Magazyn koscian.net
2003-04-10 21:03:48Życie warte więcej...
Ciemno. Prosta droga. Znana. Tylko ten deszcz i oślepiające światła jadących z przeciwka samochodów. Dlaczego Robert żyje? Tylko dlatego, że w kawalkadzie na moment zrobiła się dziura. Przez ułamek sekundy widziałam cień na drodze. Zahamowałam. Dwa metry przede mną był rowerzysta. Bez świateł. Robert ma 30 lat, żonę i dwoje dzieci. Tego dnia do nich wrócił.
Pod hasłem ,,Życie warte więcej’’ ,,Gazeta Kościańska Komenda Powiatowa Policji i „Szawer” sklep rowerowy Jarosława Szawerdaka w Kościanie zorganizowali akcję wyłapywania rowerzystów jeżdżących o zmroku bez świateł. Policjanci grozili palcem i pouczali. ,,Gazeta Kościańska’’ rozdawała migające lampki ostrzegawcze, które ufundował sklep. Tylko tego dnia było tak łagodnie. Za brak świateł przy rowerze zapłacić można najmniej banknotem stuzłotowym, a najwięcej - życiem. Tymczasem komplet lampek do rowera kosztuje od 30 do 40 złotych.* * *
Najbardziej bałam się, że będę musiała siedzieć za kratką z tyłu albo, co gorsza, za szybą. Ale nie. Polonez drogówki, poza skórzaną kanapą z tyłu (aby było łatwiej tam posprzątać), niczym nie różni się od
innych polonezów. Wyjechaliśmy o godzinie 19.10. Duet sierżantów: Romuald Stelmaszyk i Sławomir Polaczyka,Roman Grabara, naczelnik sekcji ruchu drogowego KPP w Kościanie i ja, dziennikarka ,,GK’’. Ledwie zjeżdamy z ronda na Placu Żołnierza w Kościanie, gdy przed samochodem niezgrabnie przemyka skulona postać.
15 września 2001 godzina 20.00. Prosta droga Jerka - Lubiń. 50-letnia kobieta nagle znalazła się na masce Peugeota 309. Kierowcę samochodu oślepił jadący z przeciwka samochód. Nie widział rowerzystki. Rower był bez świateł. Skończyło się na potłuczeniach i złamaniu nogi.
- No masz go! - woła naczelnik. Policyjny wóz zatrzymuje się. Mężczyzna jest „pod wpływem”.
- Ja tylko z działki. Niedaleko. Na Piastowskie - tłumaczy. - Rozumie się. Porządek musi być. Policja musi być. Jak najbardziej... - wtóruje funkcjonariuszom. Gdy jednak podjeżdża po niego radiowóz, nie chce do niego wsiąść.
- Odwieziemy go do domu. Stwarza zagrożenie na drodze, a jutro przyjdzie na komendę, to porozmawiamy - tłumaczy Grabara. Mężczyzna wtargnął na jezdnię i przechodził w niedozwolonym miejscu. Albo zostanie pouczony, albo sprawa trafi do sądu. Wszystko zależy od jutrzejszego przesłuchania.
- Gdybyśmy byli bliżej, mielibyśmy problem - kiwa głową Grabara. - Mogliśmy go rozjechać...
Było ciemno, 6 listopada 2001. Prosta droga - Jerka - Lubiń. Rowerzysta wracał do domu. Nie był trzeźwy. Miał 31 lat. Tyle samo lat miał wtedy Marek. Jechał skodą felicją. Nie zauważył rowerzysty. Zabił. Rower był bez świateł...
Jedziemy dalej. Na drodze rowerowej do Lubosza Nowego widzimy rowerzystę. Ma światła.
- Zatrzymaj się. Coś mi się zdaje, że jest „pod wpływem” - ocenia naczelnik. Jest Alkomat wykrył 1,2 promila alkoholu przy pierwszym i już prawie 1,5 promila przy drugim badaniu.
- Piłem, ale rano. Może o 12.00 albo 13.00. 100 gram wódki i zjadłem pięć jabłek. Też procentują - dodaje Jarosław. Jest przybity. - Jadę z pracy. Po 12 godzinach... Do domu. Do żony i dwójki dzieci. Sam na nich zarabiam. Z kolegami, z którymi nie widziałem się parę dni. Były imieniny, to sobie trochę pozwoliłem. A teraz? Rodzina będzie bez świąt. Pieniądze wydam na karę. Przez moją głupotę...
Jarosław obiecuje, że następnego razu nie będzie. Jest załamany. Mówi o 1300 złotych. Tyle ponoć jego kolega dostał za jazdę po pijaku...
- Winny jestem. Wiem, ale nie zapłacę, bo tyle nie mam - mówi żałośnie. Rower ma prowadzić do samego domu. Jutro stawi się na komendzie. My jedziemy dalej. Godzina 19.38. W Luboszu Nowym zaczynamy wyjątkowo obfitą łapankę. Pierwszy wpada Darek. Ma 18 lat i mieszka kilka domów dalej.
- Zwykle mam światła, tylko dziś zapomniałem założyć - tłumaczy. Wraca do domu od kolegi. Przejechał tak 400 metrów. Nie ma prawa jazdy.
- To mi się upiekło - kiwa głową, gdy obok staje z rowerem Mirek. Mirek ma lat 19. Policjanci złowili go jadącego do Kościana do pracy. Pracuje w piekarni i spieszno mu na godzinę 20.00.
- Miałem lampę, ale mi się stłukła - tłumaczy młodzieniec. Przeprasza, oczywiście rozumie, oczywiście zamierzał kupić i wyraźnie cieszy się z prezentu od gazety. Odjeżdżamy kilkadziesiąt metrów. Policjanci zatrzymują pieszego spacerującego jezdnią, gdy obok radiowozu pojawia się Tadeusz z Nowego Lubosza.
- Od szwagra jadę - odpowiada radośnie na nasze pytania. - Do domu mam 300 metrów. Jasne, że powinny być światełka, to też je kupiłem i mam - mówi i dumnie na tylne światło. Przedniego nie ma wcale.
- Na pewno zamontuję. Od razu. Jak tylko dojadę do domu. To znaczy: doprowadzę rower - poprawia się Tadeusz. - Bo przecież nie pojadę rowerem bez światełka panie władzo.
Tadeusz chwyta kierownicę i wprowadza rower na chodnik, gdy po drugiej stronie ze spuszczoną głową mija nas Jarosław. Prowadzi rower.
Jest prawie dwudziesta. Na drogach spokój. Pieszych niemal w ogóle nie ma. Tylko w małych miejscowościach na rozstajach dróg, pod sklepami lub na krawężnikach chodników spotkać można grupki młodzieży. Tych, którzy mają na sobie odzież z odblaskami, widać z daleka. Tych bez światełek widać dopiero na kilkanaście metrów przed pojazdem. Przy dużej prędkości, można nie zdążyć zatrzymać auta.
12 stycznia 2002 godzina 6.30. Na drodze Kiełczewo - Bonikowo spotkali się rowerzystka i kierowca samochodu. Oboje jechali do pracy. Rower był nieoświetlony. Z urazami klatki piersiowej, kręgosłupa i głowy kobieta trafiła do szpitala.
- My to mówimy, że wszystko może się zdarzyć - stwierdza sierżant sztabowy Sławomir Polaczyk. - Maszyna jest tylko maszyną, a człowiek jest tylko człowiekiem. Na drodze wystarczy tylko chwila rozkojarzenia i nieszczęście gotowe. Nie ma mocnych. Można się zarzekać... Po prostu, trzeba uważać...
Wracamy do Kościana. Na ulicy Gostyńskiej policjanci zatrzymują Monikę z Oborzysk Nowych.
- Zwykle tata mnie odbiera z pracy, ale dziś nie może. Jest w szpitalu, więc muszę rowerem - tłumaczy.
Przy rowerze nie ma świateł, ani z przodu, ani z tyłu.
- Przy moim rowerze są, ale to rower siostry. Musiałam pożyczyć - tłumaczy.
Policjanci zatrzymują i wzorowego rowerzystę z prawidłowym oświetleniem. Jest i światełko odblaskowe z tyłu i migająca lampka, a z przodu, w ręce rowerzysty zwykła, świecąca na biało lampka na baterie. Tylko dzwonka brak.
- Sygnał dźwiękowy mam „ustny” - zapewnia Wojciech i z obietnicą uzupełnienia dzwonka odjeżdża. Jest już 21.35 gdy na gorącym uczynku, czyli jeździe bez świateł, zatrzymujemy Elżbietę.
- Panowie chyba nie będziecie mnie karać - próbuje żartować. A jest za co. Elżbieta spieszy się do pracy. Ma 35 lat, dzieci i mało czasu do rozpoczęcia zmiany. Pracuje w piekarni. Przy rowerze jest przednia lampa, ale nie ma tylnej.
- Widzę dokąd jadę - mówi.
- Ale kierowca nie widzi pani - uzupełnia jeden z policjantów.
5 czerwca 2001. W Poninie rowerzysta zajechał drogę kierowcy samochodu. Wpadł pod koła. Akcja ratunkowa. Na sygnale do Poznania i... śmierć. Nie udało się.
Kolejnych rowerzystów policja schwytała po godzinie 22.00 na ulicy Gostyńskiej. Ktoś jechał z Kurzej Góry do pracy, ktoś wracał z pracy do domu. Na ulicy Szkolnej patrolowi policji podpadł wracający do domu mieszkaniec Osiedla Konstytucji. Schwytano też między innymi studenta z Darnowa i 77-letniego kościaniaka. Tym razem rowerzyści zostali pouczeni i dostali mały prezent - światełko ostrzegawcze. Bo na drodze, gdy nie chroni nas blacha ani poduszki powietrzne, ani systemy jakie tylko wymyślili spece od motoryzacji, jedynym systemem bezpieczeństwa jest świadomość. Świadomość rowerzysty, że widać go słabo i świadomość kierowcy, że ma przed sobą rowerzystę. Nikt nie chce zabijać i nikt nie chce ginąć. Czasem tragedii można zapobiec.
ALICJA MUENZBERG
Zgłaszasz poniższy komentarz:
zdrowy rozsądek niekiedy nie wietrzeje