Magazyn koscian.net
22 grudnia 2012Zgiełk wokół Bożego Narodzenia
Dzięki świątecznemu marketingowi rośnie sprzedaż i konsumpcja, a ludzie mają pracę, zatem komercjalizacja świąt Bożego Narodzenia ma swoje dobre strony – przekonują jedni. Inni przypominają, że to święto chrześcijan i nie godzą się na jego „kradzież” przez wielkie korporacje. Czy konsumpcja zabije ducha świąt?
Czy to dobrze, że już na początku listopada w sklepach pojawiła się oferta bożonarodzeniowa? Takie pytanie zadał swoim gościom serwis internetowy koscian.net. Ponad 57 procent respondentów odpowiedziało, że nie. Mimo, że dwadzieścia procent Polaków kupuje świąteczne prezenty w listopadzie, to pojawienie się w sklepach świątecznej oferty i wystroju dzień po Zaduszkach uważane jest przez większość za przesadę.
- Jakoś nikt nie zgłasza zastrzeżeń – mówi pracownik jednego z kościańskich marketów, który woli pozostać anonimowy. - Czy bez naszych reklam i promocji świątecznych ludzie pomyśleliby już o prezentach? Nie jestem pewien. Obudziliby się pewnie tuż przed świętami i kupowali coś na łapu capu.
Nie każdego przekonuje ta argumentacja. Myśląc o najbliższych potrafimy wypatrzeć dla nich prezent pod choinkę nawet latem i nie potrzeba do tego świątecznego sztafażu.
- Jak każdy handlowiec cieszę się ze zwiększonych zakupów przed świętami, ale nie uważam za słuszne dekorowanie sklepów na początku listopada – mówi Piotr Ruszkiewicz, wiceprezes Stowarzyszenia Kupców Ziemi Kościańskiej. - Dla mnie czas przygotowań do świąt, to czas Adwentu. Dekoracje świąteczne powinny pojawiać się dopiero w grudniu. Jestem w tej materii tradycjonalistą.
Jasne strony komercjalizacji
Święta Bożego Narodzenia od zawsze związane były z głębokim przeżyciem religijnym. Wspominano przecież narodziny Boga – Jezusa Chrystusa. Nie oznacza to jednak, że wolne były od akcentów komercyjnych. Te pojawiały się zawsze. To dzięki nim powstała piękna oprawa świąt, nie mająca przecież żadnego związku z przekazem ewangelicznym. Nigdy wcześniej w historii ludzkości żadne święto nie spajało tak wielu narodów w jedną wspólnotę. Dobrze to widać na przykładzie Ameryki, gdzie imigranci z różnych krajów połączyli swoje rodzime zwyczaje w jedno.
- Brytyjczycy przywieźli jemiołę i pończochę na prezenty. Niemcy dołączyli do tego choinkę i kalendarze adwentowe. Włosi przedstawili światu szopkę. Chińskie lampiony były prawzorem lampek ozdobnych. Urzędnik pocztowy Louis Prang wymyślił tradycję wysyłania kartek świątecznych. Jednak wszystkie te tradycje nie rozwinęłyby się, gdyby ktoś nie chciał zarobić! W dzisiejszych czasach nie można oddzielić komercjalizacji od świąt Bożego Narodzenia. Można jednak pielęgnować tradycję wykorzystując wolny rynek – pisze Łukasz Adamski w książce "Wojna światów w popkulturze".
Również zdaniem socjolog Weroniki Ślęzak-Tazbir z Uniwersytetu Śląskiego nie można obrażać się na komercjalizację świąt. W wypowiedzi dla Polskiej Agencj Prasowej ocenia: "dzięki niej w centrach handlowych i miejscach publicznych budowana jest specyficzna atmosfera, która powoduje, że jesteśmy bardziej odświętnie nastawieni i lepsi dla siebie nawzajem" i przypomina, że dzięki takiej atmosferze ludzie są bardziej skłonni do udzielania pomocy podczas akcji charytatywnych.
Przywołany Łukasz Adamski upatruje w komercjalizacji świąt nawet korzyści religijnych.
- Nie ulega wątpliwości, że wiele osób zapomina o narodzeniu Chrystusa w Boże Narodzenie, ale tacy osobnicy i tak nie pamiętają o Bogu w pozostałe 335 dni w roku. Jest więc szansa, że słyszana mimochodem kolęda, wypływająca z głośnika w galerii handlowej, w jakiś sposób wpłynie na podświadomość niedowiarka. Jeśli to nie pomoże, to zawsze można liczyć na „Opowieść Wigilijną", którą dany osobnik obejrzy w TV po powrocie z zakupów. Któż bowiem nie ogląda filmów świątecznych? A to wszystko dzięki komercjalizacji! Ktoś może zarzucić, że to demagogia. Może i tak, ale nie da się zaprzeczyć, że szansa na nawrócenia w czasie świąt jest nieporównywalnie większa niż w „normalny" dzień. Gdyby nie marketingowe chwyty, większość ludzi nie zauważyłaby rocznicy urodzin Chrystusa!
Zlikwidować czy ratować?
Skoro komercjalizacja nie jest taka straszna, to dlaczego narasta jej krytyka? Zdaniem badaczy jest ona pochodną postępującej sekularyzacji.
- Teraz święta Bożego Narodzenia przestają być świętowaniem narodzin Boga, przyjściem Zbawiciela, na którego wszyscy wierzący czekają, a w coraz większym stopniu stają się zwyczajem, który pełen jest sakro-kiczu. Krytykowane jest to, że coraz mniej pamiętamy o co naprawdę w nich chodzi, a coraz częściej wykorzystujemy symbole religijne, by podwyższyć atrakcyjność oferty handlowej i zachęcić ludzi do nabywania okazjonalnych gadżetów, które stwarzają pozór odświętności. Kupujemy niechciane podarki i nadmiar jedzenia, które później wyrzucamy, bo nie jesteśmy go w stanie przejeść – opisuje świąteczne zachowania rodaków Weronika Ślęzak-Tazbir
- Komercyjny zgiełk wokół Bożego Narodzenia nie może zaszkodzić człowiekowi prawdziwie żyjącemu wiarą w Jezusa Chrystusa - uważa ks. Paweł Pospieszny, proboszcz parafii pw. św. Karola Boromeusza w Kościanie. - Może jednak oddalać od zbawienia tych, których wiara jest „okazjonalna”, oparta wyłącznie na tradycji. Rynek podsuwa im alternatywną wizję świąt, w których nie ma Boga. Jest suto zastawiony stół, choinka i telewizor.
Ksiądz Paweł zawraca uwagę na jeszcze jeden problem. Mikołaj z reklamy gazowanego napoju zastępujący w tej konstrukcji Chrystusa odcina młode pokolenia nie tylko od zbawienia, ale i od miejscowej tradycji, od zwyczaju przodków i rodzimej kultury.
- Rugując z przestrzeni publicznej Boga zamienia się wspomnienie Jego narodzin w jeszcze jeden długi weekend, w jakiś bliżej nieokreślony „świąteczny czas” - zauważa ks. Paweł Pospieszny. - W Polsce można jeszcze bez trudu kupić świąteczne kartki z wizerunkiem nowo narodzonego Jezusa, ale na Zachodzie trudno je znaleźć w sieciach handlowych.
Coraz częściej można odnieść wrażenie, że 25 grudnia cywilizacja Zachodu obchodzi święto choinki, elfów i Mikołaja z Laponii. Dostrzegając to zjawisko kilka lat temu watykańskie pismo "Osservatore Romano" zasugerowało, aby święta Bożego Narodzenia przestały być... świętem państwowym.
- Watykański tygodnik nazwał sprawę po imieniu. Chcecie mieć coroczne święta zakupów, obżarstwa i opilstwa, wśród kiczowatych gadżetów, dzwoneczków i sztucznych płatków śniegu? Proszę bardzo. Tylko nie nazywajcie tego Bożym Narodzeniem. Idźcie w tym dniu do pracy, a potem świętujcie do woli w supermarketach i restauracjach. Zostawcie w spokoju tradycję tym, którzy ją uszanują – opisuje tezy postawione przez watykańskich dziennikarzy publicystka „Niedzieli” Ewa Polak-Pałkiewicz.
Tylko czy to prawdziwy obraz rzeczywistości? Czy wiara chrześcijan ulegnie przed „świątecznym kapitalizmem"?
- Jest konsumpcja i komercyjny szał, lecz z drugiej strony nadal wielu ludzi przychodzi w święta do kościoła. Szukają spokoju, chcą uciec przed tą konsumpcją i komercją. Powstaje szansa na rozmowę, przekaz świątecznego przesłania. Dlatego Bożego Narodzenia nie można zlikwidować, trzeba je ratować – powiedział po szumie wywołanym przez "Osservatore Romano" kardynał Walter Kasper ówczesny Przewodniczący Papieskiej Rady ds. Popierania Jedności Chrześcijan. (S)
48/12
Zgłaszasz poniższy komentarz:
ble ble ble