Magazyn koscian.net
2007-01-24 09:48:09Zdmuchnęło nas!
- Chyba mi serce pęknie... Nie ma stodoły. Idę ratować zwierzęta – powiedział tylko Jarosław Pawlicki. W czwartek, tuż po godzinie 21. w kilka sekund wichura niszczyła stodoły, chlewnie, obory, zrywała dachy z domów, kładła lasy, unosiła przyczepy, przystanki autobusowe.
- Trzask i cisza. To trwało ze dwie sekundy. Dzieciaki wybiegły z płaczem przed dom, myślały, że nas zabiło... Słysząc je wyskoczyłam z krzykiem z obory, żeby się nie zbliżali. Nikomu nic się nie stało i to jest najważniejsze.... - mówi Teresa Nowacka z Nowej Wsi w gminie Śmigiel. Gdy wichura podniosła dach potężnej, rodzinnej stodoły (tak widziała to sąsiadka), była z mężem w mieszczącej się w niej oborze. Poszli doić krowy. Betonowy strop nad oborą okazał się mocny. Dlatego żyją. Ze stodoły jednak nic nie zostało. Szczytowa ściana rozsypała się łamiąc słup energetyczny, słoma stoczyła się na uliczkę, a cegły wiatr poniósł kilkadziesiąt metrów od budynku. Pod gruzami znalazł się kombajn i tony słomy, i siana.
- Prądu na szczęście już wtedy nie było, ale około pierwszej go włączyli i kable pod wysokim napięciem tarmoszone przez wiatr skrzyły się na drodze zaraz koło słomy. Nie mogliśmy się dodzwonić do energetyki, w końcu dodzwoniliśmy się do straży i na policję. Radiowozem szukali brygady energetyków. Na szczęście nie zapaliło się, ani nikogo nie poraził prąd – opowiada dalej pani Teresa.
Po drugiej stronie wsi, w lesie koło gospodarstwa Marii i Stanisława Frąckowiaków, wiatr przewracał drzewa jak patyki. W małym lasku za drogą powalił ponad dwadzieścia. W kilka sekund zerwał też dwudziestoletni, blaszany dach na domu razem z więźbą dachową. Rozebrał komin.
- Wszystko zaczęło trzeszczeć, a potem cegły i belki zaczęły latać – opowiada Maria Frąckowiak.
- Otwarłam drzwi do suszarni a tam niebo widać. Dachu nie było wcale – dopowiada synowa.
- Strach był wielki. Oka do rana nie zmrużyłam – mówi pani Maria.
Chwilę później wichura z pędem uderzyła w bramę do gospodarstwa Tomaszyków w Glińsku, skrzywiła skobel, wyrwała z zawiasów i uniosła wysoko furtkę wejściową, a potem zdmuchnęła największą we wsi murowaną stodołę.
- Wiatr tak wył, że właściwie nie było słychać, jak się rozwalała - opowiada pani Tomaszykowa.
- Sekundy i nic nie było – mówi jej syn, Paweł.
Po budynkach i podwórzu zaczęły tańczyć kable pod napięciem. Dzięki szybkiej interwencji sąsiada, udało się wezwać elektryków z energetyki.
Walący się gruz zniszczył kosiarkę i siewnik, uszkodzone są: betoniarka i agregat do pielenia buraków. Po stodole zostały szczątki jednej ściany szczytowej, piwnica, kopa gruzu i połamanych belek.
- Ot, mamy wielkie gruzowisko na podwórku - mówi Grzegorz Tomaszyk. - Bogu dzięki, nikomu nic się nie stało. Dziesięć minut wcześniej chodziliśmy z synem wokół stodoły. Jak sobie o tym pomyślę, to włos mi na głowie staje...
Kilka minut później masa rozpędzonego powietrza plądrowała gminę Krzywiń. Wpadła do Łuszkowa, zerwała eternit z budynku gospodarczego, połowę dachu z domu, połamała drzewa, przewróciła przystanek autobusowy. W Jerce nabrała sił. Zanim doszła do ulicy Łowieckiej, nabroiła w dziesięciu gospodarstwach. Na Łowieckiej w parę sekund zniszczyła kilka budynków. Podnosiła przyczepy od ciągników i rzucała je dwadzieścia metrów dalej.
- Rumot, zgasło światło, a belki waliły się nam na balkon. Potem okazało się, że to dach sąsiadów. Nam zmiotło garaże i szopki, zerwało dach ze stodoły i obory. Sześćdziesiąt krów mlecznych stoi pod chmurką – relacjonuje Karol Szczepański.
- Szum, dwa puknięcia i jak wyszliśmy przed dom, stodoła zrównana z ziemią była – opowiada Krystyna Pawłowska. Pod gruzem znalazło się trzydzieści ton zboża z ubiegłorocznych zbiorów. Na chlew spadł dach z budynku gospodarczego sąsiada, zerwało dach z szopy. Hektar rodzinnego lasu położyło jak łan suchego zboża.
U sąsiadów, Pawlickich, wiatr powalił oborę i stodołę. Na szczęście zwierzętom – świniom i byczkom - nic się nie stało.
- Dach spadł, szczytów nie ma. Nic nie ma – opowiada pani Mirosława. - Huk. Syn wyszedł na dwór, wrócił i powiedział tylko: Chyba mi serce pęknie... Nie ma stodoły. Idę ratować zwierzęta.
I ratowali. W nocy, w wietrze odgruzowywali tak, by móc wyprowadzić przerażone zwierzęta. Po murowanej stodole też niewiele zostało. Gruz i dach przygniotły dwa ciągniki i siewnik.
Część dachu z domów zerwał wiatr w Sepienku (gmina Kościan kupiła konieczne materiały do naprawy), Borowie, Piotrkowicach, Słoninie (gmina Czempiń) i Nowym Dworze (gmina Krzywiń). Wiatr uszkodził też dach na budynku Urzędu Miejskiego w Czempiniu. W Piechaninie runęło 6 drzew. Wiatr zdmuchnął dach z budynków gospodarczych w Kiełczewie, Sierakowie i Kościanie. Czwartkowej nocy zerwał też 19 linii średniego napięcia i złamał 40 słupów energetycznych. Działać przestało 900 stacji transformatorowych, a bez prądu było kilkanaście tysięcy ludzi. W niedzielę stu pracującym prawie non stop elektrykom udało się zapanować nad sytuacją, ale po południu znów zaczęło dąć i kolejnych 20 stacji straciło zasilanie, a wraz z nimi setki domowych gospodarstw. Z powodu braku prądu małe zakłady masarskie nie otwarły sklepów w piątek. Kłopoty miały też piekarnie. W piątek prądu nie było w połowie Urzędu Gminy Kościan i w 95% wsi. Strażaków w ciągu tygodnia wezwano aż 63 razy. Od czwartku do niedzieli odnotowali 56 zdarzeń wywołanych wiatrem. A to drzewa na drodze (43 wezwania), a to naderwane dachy zagrażające bezpieczeństwu (6). Dwa razy gasili zniszczone przez wiatr stacje transformatorowe. Dla bezpieczeństwa mieszkańców powiatu pracowało w te dni 116 zawodowych strażaków (do pracy ściągnięto osoby na urlopach) i 207 druhów z OSP. Niemało zniszczeń poczyniła wichura w lasach państwowych. Leśnikom trudno obliczyć dokładnie starty, bo nie wszędzie zdołali do zamknięcia tego numeru ,,GK’’ dotrzeć. Drzewa zatarasowały leśne drogi. Wstępnie ocenia się, że wichura położyła około 10 tys. metrów sześciennych drzew. W większości są to złamania lub powalenia pojedyńczych drzew, ale bywa i tak, jak pod Racotem, Turwią, Kaszczorem, gdzie leżą całe połacie lasu. Straty są nieodwracalne. W strukturze lasu pojawiły się dziury. Kolejne wichury mogą dokonać jeszcze większych zniszczeń. Leśnicy liczą straty.
Państwo Nowaccy z Nowej Wsi już w piątek rankiem sprawdzali procedurę wystawiania pozwolenia na budowę i zatrudnili projektanta do narysowania planów nowej stodoły.
- Jak tu gospodarzyć bez stodoły? – pyta pani Teresa.
Frąckowiakowie z Nowej Wsi tej samej nocy umawiali się z cieślami. Skoro świt robotnicy weszli na dach. Pawłowscy z Jerki całą rodziną w piątek wybierali z gruzu zboże. Udało się tak uratować około dwudziestu ton. Cieśle od kilku dni pracują na oborze Szczepańskich. Do środy, czwartku mają nadzieję skończyć. Oby zima nie była szybsza. Za kilka dni okaże się, jak nocne przeżycia i brak dachu nad łbem odbił się na jakości i ilości mleka.
- W granicach możliwości udzielimy doraźnej pomocy. Ośrodek Pomocy Społecznej czeka na wnioski poszkodowanych – informuje wiceburmistrz Śmigla, Poleszak-Kraczewska. Razem z burmistrzem Snelą w piątek rankiem odwiedziła najbardziej poszkodowanych w gminie.
Na informacje o potrzebach poszkodowanych czekają urzędnicy z Krzywinia. Urząd Gminy Kościan zbierał dane o szkodach dzwoniąc do wszystkich sołtysów. Możliwość pomocy swoim mieszkańcom analizuje i gmina Czempiń.
Choć minął prawie tydzień od wichury, straty wciąż nie są jeszcze policzone. Rolnicy ciągle czekają na wizytę ubezpieczycieli. Synoptycy zapowiadają kolejne wiatry.
ALICJA MUENZBERG
Gk 4/2007