Magazyn koscian.net
2005-05-11 09:50:26Z drugiej ręki
- Wybrała pani coś? Nie? To niedobrze, stąd nie wychodzi się z niczym! – usłyszałam od jednego z właścicieli „szrotu” w Karśnicach.
Wyruszając po raz pierwszy na „szlak” trzeba zmienić dotychczasowy sposób myślenia. Umiejętność korzystania z nadarzających się okazji na pewno się przyda. Nie można się także długo zastanawiać. I jeszcze jedno – trzeba mieć po prostu trochę szczęścia i... dużo cierpliwości.
Kiedy powstał pierwszy „szrot” trudno powiedzieć.
- Było to chyba w Śniatach jakieś 10 lat temu – mówi jeden z właścicieli. Sam zaczął 4 lata temu. – Ktoś w zeszłym roku policzył i wyszło, że jest około 70 takich punktów.
Wieść o „szlaku” szybko się rozniosła. Wersje są różne. Niektórzy mówią, że przyjeżdżają ludzie z całej Polski, inni że z połowy. Na pewno jest ich sporo. Różnią się zawartością portfela. Jest to zrozumiałe, bo znaleźć można tutaj coś na każdą kieszeń.
Ruch zaczyna się już w czwartek, ale najwięcej ludzi pojawia się w sobotę. Tłumy przemieszczają się z jednej strony ulicy na drugą. Nie można niczego opuścić. Trzeba wejść wszędzie, żeby przypadkiem czegoś nie przegapić. Trudno nawet znaleźć miejsce, żeby zaparkować samochód. Najlepiej zostawić gdzieś pojazd i po prostu zacząć chodzić.
Wchodząc do garażu czy dawnej obory wypełnionej po brzegi różnymi przedmiotami można odnieść wrażenie, że są to zwykłe śmieci, których ktoś chciał się po prostu pozbyć. Nic bardziej błędnego. Trzeba się tylko dobrze przyjrzeć i nie zniechęcać się po pierwszej wizycie. Wystarczy raz kupić jakiś drobiazg, by później chętnie wracać do takich ciemnych i dusznych pomieszczeń. A jeżeli ktoś lubi stare przedmioty lub umie „wyczarować coś z niczego”, a do tego złapie bakcyla, może tam spędzać długie godziny.
Pytani o asortyment, który najlepiej się sprzedaje sami właściciele nie potrafią udzielić jednoznacznej odpowiedzi
- Nie ma żadnej reguły - twierdzą.
A co się dzieje z towarem, który nie może znaleźć nabywcy?
- Zawsze w końcu się sprzeda – dodaje jeden z właścicieli.
- Czasami po prostu oddajemy coś za darmo – mówi kolejny.
A co ze sprzętem, który nie jest sprawny? Wymaga to trochę pracy. Czasem na własną rękę, ale najlepiej mieć kogoś, kto potrafi naprawić różne usterki. Sprawny towar będzie droższy.
Mieć w domu meble, czy sprzęt, który kupiło się w rzeczach używanych to żaden wstyd. Sami właściciele zostawiają coś dla siebie.
- Kiedyś trafił do mnie piękny dębowy zestaw wypoczynkowy. Sprzedałem go bardzo szybko. Do teraz żałuję – wspomina sprzedawca.
Skąd biorą towar? O tym mówią niechętnie. W dalszym ciągu jeżdżą do Niemiec i Holandii. Znacznie rzadziej niż kiedyś towar pochodzi z wystawek. Niektórzy mają „wtyki” i kupują bezpośrednio z mieszkań, inni z drugiej ręki – w halach.
- Lepiej żeby o tym nie mówić i nie pisać – zaznacza jeden z prowadzących swój mały biznes w Karśnicach. Wie co mówi, zaczynał 10 lat temu w Kościanie. – My reklamy nie potrzebujemy!
Trudno się z tym nie zgodzić widząc tłumy jakie pojawiają się od Czacza po Wilkowo Polskie w weekend. Przy drodze lub na budynkach umieszczane są tylko szyldy „artykuły używane”, „meble, sprzęt RTV i AGD” ... Nic więcej nie potrzeba. Trafić można bez problemu.
Ciekawą kwestią jest podejście do klienta. Zasada „klient nasz pan” nie jest powszechnie stosowana. Do klienta podchodzi się z dystansem.
- Klienci są upierdliwi. Zwłaszcza ci, którzy nie mają zbyt wielkich pieniędzy. Dla nich zawsze jest za drogo – zdążył przekonać się już jeden ze sprzedawców, chociaż jest w biznesie dopiero od miesiąca.
Nie ma także sztucznych uśmiechów i uprzejmości. Trudno się jednak dziwić. Tych, którzy faktycznie chcą coś kupić i szukają czegoś konkretnego jest bardzo mało.
- Można powiedzieć, że 80 procent tylko popatrzy i wychodzi – dodaje. - Najgorsze są rodzinne wycieczki.
Nie da się ukryć, że klienci mają coraz wyższe wymagania. W końcu „apetyt rośnie w miarę jedzenia”.
Na porządku dziennym są negocjacje dotyczące ceny. Zarówno kupujący, jak i sprzedający są do tego świetnie przygotowani. Jest to pewnego rodzaju rytuał.
Handel rzeczami używanymi nie rozwinął się bez powodu.
- Gdybym miał pracę, to by mnie tu nie było – komentuje właściciel punktu sprzedaży.
Dla niektórych jest to podstawowe źródło dochodu. Inni traktują to jako działalność dodatkową. Przyczyną jest na pewno trudna sytuacja finansowa.
Ale czy przy takiej konkurencji da się jeszcze zarobić? Nie jest to łatwe.
- Każdy ma coś innego – mówi jeden z właścicieli.
W lepszej sytuacji są ci, którzy dysponują własnym pomieszczeniem. Nieważne czy jest to garaż, stodoła czy po prostu folia. Są jednak też tacy, którzy decydują się na wynajem budynku. Wszyscy jednak podkreślają, że jeżeli będą musieli dołożyć do interesu, to zrezygnują.
GK nr 19/2005
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Witam !!! mieszkam w Sanoku, jak mogę kupić meble do ogrodu u państwa? -jaka oferta?