Magazyn koscian.net
2009-01-28Blubranie w Kościanie
Kościańskie blokowisko. Młodzież rozmawia „po swojemu”. Swój język ma też starsze pokolenie. Gwary, bo o niej mowa, używają już tylko nieliczni. Do języka rodem z ulicy chętnie wraca Marian Bartkowiak. Gwarą posługuje się i sprawnie, i chętnie. Na swojej stronie internetowej umieścił pięćdziesiąt dwie opowiastki i blisko dwadzieścia wierszy pisanych gwarą. - Boję się, że jak moje pokolenie odejdzie, to gwara zaginie – wyjaśnia kościaniak
Wewnętrzna potrzebaM3 na kościańskim blokowisku. Tu mieszka miłośnik dawnego języka ulicy. Pisać zaczął w 2001 roku. Wówczas zakończył pracę zawodową.
- Szukałem zajęcia. Trochę rzeźbię, maluję. Pisanie najbardziej mi odpowiadało – wspomina Marian Bartkowiak. - To wynika ze zwykłej potrzeby pisania.
Początkowo pisał „do szuflady”. Później syn założył mu stronę internetową. Także syn po raz pierwszy nazwał go Blubraczem. Pseudonim przylgnął na dłużej. Strona internetowa była motywacją do systematycznego tworzenia kolejnych opowieści z lat młodzieńczych. Osobną dziedziną są wiersze. Nie wszystkie są pisane w gwarze. Tych, jak mówi autor, „po polsku” jest znacznie więcej. Inspiracją jest otaczający świat. Czasem też coś zasłyszanego. Tak było z młodzieżowym zwrotem „wrzuć na luz”.
- Regularnie coś wrzucam. Tematy z życia młodzieńczego już się wyczerpały. A wiersze piszę, jak przyjdzie natchnienie – wyjaśnia pan Marian.
Powrót do przeszłości
- Zawsze byłem „wielojęzyczny”. Inaczej rozmawiało się na podwórku, inaczej w szkole, jeszcze inaczej w domu. Nie miałem z tym problemów. Nigdy nie pozwoliłbym sobie na to, żeby w domu zaklnąć – stwierdza Blubracz. - Gwarę trudno było wyplenić. Dzisiaj mówi się „porządnie”. Nikt na co dzień gwarą się nie posługuje.
Podwórko, na którym Marian Bartkowiak mówił gwarą znajdowało się w centrum miasta, przy Alejach Kościuszki. Języka ulicy do domu nie pozwalali wprowadzić jego rodzice: ojciec – z wykształcenia ekonomista i matka – nauczycielka.
- Na podwórku spotykali się i młodsi, i starsi. Z jednego na drugiego to słownictwo przechodziło – wyjaśnia pan Marian.
Koledzy z lat młodości rozeszli się po świecie. Po tym jak pierwsze z opowiadań ukazały się w internecie, sami zaczęli podsuwać pomysły na kolejne. Wszystkie oparte są na faktach. W niektórych zmienione zostały imiona postaci czy miejsca, w których rozgrywa się akcja. To zabieg celowy, żeby przypadkiem kogoś nie urazić. Bohaterowie opowieści i tak nie mają problemów z rozpoznaniem się.
- Zawsze byłem żartowniś. Nawet w trudnych sytuacjach potrafiłem strzelić coś takiego, żeby rozładować atmosferę – nie ukrywa pan Marian. - Nie znam drugiego takiego wariata.
Czytając jego opowiadania można się pośmiać. Trudno zachować powagę czytając jak młodzież radziła sobie pod nieobecność w domu rodziców lub wyprawie na szkolny rajd, podczas którego sprzedano teoretycznie bezpańskiego psa.
- Czasem trudno się to czyta. Jak już napiszę tekst, to często zastanawiam się jakie słowa można by jeszcze zamienić na gwarowe – wyjaśnia Bartkowiak. - To jest gwara ze wszystkimi znamionami gwary poznańskiej. Zawsze konfrontuję słownictwo w słownikach gwarowych.
Korzysta ze słowników Juliusz Kubla, autora ,,Blubrów Starego Marycha”.
- Czasem jak czytałem jego książki, to wydawało mi się, że potrafiłbym to prawdziwiej napisać – stwierdza pan Marian.
Dotarł nawet do rozprawy naukowej, w której autor stwierdzał, że Kubel posługuje się nie gwarą, a językiem literackim ubarwionym gwarowymi zwrotami.
Kronika Kościana
Na stronę internetową Blubracza warto zajrzeć nie tylko żeby poprawić sobie humor. Opowieści to także źródło informacji dla tych, którzy chcą się dowiedzieć czegoś o Kościanie sprzed lat. To nie tylko przygody kilkunastoletnich chłopców, ale także szczegółowy opis różnych części miasta i sąsiedzkich relacji.
„Trzebno wom wiedzieć co 50 lot nazad na rynku kościańskim buły kocie łby i gazowe laterny. Na tym rynku pore razy wew tygodniu łodbywoł się targ. Nie chachmyncili tam ciuchami tak jak teroz, tylko głównie wsiowum jedzom do futrowaniu, którom helkami z podkościańskich wiochów nawlekli bambry i gospodarze. Handlyrzyło się tam na deka, funty, kwaterki, litry, pynczki abo na tytki. Możno tam buło podsłuchać takum gadke: ” Mosz pani syr na gzike? Po wiele? To dej mi pani 30 deka i pół funta angrystu, osołke masła i kwatyrke śmietany. A doś to uczyni?... Nie wiym czy mi bejmów starczy… Gdzie leziesz ty gilejzo ubrechtano… Wsadizułeś giyre wew kiste zez pyrkami… Takie to wystworzało sie targowanie.” - tak zaczyna się jedno z opowiadań Mariana Bartkowiaka.
Z kolejnego zatytułowanego ,,Wesołe Miasteczko” można się dowiedzieć, gdzie znajdował się tzw. świński plac. „Piyrwszy Maja” zawiera nie tylko opis topografii miasta, ale również stosunek kościaniaków do pierwszomajowego pochodu.
„Każdygo roku na Piyrwszygo Maja bez ulice Kościana maszerowoł pochód zez władzum partyjnum na czele i tum wiarum ,co wef robocie nijak ni mogli sie łot tych komszytrasów wymigać. Cołko impreza każdum razum zaszła sie na stadiunie „Łobry”, gdzie wiara zez różniastych kościańskich firmów musiała rychtyk skoro świt przyknaić sie na stadiun , co by sie tyn pochód zdunżuł przed wymarszym uformować. (…) Jak już łod tegu staniu na stadiunie giyry wiarze wchodziuły tam ,skyndy wyrastały, pochód wyruszoł bez ulice Kościana. Najpiyrw ks. Bączkowskiego, bez plac Sojuszu Polsko-Radzieckiygo, bez most, ulicum Dembowskiego, łobecnie Strzeleckom, bez Rynek, dali Bohaterów Stalingradu, łobecnie Wrocławskum, bez most i Alejum Kościuszki do Placu Żołniyrza, gdzie sie wiara rozchodziuła, Kożdyn zgoloł wew swojum strune do chaty co by mieć jakum radoche zez tegu wolnygu dnia”.
Dlaczego krowa jest lepsza od auta można dowiedzieć się z odcinka pod wszystko mówiącym tytułem „Wew Kościanie pindziesiunt lot na zad”: „Przy Kościuszki, choć to buła główno ulica, prowadziuła bez sum środek miasta, mioł swojum paterajde tyż jedyn gospodorz. Nazywali my go bamber, chociaż zez Bambergiem łun nic nie mioł. To buł taki nasz kościański bamber. Mioł un kunie, krowy, kozy, kury, kaczki i połno inkszygo gadu, nawet gołasy. Każdygo dnia rano i na wieczór łod wiosny do jesieni pyndziuł te swoje krówska na pole i zez pola do łobory. Czasym na ty klinkierowy jezdni coś po tym spyndzie zostało to gzuby się chichrały i godały, że jak auto nawali, to stoi, a krowa jak nawali, to idzie dali.”
Blubracz w sieci
Strona internetowa www.blubracz.koscian.net działa od około trzech lat. Miesięcznie odwiedza ją około 800 – 1000 osób. Większość wejść nie jest przypadkowa. Trafiają na nią osoby zainteresowane tematyką. Inernauci albo już ją znają, albo szukają czegoś związanego z gwarą. Często wpisują frazy pisane w gwarze lub hasła ,,gwara poznańska” czy ,,gwara kościańska”. Blisko 130 osób chce, aby autor tekstów powiadamiał ich o nowościach, które zamieszcza.
- Jedna z pań, z którą nawiązałem kontakt chce, żeby wręcz pisać do niej w gwarze. Jest Polką. Od lat mieszka w Niemczech – stwierdza pan Marian.
Kościański Blubracz chce poszerzyć grono odbiorców swojej twórczości. Ponad sto stron liczyć ma książka, którą chce wydać. Jej roboczy tytuł to: ,,Kiedyś tutej czyli blubry zez Kościana”. Znalazł już wydawnictwo. Całość jest już dopracowana. Pięćdziesiąt dwa opowiadania mają być przeplatane wierszami również pisanymi w gwarze. Na razie autor szuka sponsorów, którzy pomogą sfinansować przedsięwzięcie. Swoim pomysłem zainteresował już władze samorządowe miasta, gminy Kościan i powiatu.
HANNA DANEL
GK 04/2009
Zgłaszasz poniższy komentarz:
podobno można być przeciętnym znawcą kaszubskiego; to i być może w ministerialnych ofertach będą miejsca dla chętnych wykazania się biegłością "blubracza"