Magazyn koscian.net
2003-04-24 16:08:12„Może ta baba coś zmieni...’’
Przedwyborcza rozmowa z Dorotą Lew, kandydatką na burmistrza Czempinia z ramienia SLD. Rozmawia Alicja Muenzberg
(GK nr 186 z 4.09.2002)
- Jeżdżę do pacjentów w całej gminie. Codziennie rozmawiam z ludźmi, a oni uważają, że jestem osobą, która dba o przestrzeganie prawa. Przekonywali mnie - może by pani wystartowała? Czteroletnia praca w radzie nauczyła mnie dużo. Dowiedziałam się między innymi, że wszystko w naszej gminie zależy od układów. A nie może być tak, że coś się załatwia pod stołem, że przetargi załatwiają osoby, które mają wygrać, a nie te, które oferują najlepszą ofertę. Trzeba zacząć przestrzegać prawo.
- Co takiego pani ma, czego nie mają inni?
- Wiadmo, że o wstępnym programie już myślałam. Chciałabym, aby nam wszystkim żyło się lepiej.
- Tak wszyscy mówią..
- Mam jeden taki punkt, którego na razie nie mogę ujawnić... Będzie on zaskoczeniem, ale myślę, że dla większości mieszkańców miłym zaskoczeniem. Więcej jednak nie mogę dziś powiedzieć. Kampania się jeszcze nie zaczęła.
- Czego więc pani nie ma, co mają inni kandydaci?
- Nie wiem, co mają inni kandydaci. Mam predyspozycje, cały czas się dokształcam. Nie mam pojęcia, czego nie mam...
- Kto będzie na panią głosował? Kobiety, mężczyźni...
- Zobaczymy. Są tacy mężczyźni, którzy powiedzą: nie będzie nami baba rządzić. Inni podchodzą do tego w ten sposób: rządzili już faceci tyle czasu i nic z tego nie wyszło. Zobaczmy, spróbujmy, może ta baba coś zmieni. Z tego co widzę, ludzie są zdezorientowani, bo widzą, że nic tutaj się nie dzieje. Każda dziedzina leży. Sport tylko wysiłkiem zapaleńców ciągnie. Zapomniano o tym, że gmina jest dla mieszkańców, a nie mieszkańcy dla gminy. Społeczność traktuje się jako grupę, która ma dostarczyć pieniądze dla gminy. A to mieszkańcy powinni decydować. Potrzebna jest szeroko pojęta konsultacja społeczna. Tak samo jak w rodzinnie. Każdy członek decyduje o tym, co w tym domu się dzieje. Gmina też jest taką rodziną i każdy mieszkaniec przez swoich przedstawicieli, i to nie tylko radnych, ale i organizacje społeczne, chóry, kluby powienien wiedzieć, że jego głos jest ważny. Radni, którzy sprawują obowiązki w tej kadencji, nie zawsze są wyrazicielami woli swoich wyborców...
- I wyborcy ich wybiorą?
- Trudno przewidzieć... Zależy jakich argumentów użyją.
- Strategia dla gminy?
- Trudno mi ją nakreślić, bo tak naprawdę, ja nie wiem, w jakiej sytuacji jest nasza gmina. To wszystko okaże się po wyborach. My jako radni wielokrotnie nie możemy otrzymać podstawowych informacji. Kolega na przykład próbował się dowiedzieć, ile zarabia panni skarbnik i nie dowiedział się. Ja jako szefowa SLD nie mogłam wydobyć od pana burmistrza informacji o ilości osób uprawnionych do głosowania. Tak naprawdę dowiemy się jaka jest sytuacja gminy dopiero wtedy, gdy będziemy mogli zajrzeć do dokumentów. Wtedy będziemy mogli nakreślić strategię.
- Jak więc zamierza pani wprowadzić do czempińskiej gminy szacunek do prawa?..
- Jeśli okaże się, że działał ktoś niezgodnie z prawem, będzie trzeba go rozliczyć... Jeśli natomiast chodzi o gospodarkę, to najważniejsze jest ściągnięcie inwestorów na nasz teren. Jest to jednak sprawa niezwykle trudna, bo nie mamy terenów pod inwestycje. Szansą jest nawiązanie kontaktów przez wielkie ,,k’’ z sąsiednimi gminami. Z gminą Kościan kontakty są dość dobre, ale dlaczego ograniczać się tylko do naszego powiatu? Mamy bardzo dużo ludzi bezrobotnych, którym się żyje z dnia na dzień gorzej, a od 1 października zapowiedziano podwyżki opłat za wodę i ścieki. Nie mam pojęcia, jak mieszkańcy temu podołają.
- Czym chciałaby pani ściągnąć inwestorów?
- Nie można powiedzieć, że jesteśmy gminą nieatrakcyjną, tylko, jak już mówiłam, nie mamy terenów pod inwestycje i wspólne decydowanie o przyszłości. Najważniejsza jest praworządność. Tymczasem w naszej gminie radny traktowany jest jak maszynka do głosowania, najlepszy radny to taki, który za dużo nie pyta, przychodzi na sesję, podnosi rękę i zaklepane. Ten, który za dużo pyta, za dużo docieka, jest złym radnym. Jest tępiony.
- Pani jest tępiona? Jak?
- Różnymi sposobami. Można komuś samochód uszkodzić, żeby nie miał czym do pracy jeździć. Można komuś jakieś głupie telefony do domu uskuteczniać. Można próbować zmusić do rezygnacji... Ale ja jestem uparta. Jak przyjmę sobie jakiś cel, to dążę, aby go zrealizować. Jestem odporna psychicznie. Nie daję się zastraszyć głupimi telefonami po nocach, czy anonimami. Są ludzie, którzy muszą się bardzo bać, skoro posuwają się do takich metod.
- Wróćmy do gospodarki. Co z inwestycjami?
- Największą bolączką gminy jest brak gimnazjum z prawdziwego zdarzenia. Dzieci w szkole podstawowej i gimnazjum uczą się w warunkach skandalicznych. Są poupychane jak szprotki. Jak jest przerwa w szkole, to nie ma co tam w ogóle wchodzić. Niezbędne jest nowe gimnazjum. Ale gmina zarżnięta jest pożyczkami. Nie można budować gospodarki gminy na samych kredytach. Jeśli obciążymy się obligacjami, bo przez następne 5-7 lat nie będzie nas stać nawet na budowę chodnika. A nie daj Boże jakiś kataklizm. Sądzę, że trzeba bazować na tym, co mamy. Należałoby przeprowadzić reorganizcję szkół. Moim pomysłem było zrobienie gimnazjum w Gołębinie Starym. Szkoła jest tam bardzo ładna, uczęszcza do niej zaledwie 60. dzieci. Otrzymalibyśmy na tę szkołę większą subwencję bo gimnazjum mieściłoby się na wsi. A dzieci, i tak muszą dojeżdżać do szkoły. .
- A środki z Unii Europejskiej?
- Korzystać ze środków Unii Europejskiej trzeba na takiej zasadzie, że część dokłada Unia, a część gmina. Sytuacja nasza zaś jest taka, że nie będzie nas stać na to, by cokolwiek dołożyć. Nie mamy środków własnych nawet na to, aby dołożyć na budowę drogi w Gorzycach. My tych pieniędzy nie mamy, dlatego droga jest ciągle dziurawa.
- Ma pani jakiś pomysł, ale wszyscy są przeciw, co pani robi?
- Słucham każdej strony. Nie jestem nieomylna. Nie mam monopolu na rację. Trzeba słuchać innych i wyciągać wnioski. Po to są radni, po to są urzędnicy i specjaliści.
- Wyjeżdża pani na bezludną wyspę, i bierze pani prasę lokalną, czy może jakąś książkę..
- Nie wyjeżdżam. To nie wchodzi w grę (śmiech). Za żadne pieniądze nie wyjechałabym na bezludną wyspę. Jestem zbyt aktywna. Co ja bym tam sama robiła?
- Plotki głoszą, że pani życie osobiste - rozwód - dyskwalifikuje panią w walce o fotel burmistrza. Co by pani powiedziała tym, którzy tak twierdzą?
- Jestem po rozwodzie trzy lata, sama prowadzę gospodarstwo domowe, sama zajmuję się wychowaniem dzieci, prowadzę z koleżanką firmę, która dobrze prosperuje i z dnia na dzień przybywa nam pacjentów. To, że ktoś jest po rozwodzie, to nie znaczy, że jest zdyskwalifikowany w życiu społecznym. Sądzę, że ważne jest to, jakim jestem człowiekiem. Ja do mojego życia nie mam zastrzeżeń.
- Gdyby mogła pani jeszcze raz wybierać...
- Zostałabym pielęgniarką, ale gdyby to było niemożliwe, to byłabym oficerem policji. Ale wysoko postawionym. Chciałabym też umieć pływać.
- Pierwszy wiersz?
- Miałam 16 lat i na pewno był to wiersz o uczuciach. Skierowany do kolegi z klasy. A o kolegę było bardzo ciężko. Chodziłam do liceum medycznego i w całej szkole było 4 albo 5 chłopaków na 15 klas.
- Udało się?
- Skończyło się na przyjaźni... (śmiech)