Magazyn koscian.net
13 czerwca 2012Zobaczyć miasto z komina... (foto)

Lokator jednego z domów przy ulicy Nacławskiej w Kościanie, poinformował telefonicznie Komendę Powiatową Państwowej Straży Pożarnej, że na „cukrowski” komin wspina się człowiek. Bywały w Kościanie podobne przypadki. Śmiałek mógł być amatorem ekstremalnych doznań lub szukającym śmierci desperatem. Zgłoszenia nie zbagatelizowano. Na miejsce zdarzenia przybyli strażacy i policjanci
- No i... kulturalnie poproszono mnie o zejście na ziemię. Co też uczyniłem - powiedział „Gazecie Kościańskiej” bohater niedzielnego zdarzenia, który chce pozostać anonimowy. - Dla służb anonimowy nie jestem. Więcej rozgłosu nie potrzeba. Zresztą rodzina – skądinąd słusznie – nie zapatruje się pozytywnie na moje ekstremalne ekscesy. Nie wszyscy jej członkowie wiedzą o wspinaczce na komin i niech tak zostanie – tłumaczy.
„Alpinistę” o artystycznej naturze do wejścia – jak stwierdził - skłonił przepiękny widok, roztaczający się z wierzchołka ponad stuletniego, industrialnego zabytku. Wziął ze sobą aparat fotograficzny. Nie miał jednak żadnych profesjonalnych zabezpieczeń, co zapewne obudziło czujność telefonującego do straży informatora.
- Wchodziłem w dzień, bo nocna wspinaczka wykluczyłaby dokumentację fotograficzną całej eskapady – objaśnia. - A że w niedzielę? Moim celem nie było zszokowanie kogokolwiek. To po prostu był dzień wolny. W tygodniu, jak każdy przykładny obywatel, jeżdżę do pracy. Czas mam więc ograniczony.
Po zejściu, śmiałek został poddany badaniu alkomatem. Test przeszedł pozytywnie. Był trzeźwy. Został odwieziony do domu. Jego czyn nie spotkał się z karnymi konsekwencjami.
- Mówiąc szczerze, obawiałem się mandatu, czy jakiejś grzywny. Ale wyjaśniłem policji, zresztą zgodnie z prawdą, że obiekt nie był w żaden sposób zabezpieczony. Nie łamałem więc żadnych zakazów. No, chyba że zdroworozsądkowych, jak powiedziała moja żona...
„Alpinista” zgodził się udostępnić czytelnikom „GK” kilka fotografii zrobionych ze szczytu komina. Zwraca też uwagę, że komin byłej cukrowni jest w kiepskiej kondycji i wymaga pilnego remontu.
- Lepiej, by o komin zadbano, by nie uległ erozji, czy dewastacji. Jeżeli tak się nie stanie, jeśli o zabytek nikt nie zadba, moje zdjęcia zyskają wartość historyczną – uśmiecha się z sarkazmem. - Oby tak się nie stało. (mal)
***
Komin, który na trwałe wpisał się w kościański krajobraz, to jedna z nielicznych materialnych pamiątek po cukrowni, która obchodziłaby w tym roku 131. rocznicę działalności. Była jednym z kół zamachowych rozwoju gospodarczego Kościana i wprowadziła go najpierw w dwudziesty, a potem weszła z nim w dwudziesty pierwszy wiek. Dawała utrzymanie tysiącom rodzin. Zamknięto ją w 2004 roku. W ostatniej kampanii buraczanej 2003/2004 przerobiono w Kościanie ponad dwieście tysięcy ton buraków cukrowych, z których wyprodukowano 40 tys. ton cukru.
We wrześniu 2005 roku rozpoczęto burzenie fabryki. Rozbierano budynki, drogi, tory, a nawet betonowy plac. W dwa lata fabrykę zamieniono w parędziesiąt tysięcy ton gruzu i pięć tysięcy ton złomu, i sprzedano. Zostały dwadzieścia cztery hektary ziemi i kilka budynków.
Na mieszkania przerobiono duży magazyn cukru i były hotel cukrowniczy. W dawnej siedzibie Banku Cukrownictwa działają dziś gabinety lekarskie, a w byłym przedszkolu trwają prace budowlane. Powstać ma tam nieduży hotel z restauracją.
Hektary ugoru porośnięte mniszkiem lekarskim i lebiodą stały się miejscem spacerów z psami i porannych przebieżek. Wydeptano ścieżki, a nawet wyjeżdżono dróżki, skracające drogę do osiedla Jagiellońskiego. Krajobraz lada miesiąc zacznie się zmieniać. Na ugorze powstać ma nowe osiedle.
To, co pozostało po cukrowni stało się w ostatnich latach modnym tłem ślubnych sesji zdjęciowych. Na stronach internetowych miłośników eksploracji opuszczonych budynków atrakcyjność kościańskiej cukrowni określono jako dużą, a dostępność jako łatwą. I nie pomylono się. Na komin może wejść każdy.
23/2012 (6.06.2012)
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Lubię ludzi pozytywnie zakręconych!! Respect!