Magazyn koscian.net
2003-07-01 15:45:05Zjazd rodzinny Grzesińskich
Pięć pokoleń Grzesińskich spędziło wspólnie sobotę 28 czerwca. Zjechali się ze Szczecina, Krakowa, Warszawy, Poznania, Ustki, Bydgoszczy, Białej Podlaski, Wrocławia, a nawet z Niemiec. Był to drugi powojenny zjazd rodzinny.
W 1936 roku w przemęckim Zaborowie w parku ustawiono stoły. Poseł na Sejm (1919 roku) - Antoni Grzesiński - zaprosił do siebie całą rodzinę. Nie zmieściła się w pałacowych pokojach.
- Ojca hitlerowcy zamordowali w 1944 roku - wspomina syn Antoniego, Witold Grzesiński. - W 1945 roku dostałem nominację na kierownika naszego majątku. Po 6 miesiącach bezpieka wpadła do pałacu i w 15 minut kazała nam opuścić dom i powiat. Na szczęście wstawili się za nami mieszkańcy i dano nam na wyprowadzkę miesiąc. Pozwolono zabrać rzeczy.
Witold Grzesiński z matką i siostrą po kilkuletniej tułaczce zamieszkali we Wrocławiu. Siedmioro rodzeństwa rozjechało się po świecie. Oprócz pana Witolda, wszyscy już nie żyją. Ich dzieci, wnuki i prawnuki pan Witold zebrał po raz pierwszy dwa lata temu. W pierwszym powojennym zjeździe uczestniczyło 56 osób. W drugim - sobotnim - już 68. Pięć pokoleń. Paru lekarzy i artystów plastyków, prokuratorzy, adwokaci, architekci, ekonomiści, rolicy, jeden burmistrz, studenci, uczniowie i przedszkolacy. Noszą kilkadziesiąt nazwisk. Najstarszy uczestnik zjazdu miał 83 lata, a najmłodszy 3. Aby zdążyć na godzinę 8 na rodzinne śniadanie w kościańskiej Finezji, niektórzy musieli wyruszyć z domów o trzeciej, czwartej rano. W Wyskoci wzięli udział w mszy św. ,,za Rodzinę’’, a na cmentarzu nad grobem Marianny Grzesińskiej z domu Tycner (babci Witolda Grzesińskiego) odśpiewali ulubioną pieśń rodziny ,,Chwalcie łąki umajone’’. Zwiedzili stadninę koni w Racocie, odwiedzili groby rodzinne w Przemęcie (Grzesińskich, Kobosów i Łanieckich), pod rodzinnym domem w Zaborowie przemęckim zrobili sobie wspólną fotografię, a wreszcie przenieśli się do Olejnicy, gdzie spędzili popołudnie na pogawędkach, śpiewach, spacerach, żeglowaniu.
- Proszę spojrzeć. Oni wszyscy wywodzą się z tej ziemi. To Kościaniacy. Życie rzuciło ich w różne strony świata, ale oni są stąd - przekonuje Witold Grzesiński.
Połowa rodziny, od końca wojny, spędza pod Przemętem każde wakacje.
- Znamy te okolice, jak własną kieszeń - przekonują.
- Najbardziej zależy mi na młodych. Aby wiedzieli skąd pochodzą. Aby pamiętali, gdzie leżą ich przodkowie. Mam nadzieję, że dzięki ,,Gazecie’’ odnajdę kolejne zagubione ogniwa rodziny. W tym roku jadę na Ukrainę. Prawdopodobnie w 1815 roku moja rodzina wróciła stamtąd razem z Napoleonem. Może uda mi się tam znaleźć jakiś ślad... - zastanawia się pan Witold.
Kolejny zjazd rodzinny zaplanowany jest na 2006 rok. Wszyscy mają nadzieję, że odbędzie się w rodzinnym domu w Zaborowie. Gospodaruje nim obecnie spółdzielnia produkcyjna. Mieszka tam kilka rodzin. Witold Grzesiński stara się o odzyskanie pałacu i parku.
ALICJA MUENZBERG