach się zachowamy, dopóki się one nie przydarzą. Gdyby raz jeszcze przytrafiła mi się taka sytuacja, od razu podniósłbym drugą słuchawkę i mówiąc do dwóch telefonów zawiadomił kogoś trzeciego.
Słowo od komendanta
- To zdarzenie, chociaż nie zostało odnotowane w ewidencji zdarzeń, to z pewnością na długo pozostanie w pamięci – uważa Andrzej Ziegler, zastępca komendanta powiatowego straży w Kościanie. - Ratowanie zagrożonego życia wpisane jest w zawód strażaka. Słowa takie padają już w rocie ślubowania, które składamy w momencie rozpoczęcia służby. Okazuje się jednak, że wozy straży pożarnej nie muszą opuścić strażnicy, by strażacy mogli komuś pomóc, by kogoś uratować. Strażak Łukasz Roszak, mimo niespełna rocznego okresu służby w Powiatowym Stanowisku Kierowania, zachował się jak doświadczony dyżurny operacyjny powiatu. (kar)
GK 46/2009
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Pod informacją o tym zdarzeniu którą koscian.net opublikowało kilka dni temu pojawiły się głosy umniejszające rolę pana Łukasza. Okazało się, że inne służby czują się niedowartościowane. I ktoś próbował przy dowartościować się umniejszając zasługi innych. Żal. Niezależnie od tego kto ile wysiłku włożył w tę akcję to panu Łukaszowi należą się gratulacje, bo wykonał kawał dobrej i trudnej roboty. Brawo!