Historia
12 marca 2022Była taka szkoła…
Dekadę temu Sejmik Województwa Wielkopolskiego podjął uchwałę o likwidacji Medycznego Studium Zawodowego Kościanie. Powodem był malejący nabór słuchaczy i przestarzała baza szkoły. Przez pięćdziesiąt dziewięć lat kościański ,,Medyk’’ posłał w świat nieco ponad 2600 absolwentów gotowych pomagać innym – czyli czynić dobro
Decyzja
Dziesięć lat temu, jako jedni z pierwszych, ogłosiliśmy tę wieść: 16 stycznia Komisja Edukacji i Nauki Sejmiku Województwa Wielkopolskiego zaaprobowała projekt uchwały w sprawie likwidacji Medycznego Studium Zawodowego Kościanie. Dyrekcja szkoły dowiedziała się o pomyśle sześć dni wcześniej. Komunikat Sejmiku był krótki: „Radni zaaprobowali projekt uchwały w sprawie likwidacji Medycznego Studium Zawodowego Kościanie. Wniosek zarządu województwa uzasadniono malejącym naborem słuchaczy i przestarzałą bazą szkoły. Słuchacze dwóch specjalności będą mogli kontynuować naukę w innych marszałkowskich placówkach o podobnym profilu kształcenia, m.in. w Rawiczu i Poznaniu."
O zamiarze likwidacji szkoły dyrektora poinformowano dopiero po przygotowaniu projektu stosownej uchwały. Gdyby nie nasza gazeta nie wiedzieli by o nim także słuchacze studium.
- To prawda, że zostało nas niewielu, ale nie można działać w taki sposób. Ogłoszono przecież nabór na dwuletnią szkołę, przyjęto nas i po pierwszym semestrze dowiadujemy się, że będziemy musieli ją skończyć w innym mieście. To nie jest w porządku! - przekonywała na naszych łamach jedna ze słuchaczek.
Problem dotyczył słuchaczy dwuletniego dziennego kierunku nauczania: technik masażysta. Przyjęto blisko trzydziestu chętnych. Pierwszy semestr skończyło zaledwie dwunastu. To dla nich szkoła miałaby działać jeszcze jeden rok. Szukając pomocy słuchacze odwiedzili redakcję „Gazety Kościańskiej”, burmistrza, kuratora oświaty, starostę i radnych sejmiku. Prośby słuchaczy i kadry pozostały bez echa. 31 stycznia 2012 roku Sejmik Województwa Wielkopolskiego podjął uchwałę o zamiarze likwidacji studium.
Odliczanie
- Od dziś zaczynamy odliczanie, za pięćdziesiąt dni szkoły już nie będzie – tymi słowami przywitała naszą dziennikarkę w lutym 2012 roku dyrektor Medycznego Studium Zawodowego Kościanie Ewa Piotrowska.
Tak wówczas opisaliśmy szkołę: „Wejście tylko z Placu Paderewskiego. Wygląda, jak wejście na stróżówkę – małe, niepozorne drzwi w długiej ścianie okalającego szpital muru. Korytarzyk, skręt w lewo i znów wąskie drzwi, a za nimi... ogród. Piękne stare drzewa, alejki, ławki, trawa i... cisza. Tu zdaje się, że miasta nie ma. Tu są tylko ptaki. Chodnik prowadzi do drugiego budynku. Tam drewniane schody w ciemnym brązie olejnej farby, podłogowe linoleum korytarzy i pobłyski olejnej na drzwiach i ścianach. Czysto, schludnie, skromnie.
Szkoła zajmuje dolne kondygnacje, a internat dwie najwyższe. Choć dyrektor energicznie podkreśla, że to było niedopuszczalne, wychowankowie opowiadają, że zdarzało im się na zajęcia wbiegać w bamboszach.
Na przerwach w internacie zbierano się na herbatę i z parującymi kubkami schodzono na zajęcia. Tu nigdy nie było dzwonka (stąd mnogość zegarów w salach i na korytarzach), ani specyficznego w innych szkołach rumoru i gwaru. Kilka lat działał w szkole radiowęzeł, i wtedy w czasie przerw słychać było wszędzie muzykę. Potem było znów cicho...
- Może to specyfika budynku... - zastanawiała się dyrektor Piotrowska. - Kiedyś tu był klasztor. Myślę jednak, że to dlatego, że tu zawsze była wyjątkowa młodzież. Dojrzalsza, wrażliwsza i bardzo odpowiedzialna. Tu przychodziły dzieci, które chciały poświecić się pracy dla innych, mimo, że przecież choroba i starość brzydkie bywają, i brzydko pachną... Tu zawsze była młodzież z misją...
Korytarze, schody, sale puste. Tylko co jakiś czas przemyka koś taszcząc teczki...
Z izolatki do klasy
„Medyk” to było wyjątkowe miejsce nie tylko ze względu na urodę. W budynku, w którym przez ponad pół wieku uczono jak pomagać cierpiącym, dr Oskar Bielawski jesienią 1929 roku dokonał spektakularnego otwarcia izolatek. Dziś trudno w to uwierzyć, ale w szpitalu jaki zastał obejmując stanowisko, pacjenci uważani za agresywnych miesiącami, a czasem i latami żyli nago, na słomie i słomą się okrywając. Jedyny kontakt z innym człowiekiem mieli, gdy przez mały otwór wsuwano im miskę z jedzeniem i raz dziennie z ziemi zbierano łopatą na długim kiju ekskrementy. Bielawski przeniósł ich do pokoi z łóżkami, pościelą i firankami, a pracowników szpitala, którzy do tej pory pilnowali pacjentów, zaczął uczyć – jak im pomagać. Tak zaczęła się długa droga zmian, które kościański szpital uczyniły jednym z najnowocześniejszych w Europie. Do czasów niemieckiej okupacji i tuż po niej w budynku gdzie były izolatki mieścił się oddział im. Bechterewa. I ten budynek właśnie dyrektor przeznaczył na szkołę. We wrześniu 1953 roku zaczęła tam działać jedna z pierwszych w Polsce szkół pielęgniarstwa psychiatrycznego. Uczono tam nie tylko jak pomagać stosując medykamenty, ale też szacunku dla chorych.
Uczennice zjeżdżały się z najodleglejszych zakątków Polski, a absolwentki cieszyły się wzięciem w szpitalach w całym kraju. Wykładowcami początkowo w głównej mierze byli lekarze szpitala z doktorem Bielawskim włącznie, a pierwszym dyrektorem – Elżbieta Bielawska. Potem szkoła dopracowała się własnej kadry nauczycielskiej. W pierwszych latach przyjmowano tu absolwentki szkół podstawowych, potem ogólnokształcących, a od 1966 roku kandydatki musiały mieć zdaną maturę. Pierwsze absolwentki opuściły szkołę w 1955 roku – było to 25 osób w 1956 było już 27, w 1957 – 44 itd. Pierwszym mężczyzną kończącym kościański medyk był (w 1970 r.) Stanisław Stróżyński. W kolejnych latach bywali tam chłopcy, ale 99% absolwentów w ponad pół wiecznej historii szkoły to przedstawicielki płci pięknej.
Od 1973 roku studium oferuje obok kierunku pielęgniarstwa psychiatrycznego także kierunek pielęgniarstwa ogólnego. A dziesięć lat później, decyzją kuratorium oświaty, szkoła zamienia się w Zespół Szkół Medycznych z nowością - Liceum Medycznym. To chyba pierwszy gwóźdź do trumny, bo już za kolejną dekadę ustawowo wyprowadzono kształcenie pielęgniarek ze szkół średnich do wyższych.
Zaczęło się gorączkowe poszukiwanie nowych celów. Stało się nim na początek kształcenie terapeutów zajęciowych. Zjeżdżali się do niego młodzi ludzie i z bardzo odległych miejsc. W 1998 roku – otwarto wydział dietetyki, a dwa lata później ,,produkowano’’ tu już: techników masażystów, terapeutów zajęciowych, opiekunów w domu pomocy społecznej, opiekunki środowiskowe i asystentów osoby niepełnosprawnej. Próbowano jeszcze uruchomić kształcenie opiekunek dziecięcych, ale chętnych nie było... W 2004 roku w związku z tym, że większość uczniów stanowią mieszkańcy z okolic Kościana przestaje działać założona w 1957 roku szkolna kuchnia i stołówka.
Ostatnimi absolwentami szkoły było 25. opiekunów medycznych i 15. masażystów. Ośmioro przyszłych masażystów musiało dokończyć naukę w Poznaniu. Walczyli o szansę na dokończenie nauki w Kościanie, ale przegrali. Rachunek ekonomiczny był nieubłagany – dla ośmiorga uczniów nie warto utrzymywać szkoły.
Koniec
Z końcem czerwca 2012 roku wraz ze szkołą zamknięto internat. To on, zdaje się, nazywany był w mieście Meksykiem. Dlaczego? Nie wiadomo. Jedno jest pewne, szkoła z internatem dla dziewcząt rozbudzała wyobraźnię całych pokoleń młodych kościaniaków.
- Rezerwuar pięknych, wrażliwych, wolnych dziewcząt w samym centrum miasta, i to takich, które są daleko od domu. Nic, tylko brać! I wiele z nich wzięto. Potem były wesela i panny wychowane gdzieś na lubelszczyźnie czy w jeszcze odleglejszym zakątku kraju są dziś kościaniankami – uśmiecha się jeden z tych, co brali.
W szkolnym ogrodzie na kocach wiosną i wczesną jesienią wykładano teorię, przyszłe pielęgniarki prężyły się w skokach i biegach na zajęciach wychowania fizycznego, a popołudniami czytywały książki, grywały w piłkę i... opalały się.
- Tego ogrodu to chyba będzie mi najbardziej brakowało... - wzdychała Hanna Doga, jedna z ostatnich uczennic Studium.
W piątek, 29 czerwca 2012 roku, ośmioro ostatnich uczniów i dziewięcioro ostatnich nauczycieli na pożegnanie zasiadło do stołu w auli i...
- To było spotkanie towarzyskie i niestety krótkie. Jesteśmy bardzo zabiegani. Tyle jeszcze pracy... Było miło. Już nie tragizujemy. Uczniowie po buncie zaczynają myśleć o tym co zyskają na zmianie szkoły. Ta w Poznaniu jest nowocześniejsza i lepiej wyposażona. A my? Na razie mamy dużo pracy, ale nastroje są... jak widać - wzdychała smutno ostatnia dyrektor „medyka”. Przyjechała do tej szkoły zaraz po skończeniu studiów. Oddała ,,medykowi’’ 22 lata. Dyrektorem była od 1993 roku. Jej ostatnim zadaniem było zarchiwizowanie pięćdziesięciu dziewięciu lat pracy szkoły. Setki tomów papierów, które trzeba było posegregować i opisać. Prace dyplomowe uczniów, egzaminy wstępne i dane osobowe uczniów - trafiły do leszczyńskiego oddziału Archiwum Państwowego w Poznaniu, część dotycząca samych uczniów do Kuratorium, a wszystko co dotyczyło ostatnich pracowników do poznańskiej szkoły przy ulicy Szamarzewskiego. Przydatne jeszcze pomoce naukowe trafiły do szkół w Rawiczu i Poznaniu. Resztę zutylizowano.
ALICJA MUENZBERG-CZUBAŁA / PAWEŁ SAŁACKI
Gazeta Kościańska, luty 2022
Zdjęcie prawdopodobnie z przełomu lat 60/70 XX wieku. Fot. Czesław Ludowicz
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Bardzo ciekawy tekst.