Magazyn koscian.net
2003-04-24 14:31:15Zagorzały perfekcjonista
O Neronie, kryzysie w filmie, wadach i płaczących dzieciach z Michałem Bajorem rozmawia Karina Jankowska
(GK nr 167 z 24.04.2002)
-Po raz pierwszy zaśpiewał Pan w Kościanie dwa lata temu, wówczas był Pan po zdjęciach próbnych do Nerona w ,,Quo vadis’’ w reżyserii Jerzego Kawalerowicza. Była to pierwsza rola po 10-letniej przerwie.Jak ta rola wpłynęła na Pana życie? (GK nr 167 z 24.04.2002)
- Nic się nie zmieniło. Mamy kryzys filmowy. W Polsce prawie nie kręci się filmów. Żaden z aktorów, którzy zagrali w tej produkcji, nie otrzymał kolejnych propozycji filmowych. Ja mam swój teatr piosenki i jestem szczęśliwy, że jestem niezależny i w ten sposób potrzebny publiczności. Kino traktuję jak przygodę, która od czasu do czasu się trafia. Ale nie żebym miał o to walczyć, zabijać się i zająć w kinie miejsce któregoś z kolegów. Nie dlatego stanąłem do castingu do roli Nerona. Chciałem się zmierzyć z tą postacią, sprawdzić czy ciągle umiem grać w filmie i pokazać widzom i reżyserom, że jestem aktorem.
- Z jakim rezultatem?
- Nie wiem.To już publiczność musi ocenić. Ja jestem usatysfakcjonowany tą rolą. Jerzy Kawalerowicz to uznany mistrz reżyserii i myślę, że nie zagrałbym jej inaczej, nawet gdyby za kamerą stanął debiutant. Recenzenci, środowisko aktorskie i widzowie ocenili tę postać jako ciekawą, a rolę jako jedną z ważniejszych w moim filmowym dorobku. Neron to było wielkie wyzwanie dla mnie. To trudna i dość złożona postać, więc jestem zadowolony, że udało mi się wyjść obronną ręką z tego pojedynku.
- Jest Pan artystą wszechstronnym, który śpiewa, gra w teatrze i filmie. Które z tych zajęć jest Panu najbliższe?
- W pierwszej kolejności śpiewanie, potem film i dopiero na końcu teatr.
- W jednym z wywiadów powiedział Pan, że po roli Nerona nie chciałby zagrać w filmie kostiumowym.
- To prawda. Teraz chciałbym zagrać dyrektora banku, albo jakiegoś urzędnika. Kreować postać bardzo współczesną, w dżinsach i w swetrze. Byle nie kostiumową. Niestety, kino jak i cały kraj - jest w kryzysie. Myślę, że jeszcze wrócę na ekrany kin...
- Po kolejnych 10 latach?
- Kto wie, kto wie... Teraz śpiewam cały czas i robię to z przyjemnością. Cieszę się, że dziś jestem po raz drugi w Kościanie. Na koncercie zaśpiewam piosenki z nowej płyty ,,Kocham jutro’’, będzie też parę piosenek z ,,Uczuć’’. Z nowym materiałem jeżdżę po Polsce od półtora roku. Ale będą też starsze przeboje: ,,Ogrzej mnie’’, ,,Walc na tysiąc pas’’.
- Jaka jest Pana nowa płyta?
- To kontynuacja ,,Uczuć’’, może trochę bardziej dramatyczna. Bo ,,Uczucia’’ były płytą widowiskowo-melodyjną, a ta ma w sobie pierwiastki moich pierwszych płyt.
- Skąd czerpie Pan inspiracje?
- Przede wszystkim z muzyki i z tekstów, które dostaję. Muzykę wiadomo pisze się od serca, natomiast teksty powstają specjalnie dla mnie. Tekściarze wiedzą dla kogo piszą. Znają moje wady i moje zalety, wiedzą co umiem, a czego nie, więc te teksty są dla Bajora. Myślę, że to powoduje, że mam komfortową sytuację do tworzenia tych piosenek na scenie. Tak naprawdę to inspiruje mnie także publiczność. Bardzo często zdarza się, że śpiewam coś kilka wieczorów i nic, zima. I wtedy je wyrzucam. Są także takie utwory, które wydają mi się takie sobie, a publiczność klaszcze. To nigdy nie wiadomo. Piosenka może być fantastyczna, melodyjna, taka która zmusza by klaskać w jej rytm, a okazuje się, że w moim wykonaniu ona nie chwyta. Tak więc publiczność także weryfikuje moje gusta sceniczne.
- Wspomniał Pan, że tekściarze wiedzą jaki jest Pan naprawdę. Jaki więc prywatnie jest Michał Bajor?
- Trzeba by zapytać o to moją rodzinę i znajomych. Jaki jestem? Hmm. Jak każdy człowiek - pełen sprzeczności i różnych zawirowań i kompleksów. Mam też mnóstwo wad, choćby moje kompleksy, do których nie chcę się przyznawać. Ponieważ jestem już po 40-tce, a nie po 20-tce, już się nie zmienię.
- Jakie to są wady?
- Takie, które głównie mnie przeszkadzają, choć pewnie i moim najbliższym też. Główną wadą jest to, że jestem nadpobudliwy. Jestem dość nerwowym człowiekiem, czego absolutnie nie widać na scenie.
- A jakie są zalety Michała Bajora?
- Jestem bardzo zasadniczy w pracy i jestem zagorzałym perfekcjonistą. Jestem również pracowity. Te zalety powodują czasem konflikty w pracy, bo nie każdy jest tak rzetelny, pracowity i punktualny jak ja. Wtedy górę biorą emocje i bywam czasami nawet przykry. To nie wynika z kapryśności, ale z tego, że jestem wymagający. A to duża różnica. Potem mówią, że ten Bajor to taki kapryśny, a okazuje się, że w umowie było napisane, że chcę taki dźwięk, a go nie mam. To gdzie tu jest kapryśność? Moje wymagania są dość skromne, nie jak u gwiazd, które podjeżdżają z wielkimi tirami. Moje spektakle są bardziej kameralne, nawet jeśli gram w takim miejscu jakim jest Teatr Wielki w Poznaniu. Poznań w ogóle jest miejscem dobrym do śpiewania i jak się okazuje Kościan także. I to mnie bardzo cieszy.
- Przed salą widowiskową wywieszona jest kartka gdzie napisano, że ,,ze względu na kameralny charakter recitalu prosi się o nie przyprowadzanie dzieci poniżej wieku szkolnego’’. Miał Pan kiedyś taki przypadek?
- Wiele razy! Zanim zaczęliśmy wieszać tę kartkę rodzice, którzy nie mieli co zrobić z dziećmi przyprowadzali je na koncert. Dzieci się tu po prostu nudzą! Stoi na scenie facet i wyje. Czasem były to nawet dzieci w becikach i płakały. Nawet dzieci 4-5-letnie lubią zadawać pytania. A tu stoi facet i śpiewa. Nie ma na scenie ani chóru, ani baletu, ani nawet feerii świateł, więc dziecko zaczyna się kręcić, pytać i chce iść na oranżadę. A ja w tym momencie śpiewam bardzo smutną piosenkę np. ,,Nie opuszczaj mnie’’. Ja bardzo lubię dzieci... Ale będąc dzieckiem nie poszedłbym na Ewę Demarczyk. Bo nic bym nie rozumiał, nie byłaby to moja muzyka i w dodatku nic się nie dzieje poza tym, że stoi jedna osoba i śpiewa.
- Jakie ma Pan plany na przyszłość?
- Przygotowujemy dwie płyty, jedna z polskimi piosenkami, a druga z piosenkami świata. Nie wiemy jednak w jakiej kolejności się ukażą. Niemniej premierę pierwszej z nich planujemy w połowie września br.
Już głosowałeś!