Magazyn koscian.net
2003-05-02 11:47:41O pomoc dla Kubusia
Po raz pierwszy Lilianna Lorenz odważyła się wyjechać za granicę z niepełnosprawnym dzieckiem. Miała spędzić dwa miesiące u przyjaciół we Francji i pomóc choremu synkowi. Ale nikt nie przewiedział, że plany pokrzyżuje nieszczęśliwy wypadek, że PZU nie będzie chciało zapłacić za koszy leczenia za granicą i, że do zapłacenia będzie miała prawie 54 tys. zł. (GK nr 213 z 12.03.2003)
- Tego co się zdarzyło we Francji - ataku epilepsji - nie mógł nikt przewidzieć. Przecież nie mogłam przewidzieć, że zastawka zacznie źle funkcjonować, tym bardziej, że przed wyjazdem Kubuś był dokładanie badany - wyjaśnia Lilianna Lorenz, mama 5-letniego Kubusia.Po pomoc za granicę
Wszystko zaczęło się, kiedy znajomi Lili Lorenz przyjechali z Francji w odwiedziny do Kościana.
- Dowiedzieli się wówczas o separacji córki. Chcieli ją zabrać do siebie, żeby pomóc przyjść do równowagi psychicznej - opowiada babcia Kuby. - Zaproponowali też załatwienie konsultacji okulistycznej w Paryżu, bo operacja oczka w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie się nie powiodła. Udało się i w połowie lutego Lilka mogła pojechać do Francji.
5-letni Jakub Lorenz jest wcześniakiem. Urodził się z wylewem IV stopnia. W konsekwencji nastąpiło pokrwotoczne wodogłowie. Z początku robiono mu nakłucia lędźwiowe, żeby ściągnąć gromadzący się w głowie płyn. Później
wszczepiono mu zastawkę z drenażem, który odprowadza płyn mózgowy do otrzewnej. Chłopiec nie widzi, nie potrafi sam siedzieć, ani jeść. Potrzebuje stałej i troskliwej opieki. W jego wychowaniu pomagają również dziadkowie.
- Po dwutygodniowym pobycie wnuczek dostał silne drgawki, wysoką temperaturę i trzeba było wezwać pogotowie. Wystąpiły problemy z oddychaniem, więc przewieziono Kubusia do szpitala - relacjonuje babcia.
- Mój synek ma epilepsję, jednak nigdy nie miał tak dużego ataku. Pomimo leków jakie otrzymał, atak się utrzymywał, a dziecko zaczęło się ksztusić flegmą, więc wezwaliśmy pogotowie - mówi mama Kuby. - Badania wykazały, że zastawka nie funkcjonuje prawidłowo i potrzebna jest natychmiastowa operacja...
Jakub był przez 10 dni w szpitalu w Lille. Tam właśnie przeprowadzono operację wymiany zastawki. Kiedy nastąpiła poprawa przewieziono go do innej placówki w Lille. Kolejne 4 dni był w szpitalu w Rube. W sumie przeleżał we francuskich szpitalach 14 dni. Matce nie wydano dokumentacji leczenia chłopca, którą otrzyma dopiero po uregulowaniu płatności. A do zapłacenia jest 12.419 euro, czyli 53.400 zł.
- Największe koszty naliczył szpital w Rube. Kubuś był wówczas w dobrym stanie i te spędzone tam dni uważam za niepotrzebne. Nie robili mu tam nic, żadnych badań, nic - zauważa matka.
Ubezpiecz się przed
Przed wyjazdem mama Kubusia wykupiła w kościańskim Inspektoracie PZU międzynarodowe ubezpieczenie kosztów leczenia i następstw nieszczęśliwych wypadków na 58 dni. Polisę podpisała 24 stycznia, płacąc za nią 110 zł. W umowie zawartej z PZU suma gwarancyjna wynosi 20 tys. USD, a ubezpieczenie z tytułu 100-procentowego trwałego uszczerbku na zdrowiu - 7 tys. zł.
- Zaznaczałam, że wyjeżdżam z dzieckiem niepełnoprawnym, ale nikt nawet nie zapytał mnie na co dziecko jest chore, jaki jest stopień niepełnosprawności i w jakich przypadkach ubezpieczenie nie pokryje kosztów leczenia. Uważam, że powinni uprzedzać o tym, mimo że w zielonej książeczce o tym piszą. Ale interpretacja może być różna - informuje Lilianna Lorenz.
Matka była też z dzieckiem u dwóch lekarzy. U lekarza pediatry w Kościanie, i neurologa w Lesznie. Obaj zdecydowali, że dziecko jest zdrowe i nie ma żadnych przeciwwskazań do wyjazdu. Dodatkowo przepisali chłopcu leki odpornościowe.
Wraz z polisą pani Lila otrzymała kartę z numerem telefonu International Claim Center (ICC), z którym należy się skontaktować w razie konieczności hospitalizacji.
- Kiedy Kuba trafił do szpitala kilkakrotnie dzwoniłam do monachijskiego ICC, gdzie usłyszałam, że skontaktują się ze szpitalem w Lille, dowiedzą co się dzieje i pokryją koszty leczenia. Byłam więc spokojna. Dopiero po jakimś czasie okazało się, że mogą zapłacić tylko za dwa dni - relacjonuje Lila Lorenz. - Powiedzieli, że sprawa jest zamknięta, a decyzja o pokryciu całego leczenia zależy tylko i wyłącznie od Warszawy. Ale wiadomo, że w tej sytuacji musiałam wezwać pogotowie! Dziecko było w tragicznym stanie, a nawet mogło dojść do zakażenia mózgu i śmierci...
Pani Lila zadzwoniła też do Warszawy. Rozmówczyni - Irena Fuławska - twierdziła, że o sprawie nic nie wie. Ponownie zadzwoniła więc do Monachium podejrzewając, że urzędnicy chcą się jej pozbyć. Przesłała także wniosek odwoławczy do Warszawy i do Monachium.
- PZU stwierdziło, że jeśli przyczyną jest choroba wrodzona i przewlekła to nie mogą pokryć kosztów leczenia za granicą - mówi zdenerwowana babcia. - A dziecko było w stanie zagrożenia życia! Trzeba było operować!
- Poszliśmy do PZU w Kościanie i nam podano taki przykład: jeśli wyjeżdża ktoś z Polski i ma wrzód żołądka, który mu pęka za granicą, to oni też by nie zapłacili za jego leczenie, bo pacjent był na to chory już w Polsce - dodaje dziadek Kuby.
Krytyczne finanse
Pani Lila nie pracuje, nie dostaje także zasądzonych alimentów na dziecko. Jej sytuacja finansowa jest krytyczna. Dostaje z opieki społecznej 416 zł na dziecko niepełnosprawne i 137-złotowy zasiłek pielęgnacyjny. Mieszka u rodziców, którzy są na rencie.
- W kościańskim PZU powiedziano nam, że mamy się kontaktować z Wielkopolską Regionalną Kasą Chorych w Poznaniu - mówi pan Karol Motała, dziadek Kuby. - Nie mamy pojęcia dlaczego stosują taką spychologię... Przecież to PZU jest ubezpieczycielem i to ono powinno ponieść koszt leczenia.
Znajomi pani Lili napisali pismo do szpitala, być może uda się dojść do porozumienia w sprawie terminu spłaty zadłużenia. Dowiedzieli się też, że można było wykupić czasową kartę pobytu lub tamtejsze ubezpieczenie, które gwarantowałyby darmowe leczenie we Francji.
- Szkoda, że było już za późno... - zamyśla się pani Lila.
Wizyta u okulisty w Paryżu przepadła. Matka z dzieckiem miała zostać we Francji do końca marca, licząc na to, że uda się ustalić następny termin konsultacji. Jednak chłopiec zaczął kaszleć. Matka podjęła więc decyzję o natychmiastowym powrocie do kraju. W sobotę rano wrócili cali i zdrowi do Kościana. Jednak długi pozostały. Pomoc zdeklarował Konsulat Polski we Francji, który włączy się w zbiórkę pieniędzy, jeśli PZU nie pokryje kosztów leczenia. Być może na ugodę pójdzie szpital, rozkładając spłatę na raty.
- Gdybym wiedziała, że tak się stanie to nie wykupywałabym polisy, nie dość że zapłaciłam za nią, to mam do uregulowania olbrzymią kwotę za leczenie dziecka - konkluduje Lila Lorenz. - Chyba nie pójdziemy za kratki...
- Cieszymy się, że wnuk ma nowoczesną zastawkę, to jedyne pocieszenie w tej sytuacji - dodaje smutno babcia.
***
- Sytuacja jest trudna. Z ogólnych warunków ubezpieczenia jest wyłączona epilepsja, ale z racji zagrożenia życia pokryjemy 48 godzin, czyli około 2 tys. euro. Uregulujemy też 1409 euro, czyli pierwszą dobę w drugim szpitalu. Reszta będzie rozpatrzona w drodze szczególnego wyjątku, ja jednak nie jestem kompetentna do podjęcia takiej decyzji. Podejmie ją za tydzień pani dyrektor biura - poinformowała w miniony poniedziałek Irena Fuławska z warszawskiego PZU. - To ubezpieczenie było dobrowolne, a nie zdrowotne. Są w nim wyłączenia odpowiedzialności m.in. atak padaczki.
KARINA JANKOWSKA