Magazyn koscian.net
2003-04-29 15:31:04Śmierć na torach
Z pędzącego pociągu przy stacji w Starych Oborzyskach wypadł czteroletni chłopczyk. Zginął na miejscu. Kto zawinił? Niektóre media werdykt wydały natychmiast, bez sądu....
(GK nr 209 z 12.02.03)
- Dzieci stały na środku korytarza - opowiada matka Roberta. - Poszłam do łazienki za potrzebą. Byłam w ubikacji i nagle słyszę pisk hamulców. Wyszłam i pytam, co się stało, a on (konkubent - przyp. red.): - Dziecko wypadło. Ja: - Które? Bo w tym wszystkim nawet nie zauważyłam. On - Syn.
- Ojciec chłopca zeznał, że widział dopiero ten moment, gdy drzwi się otwierają, a dziecko wypada, Natychmiast pociągnął za ręczny hamulec. Pociągnął też ktoś z pasażerów - relacjonował ,,GK’’ Przemysław Mieloch, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Kościanie.
Pociąg się zatrzymał. Mężczyna wyrzucił z niego rower, wyskoczył na tory i zaczął gonitwę z czasem. Po torach, do leżącego kilkaset metrów dalej dziecka.
- Ojciec chłopca twierdzi, że gdy przyjechał, dziecko jeszcze oddychało. Wziął je na ręce i pobiegł do najbliższego budynku, czyli do stacji. Tam wezwano pogotowie - relacjonuje dalej Mieloch.
Pogotowie otrzymało wezwanie o godzinie 9.32. R-ka była akurat w drodze do Krzywinia pod Chorynią. Natychmiast ją zawrócono. Do Starych Oborzysk zajechała o godzinie 9.45. Dziecko już nie żyło.
Konduktor i kierownik pociągu, z którego wypadł chłopczyk o wypadku dowiedzieli się ponoć dopiero w Poznaniu.
- Mój konkubent pojechał (rowerem - przyp. red.) - opowiada matka chłopca. - Przyszedł ktoś, nie wiem, konduktor, czy kierwonik pociągu. Niby coś wiedział, że jakieś dziecko wypadło. Poszedł obejrzeć pociąg, zajrzał pod koła i powiedzał ,,wszystko w porządku, można jechać dalej’’. Ja chciałam wysiąść, ale wszystkie rzeczy, dziecko, a tam pole. Pociąg ruszył.
Wysiadła dopiero w Czempiniu. Tam zajęła się nią policja.
Ojciec dziecka nie chciał rozmawiać z dziennikarzami. Był w szoku. Matka twierdziła, że dobrze zamknęli drzwi wejściowe do wagonu, ale w Kościanie ktoś wsiadał. Nie zauważyła jednak, by drzwi były źle zamknięte.
- Żadnego rozszczelnienia nie widziałam. Nie czułam żeby skądś wiało - powiedziała. - Nie wiem, w jaki sposób to się stało, że utraciłam synka... Jak to się stało, córka Dorotka zaczęła płakać. Mówi - przyjdzie Robercik? A ja na to - przyjdzie... Dopiero na posterunku policji dowiedziałam się, że nie żyje. Nawet nie wiem, jakie miał obrażenia ciała... Ja wciąż nie wierzę, że on nie żyje. Niby wiem, ale jakoś nie wierzę... Nie wiem, jak będę mogła żyć dalej... - płakała kilka godzin po tragedii matka.
Wagon, z którego wypadło dziecko, został wycofany z eksploatacji. Policja przeprowadziła eksperyment karno-procesowy polegający na zatrzaskiwaniu drzwi z różną siłą.
- Okazało się, że jeśli użyje się zbyt małej siły, drzwi wyglądają na zamknięte, ale wystarczy je pchnąć i się otworzą. Być może więc chłopczyk oparł się o nie, w szparę wcisnął się wiatr i pęd powietrza dokonał reszty. Jest to obecnie najbardziej prawdopodobna wersja zdarzeń - wyjaśnił w poniedziałek Przemysław Mieloch.
Policja zastanawia się nad powołaniem biegłych do zbadania, czy możliwym jest, aby drzwi otworzyły się same podczas jazdy pociągu. Śledztwo trwa. Sekcja zwłok wykazała, że chłopczyk zginął na miejscu. Miał rozległe rany głowy.
- Nie obwiniam ojca, nie. To musiał być wypadek. Jeszcze z nim nie rozmawiałam, ale wiem, że tak musiało być - powiedziała w dniu tragedii matka.
Media skazały rodziców
Już w godzinę po wypadku w portalu ONET pojawiła się informacja:
,,- Chłopiec wypadł z pociągu relacji Poznań-Leszno w miejscowości Oborzyska Stare. Rodzice zauważyli, że nia ma dziecka, wysiadając z pociągu na stacji w Czempiniu. Ciało martwego dziecka znalazła obsługa pociągu, który nadjeżdżał trasą jako następny po tym, z którego wypadł chłopiec. Nie wiemy, w jaki sposób dziecko wypadło z pociągu - poinforował nadkomisarz Jarosław Szemerluk z zespołu prasowego wielkopolskiej policji.
- Obsługa pociągu, która znalazła dziecko, przywiozła je na stację do Czempinia. Tam lekarz pogotowia stwierdził, że dziecko zmarło na miejscu wypadku po wypadnięciu z pociągu - dodał Szemerluk.
Sprawą zajmuje się prokuratura. Policja traktuje to zdarzenie jako nieszczęśliwy wypadek.
- Rodzicom może jednak zostać postawiony zarzut niedopilnowania dziecka. O tym zdecyduje prokuratura - powiedział nadkomisarz Szemerluk.’’
Informacja ta była nieprawdziwa. Do wypadku doszło w pociągu na trasie Leszo-Poznań. Nie było żadnego drugiego pociągu. Pogotowie pojechało do Starych Oborzysk, bo tam wezwał je ojciec chłopca itd., itd. Po tej informacji rozdzwoniły się telefony w Komendzie Powiatowej Policji w Kościanie. Na stację kolejową w Oborzyskach zjechali dziennikarze ogólnopolskich tytułów, radia i telewizji. Każdy z nich podał potem inną informację i wielu z nich winą za tragedię obarczyło rodziców. Bez procesu. Po kilku godzinach przesłuchań pogrążeni w bólu rodzice zostali odwiezieni policyjnym radiowozem do nowego domu. Policji nie stać na opłacenie psychologa, by pomógł poradzić sobie z tragedią.
(Al)
Tragiczna stacja Stare Oborzyska
Ludzie mówią, że nad stacją w Starych Oborzyskach krąży fatum. W 1995 roku, 26 września Marek C. z Oborzysk kierujący dostawczym Mercedesem wjechał tam na przejazd kolejowy przy podniesionych rogatkach. Pędzący pociąg towarowy uderzył w bok samochodu z taką siłą, że wypadli z niego wszyscy jadący nim ludzie. Silnik niczym pocisk przeleciał w powietrzu kilkadziesiąt metrów. Na miejscu zginęli: 14-letni Jakub L. i 13-letni Maciej A. 37-letni kierowca samochodu - zmarł w drodze do szpitala. Dwa lata temu, 11 lipca, pod kołami ekspresu zginęło dwoje ludzi - 41 letnia mieszkanka podczempińskiej Rakówki i 37-letni kościaniak. Siedzieli na krawędzi peronu z nogami spuszczonymi na torowisko. Do wypadku doszło o godzinie 22.00. Oboje mieli ponad 2 promile alkoholu we krwi. Już w niespełna miesiąc później zdarzył się tam kolejny śmiertelny wypadek. Pod kołami pociągu zginął 17-letni mieszkaniec Kurzej Góry. Też siedział z nogami spuszczonymi na torowisko. Jak zeznał potem maszynista, kiwał się. Nie zareagował na sygnały ostrzegawcze.
(Al)
To niemożliwe, by drzwi otworzyły się same
Z Kazimierzem Budynkiewiczem, dyrektorem Wielkopolskiego Zakładu Przewozów Regionalnych PKP w Poznaniu rozmawia Alicja Muenzberg
- Kolej powołała komisję do zbadania przyczyn piątkowego wypadku w Starych Oborzyskach. Co ona stwierdziła?
- Zostały przeprowadzone dokładne oględziny - ekspertyza wagonu. Przeprowadzili ją specjaliści kolejowi przy udziale technika z komisariatu kolejowego policji w Poznaniu. Nie stwierdzili żadnych usterek technicznych drzwi, ani usterek zagrożenia bezpieczeństwa podróżnych. Drzwi się zamykały - otwierały i nie było możliwości, aby drzwi same się otwierały w trakcie jazdy.
- Mnie się dwa razy otworzyły.
- W tym wagonie to dokładnie zbadaliśmy. Mamy ekspertyzy...
- Czy w drzwiach są jakieś blokady?
- W jednostkach, gdzie drzwi zamykane są przez kierownika pociągu, maszynistę, przed ruszeniem pociągu zamykają się automatycznie. Natomiast jeżeli chodzi o ten wagon, to był wagon z przedziałami. Drzwi otwierane były na klamkę i trzeba było klamkę nadusić i pchnąć, i dopiero wówczas takie drzwi się otwierają.
- A jest jakaś blokada...
- Tutaj nie ma. Jest tylko klamka. Zamyka się drzwi na klamkę i jeśli podróżny wychodzi czy wchodzi, musi nadusić na klamkę i pchnąć te drzwi.
- To jak mogło pchnąć je czteroletnie dziecko?
- Nie wiem. Pytanie do kogo... Nie ma takiej możliwości, aby to dziecko te drzwi otworzyło.
- Czy jeśli drzwi były niewłaściwie zamknięte, mogły się otworzyć w czasie jazdy?
- Trudno mi powiedzieć. Mogły być takie przypadki. Podróżni wchodzą i wychodzą, i drzwi mogły zostać niedomknięte. Ale tutaj nic nie potwierdziło tego. Ja nie byłem na tym wypadku i nie mogę jakichś swoich sądów rozpowszechniać.
- Kto odpowiada w pociągu za to, że drzwi są zamknięte?
- Wagony wprowadzone do ruchu, to wagony sprawne pod względem technicznym, mimo że mają po dwadzieścia, piętnaście lat, są to wagony sprawne. Co jakiś okres są różne przeglądy, naprawy, rewizje. To ustala zakład naprawczy... (...) Przed każdym wyjazdem pociąg przegląda rewident taboru, który dokładnie sprawdza drzwi, schody, bezpieczeństwo hamulców. Wszystkie najważniejsze części wagonu. On za to ponosi odpowiedzialność.
- A jeśli ktoś z podróżnych nie zamknie dobrze drzwi?
- Za to jest odpowiedzialny kierownik i konduktor pociągu. Na każdej stacji, jeżeli pociąg się zatrzymuje, sprawdzają czy ludzie wysiedli, czy są pozamykane drzwi i dopiero wtedy jest odjazd pociągu. A jeżeli drzwi są domknięte, ale nie zamknięte... To może tak być, ale to wyjątkowa sytuacja. To niemożliwe żeby takie coś było.
- Możliwe, bo dwukrotnie byłam czegoś takiego świadkiem
- W jakim pociągu?
- Tego samego typu...
- Trudno mi powiedzić, jaki to był przypadek. Może były niedomknięte drzwi...
Dyrektor Budynkiewicz deklarował ,,GK’’, że jeździ pociągami...