Magazyn koscian.net

2006-08-23 09:20:53

Wyprawa na Matterhorn

Kościaniacy w Alpach

Znajdujący się w Alpach na granicy szwajcarsko-włoskiej Matterhorn (4478m) jest jednym z najpiękniejszych szczytów Ziemi. Strzelista piramida sięgająca wysokiego nieboskłonu porusza wyobraźnię wielu wspinaczy. Ów legendarny szczyt postanowiliśmy zdobyć tego lata. W zespole znaleźli się: Krzysztof Klapczyński, Andrzej Małkowski i moja skromna osoba.

(29 lipca, sobota)
 Droga do Szwajcarii przebiega bez problemów. Dużych emocji dostarcza  nam „wspinanie się” samochodem na przełęcze górskie na wysokość 2500 m. Tysiące serpentyn, zakrętów śmierci, ogromne przepaście i wąska droga. To wszystko sprawia, że jazda jest niezwykle ekscytująca.
 Nasz cel to ośrodek narciarski Zermatt. Miasteczko wyłączone jest z wszelkiego ruchu czterokołowego, więc samochód należy zostawić w miejscowości Tasch, na jednym z licznych tu parkingów, a resztę drogi przebyć bądź pieszo (ok. 5 km), bądź też  udać się koleją Glacier Express, która regularnie kursuje na tej trasie. Późna godzina przyjazdu sprawia, że wybieramy drugą opcję, aby zdążyć za dnia wyjść ponad miasto.
 Dzień kończymy w miejscu o nazwie Bielti na wysokości 1972 m.n.p.m., w starej pasterskiej chacie, która służy nam za schronienie od deszczu i wiatru. Po 19 godzinach jazdy samochodem w piekącym słońcu, nocleg na sianie jest naprawdę relaksujący.

(30 lipca, niedziela)
 Wstajemy o brzasku, zjadamy ciepły posiłek i ruszamy w górę. Cel na dzisiejszy dzień to podejście do schroniska Hörnlihütte (3260 m.n.p.m.). Początkowo droga biegnie krętą ścieżką w lesie, lecz ostatni odcinek do schroniska Szwarzsee (2583 m.n.p.m.) to już skały i łąki. Ciężkie plecaki, palące słońce daje popalić, woda znika błyskawicznie. Tuż przed schroniskiem Schwarzsee ukazuje się Matterhorn. Robi niesamowite wrażenie, zgoła inne niż na zdjęciach. Wiemy już, że nie będzie łatwo, ale od czego są wyzwania. Schronisko-hotel Szwarzsee jest ostatnim miejscem, do którego mogą dojechać turyści kolejką linową Zermatt Express z miasteczka Zermatt. Codziennie tabuny ludzi wysiadają na tej stacji. Dalej droga biegnie już początkiem grani Hörnli. W początkowej fazie, czyli od schroniska Schwarzsee grań ma w miarę prostą postać i wielu turystów robi sobie wycieczkę do schroniska Hörnlihütte. Trasa w paru miejscach jest ubezpieczona linami, posiada stalowe mostki lub schody. W piękny słoneczny dzień spacer tą trasą dostarcza wielu wrażeń i pięknych widoków.
 Późnym popołudniem dochodzimy do schroniska. Naszą bazą jest położone 50 m niżej wydzielone specjalne miejsce na biwak. Na campingu parę namiotów. Są w nich głównie Polacy, Czesi i Rosjanie. Camping 0 zł, schronisko 100 zł za dobę. Wybór okazuje się oczywisty dla mieszkańców Europy Wschodniej. Japończycy, Amerykanie i inni bogatsi turyści mieszkają w schronisku. Rozbijamy dwa namioty, zabezpieczamy je przed wiatrem  zrobionymi wokoło murkami z kamieni. Znajdujemy fajne miejsce na kuchnię polową, w której będziemy przygotowywać posiłki. W skład wyprawowego jedzenia alpinisty wchodzi zazwyczaj: kuskus, makarony, sosy błyskawiczne, zupki chińskie, kabanosy, konserwy, musli, suszone kiełbasy, mleko skondensowane, czekolady, suszone owoce, chleby pełnoziarniste, sery itp. Najważniejszym czynnikiem jest szybkość przygotowania posiłku, ze względu na oszczędność gazu, który na wyprawach znika bardzo szybko. Pod wieczór kładziemy się spać.

(31 lipca, poniedziałek)
 Dziś rekonesans trasy. Pod główną ścianą jest kres wycieczek przypadkowych turystów. Dalej już droga tylko dla wspinaczy. Związujemy się liną. Pokonujemy pierwszą ścianę, potem trawers i dalej w górę. Pogoda dopisuje. Coraz większa ekspozycja i bardziej stromo. Jeden nieuważny krok i lecimy w przepaść. Idziemy na tzw. lotną asekurację. Oznacza to, że jesteśmy związani liną, lecz nie robimy stałych stanowisk. W razie osunięcia w przepaść jednej osoby, dwie pozostałe muszą szybko zareagować i rzucić się w drugą stronę przepaści, aby utworzyć tzw. wahadło. Nie zamierzamy tego praktykować, dlatego wspinaczka idzie troszkę wolniej, gdyż często zarzucamy linę o występ skalny, aby zminimalizować zagrożenie. Po drodze spotykamy schodzącego przewodnika idącego z klientem (płatne wejście z przewodnikiem na Matterhorn to jednorazowy koszt 800 euro). Zagadujemy jak daleko jesteśmy od schronu Solvaya (4007 m.n.p.m.). Przewodnik odpowiada, że zrobiliśmy dopiero 1/3 drogi co oczywiście jest kłamstwem z jego strony, drugie zresztą pada chwilę potem gdy mówi, że zostało nam 10h drogi do schronu, a i szybko wypływa mu z ust trzecie kłamstwo, że tak w ogóle to idziemy złą drogą. Dodam, że człowiek ten wracał drogą, którą my podążaliśmy. We wszystkich nas zawrzało, że spotkaliśmy się z takim chamstwem. Myślałem, że w górach człowiek pomaga sobie, niestety nie tutaj pod Matterhornem. Tutaj liczy się pieniądz i liczba wprowadzonych klientów przez przewodnika. Niedługo potem poznaliśmy inne praktyki utrudniające wspinaczkę tym „nie płacącym”. Podchodzimy jeszcze troszkę wyżej, robimy zdjęcia, jemy coś i postanawiamy schodzić. Głowa nikogo nie boli, więc możemy przyjąć, że aklimatyzacyjnie jesteśmy dobrze przygotowani.

 Po zejściu z grani, odbywamy jeszcze praktyczne ćwiczenia zjazdowe na linie. Następnie schodzimy do bazy, zjadamy posiłek i udajemy się na spoczynek. W bazie poznajemy Piotrka, nauczyciela biologii z Gdańska, który szuka osób, do których mógłby się podłączyć (związać liną), gdyż po rekonesansie trasy stwierdził, że wspinaczka w pojedynkę jest zbyt ryzykowna i niebezpieczna. Naradę odnośnie przyjęcia do zespołu odbywamy w schronisku. Argumentem przekupnym okazuje się postawione piwko. Długo nie protestujemy. Jak się później okazało, był on bardzo cennym członkiem naszego zespołu, gdyż miał większe doświadczenie wspinaczkowe niż my.

 Prognoza pogody, która w schronisku niestety nie istnieje, to kolejny sposób zniechęcenia „nie płacących” za przewodników. Szybko jednak uczymy się „przewidywać” pogodę na następny dzień. Każdego wieczora wybieramy się do schroniska i sprawdzamy ilu jest w nim ludzi. Jeśli schronisko jest zapchane po brzegi oznacza to, iż na drugi dzień będzie pięknie i jest planowany nocny atak. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. W schronisku nocują klienci przewodników. Nikt z „płacących” nie przesiaduje w schronisku 7 dni czekając na pogodę. Bogaci turyści siedzą w kurorcie i jeśli jest informacja o ładnej pogodzie od osobistego przewodnika, to klienci wsiadają w kolejkę do Szwarzsee a potem idą do Hörnlihütte, gdzie czeka przewodnik, który następnego dnia zabiera klienta na górę. Innym sposobem „przewidywania” pogody jest siedzenie na tarasie i obserwowanie ilu pojedynczych turystów z ekwipunkiem górskim przychodzi do schroniska. W większości to osoby przewodników. Rzadkim przypadkiem są osoby decydujące się wchodzić solo na Matterhorn, choć i takie się zdarzają.
 Kolejny dzień postanowiliśmy przeznaczyć na odpoczynek i regenerację.

(1 sierpnia, wtorek)
 Dzień wypoczynku i spania. Pada deszcz. Wokół góry regularnie lata śmigłowiec patrolowy. Ze względu na pogodę sporo ludzi wycofuje się z campingu. Polacy, którzy nie weszli na szczyt a także ci, którym się udało dzień wcześniej, sieją w obozie ziarna pesymizmu. Ludzie opowiadają jak jest ciężko, jak góra się broni, jak straszne labirynty są w skale, jak trudno znaleźć drogę, że czasu nie starcza, pogoda szybko się łamie itp. Wszyscy odradzają wejścia i mówią aby dać sobie spokój. Wieści te od wielu niezależnych źródeł trochę podcinają nam skrzydła. Na dodatek podczas obiadu jesteśmy świadkami akcji ratunkowej na ścianie Matterhornu. Spadło dwóch Amerykanów. W akcji wykorzystano trzy helikoptery. Na szczęście skończyło się na rozbitej głowie i złamanym barku.

 Wypadek wpływa na nas również jakoś deprymująco. Wszyscy zdają sobie sprawę, że czeka nas trudne zadanie. Po obiedzie narada wojenna, sprawdzenie „prognozy pogody”, dodanie otuchy i oddalenie się na spoczynek. Jutro atak. Zegarki nastawione na trzecią nad ranem.

(2 sierpnia, środa)
 
Decydujący atak. Wstajemy o godz. 3. Oprócz nas parę innych krzątających się światełek w obozie. Przygotowania, posiłek i inne sprawy sprawiają, że pod ścianą stajemy o godz. 4. Ruszamy w górę. W ciemnościach droga wygląda inaczej. Światło z czołówek wskazując ślady raków na kamieniach oraz wyślizgane kamienie od chwytów utwierdza nas w przekonaniu, że idziemy dobrze. Dochodzimy do kolejnej ściany. Wspinamy się. Nagle krzyk: Kamień! Wszyscy jak jeden mąż przywierają do ściany, zapierając się rękoma i nogami. Czuję silne uderzenie w prawy bark. Na szczęście kamień nie wywołał żadnych ran, skończyło się na lekkim siniaku. Po tym zdarzeniu zachowujemy większą czujność i baczniej obserwujemy osoby z innych zespołów idących ponad nami. Po około 15 minutach widzimy sznur światełek ruszający ze schroniska. To przewodnicy z klientami. Idą bardzo szybko. Wyprzedzają nas kolejne ekipy. Szaleńcze tempo, które trzeba wytrzymać, aby nie zgubić drogi przed schronem Solvaya, gdzie zaczyna się prawdziwy labirynt skalny dla nie znających drogi. W końcu udaje nam się dotrzymać kroku jednemu z przewodników. Dochodzimy do osławionej płyty Mosleya, najtrudniejszego pod względem technicznym odcinka na trasie. Pierwszy etap na płycie to droga do schronu Solvaya, który znajduje się na wysokości 4007m. Schron ten jest zbudowany z drewna na małym występie skalnym, przeznaczony głównie dla alpinistów w potrzebie. Wyposażony jest on w dwa łóżka, kilka koców, jeden materac, ławeczkę, apteczkę, prowizoryczną ubikację oraz przycisk wzywający pomoc. Przeznaczony na maksymalnie 8 osób. Krótki odpoczynek i ruszamy dalej. Tym razem już sami. Pierwsza przewieszka. Podciągam się i nie daję rady, odpadam. Andrzej trzyma mnie na linie. Druga próba, nadludzkim wysiłkiem podciągam się na rękach, przerzucam nogę, klinuję ją i wciągam się na półeczkę. Udało się. Ręce powoli odmawiają posłuszeństwa, często łapią skurcze w dłonie lub w ramię. Wspinamy się bez rękawiczek, gdyż chwyty są pewniejsze. Wysokość 4200 m. Zimny wiatr z północy doskwiera coraz bardziej, ale adrenalina robi swoje, człowiek prze do przodu, mimo skostniałych palców, które będą dochodzić 3 tygodnie do siebie po powrocie. Co chwilę krzyki, co chwila przystanek. Wspinaczka zdaje się nie mieć końca. Dochodzimy do nachylonej pod katem 70 stopni ściany lodowo-skalnej. W zamieszaniu zapominamy założyć raków i z pomocą liny poręczowej, którą stanowi stara parciana lina ruszamy do przodu. Idzie to ślamazarnie, gdyż nogi się ślizgają a rąk trzeba używać do wciągania, do tego dochodzi ciągłe przepinanie asekuracji. Poręczówka jest gruba i łatwo nie chce przez nią przejść karabinek. Prowadzi to do opóźnień, wielu frustracji i epitetów. Pod sobą przepaść o długości 2 km, zgrabiałe i okrwawione ręce, uciążliwa asekuracja, męka z przyrządami, wszystko to wykańcza człowieka, lecz trzeba pozostać cały czas skoncentrowanym, nie ma mowy o błędzie.

 Udaje się sforsować ścianę. Schodzący przewodnicy dziwią się brakiem raków. W niekorzystnym terenie zakładamy raki i wyjmujemy czekany. Założenie raków trwa wieczność, palce są niemiłosiernie zmarznięte. Dalsza wspinaczka idzie szybciej. W końcu wyłania się figurka szczytowa, jeszcze parę metrów. Muszę zrobić odpoczynek, kondycja zawiodła. W końcu dostajemy się na szczytową grań. Bardzo eksponowana, bardzo wąska i bardzo piękna. Parę lat temu potężny obryw odciął drogę powrotną ok. 40 osobom, które zostały ewakuowane helikopterami. Jeszcze parę kroków i jest! 2 sierpnia o godz.14:00 zdobywamy Matterhorn! Marzenie wielu wspinaczy. Jesteśmy na szczycie! Wielka radość stonowana koncentracją, która jest niezbędna przy zejściu. Siedzimy na szczycie, robimy zdjęcia, wdychamy szczytowe powietrze oraz delektujemy się przepięknym widokiem. To czego każdy tak pragnął ziściło się! Niesamowite uczucie stać na szczycie tej piramidy! Groźna, strzelista, kapryśna, jednak do zdobycia.

 Chciałbym serdecznie podziękować moim towarzyszom podróży jak i czterem osobom, które w różny sposób pomogły przy realizacji wyprawy. Są to: Tomasz Rodak, Piotr Fijałkowski, Krzysztof Małkowski i pan Zbigniew Wróbel.

Krzysztof Rąglewski


Krzysztof Rąglewski ur. 16 lutego 1980r. w Kościanie
Absolwent L.O. im. Oscara Kolberga w Kościanie
Absolwent Politechniki Poznańskiej na wydziale Budownictwa Lądowego
Dotychczasowe osiągnięcia:
Działania w wielu regionach górskich: Fagarasze (Rumunia), Stara Planina, Riła (Bułgaria), Masyw Olimpu (Grecja), Picos de Europa (Hiszpania), Highland (Szkocja), Słowacki Kras i Raj (Słowacja), Wicklow Mountain (Irlandia)
- Elbrus 5642m (Kaukaz - Rosja) –lipiec 2004 r.
- Mount Blanc 4807m (Alpy francuskie) – maj 2005 r.
- Grossglockner 3798m (Alpy austriackie) – listopad 2005 r.
- Matterhorn 4478m (Alpy szwajcarskie) – lipiec 2006 r.


Słowniczek pojęć
Aklimatyzacja - przystosowanie organizmu do przebywania na dużych wysokościach w środowisku rozrzedzonego tlenu.
Asekuracja – zespół działań mający na celu zabezpieczenie podczas ewentualnego odpadnięcia.
Asekuracja lotna – stosowana przy przejściu grani lub łatwiejszego odcinka lodowo-skalnego. Polega na spięciu się jedną liną wszystkich uczestników zespołu.
Czekan – rodzaj ciupagi, której głowica z jednej strony zakończona jest łopatką a z drugiej strony dziobem. Używany jest do utrzymania równowagi na stromym śnieżno-lodowym zboczu i hamowania podczas osuwania się po stoku.
Karabinek – zrobiony ze stali lub innego stopu. Ma kształt elipsy i jest zaopatrzony w automatyczny zamek. Można w niego wpiąć linę przy asekuracji lotnej.
Poręczówka – lina zawieszona na wbitych w skałę hakach, ułatwiająca przejście trudniejszego odcinka wspinaczkowego.
Przewieszka – ściana odchylona od pionu więcej niż 900
Raki – rodzaj metalowych kolców połączonych ze sobą i przymocowanych paskami do butów. Pomagają w łatwiejszym poruszaniu się w lodzie i  stromym twardym śniegu.
Trawers – przejście poziome w poprzek po zboczu lub w poprzek ściany górskiej.

GK nr 34/2006

Już głosowałeś!

Zobacz także:


Komentarze (0)

STOP HEJTOWI - PAMIĘTAJ - NIE JESTEŚ ANONIMOWY!
Jeśli zamierzasz kogoś bezpodstawnie pomówić, wiedz, że osobie pokrzywdzonej przysługuje prawo zgłoszenia tego faktu policji, której portal jest zobligowany wydać numer ip Twojego komputera: 13.59.205.182

Internauci piszący komentarze ponoszą za nie pełną odpowiedzialność karną i cywilną. Redakcja zastrzega sobie prawo do ingerowania w treść komentarzy lub ich całkowitego usuwania jeżeli: nie dotyczą one artykułu, są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, naruszają normy prawne lub obyczajowe.

Dodaj komentarz
Powrót do strony głównej
×

Dodaj wydarzenie

Wydarzenie zostanie opublikowane po zatwierdzeniu przez moderatora.

Dane do wiadomości redakcji
plik w formacie jpg, max 5 Mb
Zgłoszenie zostało wysłane - zostanie opublikowane po akceptacji administratora.
UWAGA: W przypadku imprez o charakterze komercyjnym zastrzegamy sobie prawo do publikacji po uzgodnieniu ze zgłaszającym opłaty za promowanie danego wydarzenia.