Magazyn koscian.net
02 października 2013Dla chcącego, nic trudnego
Dwa lata pozbawienia wolności grozi 60-letniej kobiecie, która znęcała się nad pięcioma szczeniakami. Policja powiadomiła o tym przypadku kościański Oddział Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. O podejściu ludzi do braci mniejszych z szefową organizacji Elżbietą Drozdą rozmawia Hanna Danel
- W upalny sierpniowy dzień 60-letnia kobieta w plastikowej torbie porzuciła pięć szczeniąt. Gdyby nie interwencja policji psy czekałaby śmierć w męczarniach. Jak często Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami ma do czynienia z takimi przypadkami?
- W tym roku był to pierwszy taki przypadek. Jeden ze szczeniaków nie przeżył. Pozostałe zdradzały objawy niedożywienia. Nie były karmione od dłuższego czasu. Trafiły do lecznicy w Śremie. Właścicielce odebrano także matkę szczeniąt. W ubiegłym roku dwa razy mieliśmy przypadki porzucania szczeniąt. Na ulicy Łąkowej ktoś zostawił psy w kartonie. Zostały przewiezione do schroniska dla bezdomnych zwierząt pod Śremem. Szczenięta pozostawiono także przy farze w Kościanie. Udało się znaleźć dla nich domy. W tym roku większym problemem było porzucanie dorosłych psów.
- Właścicielka szczeniaków odpowie za znęcania się nad zwierzętami. Swoje zachowanie tłumaczyła brakiem pieniędzy. Czy właściciele zwierząt, którzy mają problemy finansowe mogą zwrócić się do państwa o pomoc?
- Dysponujemy małymi środkami, ale staramy się pomagać w miarę naszych możliwości. Znaliśmy tą panią. Proponowaliśmy pomoc w znalezieniu domu dla szczeniaków i sfinansowanie sterylizacji suczki. Zgłaszają się do nas osoby mówiąc, że nie mają pieniędzy i proszą o jakąś karmę dla psa. Mieliśmy pana, któremu przez dłuższy czas zapewnialiśmy pokarm dla psów. Pomagaliśmy do czasu, aż finansowo nie stanął na nogi. W wielu przypadkach nasza pomoc nie polegała na przekazaniu karmy, a na zakupie budy dla psa, bo właścicieli nie było na to stać. Finansujemy także obowiązkowe szczepienia, sterylizację i pokrywamy koszty leczenia.
Ludzka wyobraźnia nie zna granic. Problemy finansowe to nie powód, żeby wywozić psy do lasu. Można zadać sobie trochę trudu i spróbować znaleźć dla czworonoga nowy dom. Można dać ogłoszenie, można zgłosić się do jakiejś organizacji. Dla chcącego nic trudnego.
- O porzuceniu szczeniaków ktoś zawiadomił policję. W ubiegłym roku funkcjonariuszom zgłoszono sprawę psa, który uległ poparzeniu kwasem. Czy oznacza to, że podejście ludzi do zwierząt zaczyna się zmieniać? Jesteśmy bardziej wrażliwi na los braci mniejszych?
- Tak. Świadomość, że zwierzę to nie rzecz jest coraz większa. Tę zmianę najłatwiej zauważyć na wsiach. Kiedyś na wsiach praktycznie w każdym gospodarstwie pies był na łańcuchu. Teraz są wsie, gdzie są to pojedyncze przypadki. Gdy przeprowadzaliśmy kontrolę w Szczodrowie, ku naszemu zaskoczeniu, na łańcuchach były dwa – trzy psy. Podobnie wyglądała sytuacja w Starych Oborzyskach. Oczywiście nie wszędzie tak jest. Nie zawsze dobrze trafiają psy zabierane ze schroniska. Nowi właściciel zobowiązują się, że nie będą one trzymane na łańcuchu. Rzeczywistość wygląda różnie. Nie mamy obowiązku sprawdzać warunków, jakie mają psy zabierane ze schronisk, ale robimy to. Zdarzyło się, że podczas kontroli na piętnaście psów tylko jeden był w domu. Dwa były na łańcuchach. Jedna suczka zimą była trzymana na metrowym łańcuchy przy nieocieplonej budzie. Od razu została zabrana.
- Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami nie zajmuje się tylko psami. Sporo uwagi poświęcają państwo kotom.
- W samym Kościanie kotów jest bardzo dużo. Opieka nad nimi nie jest prosta. Dziko żyjący kot nie da się złapać. Staramy się je sterylizować i szukać dla nich domów. W tym roku z pieniędzy, które otrzymaliśmy od miasta sterylizacji poddaliśmy piętnaście kotów. Dla ponad dwudziestu udało nam się znaleźć domy. Plagą są choroby. Co udało nam się wyleczyć jakiegoś kota, pojawiał się następny. Są osoby, które dokarmiają koty. W miarę możliwości kupujemy dla nich karmę.
- Ile interwencji rocznie przeprowadzają członkowie kościańskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami?
- Ponad dwieście. Najczęściej interwencja nie kończy się na jednej wizycie. Łatwiej jest, gdy właściciel jest do nas przyjaźnie nastawiony. Pyta co jest źle, a przy następnej wizycie wszystko jest w porządku. Są takie sytuacje, gdy właściciel obiecuje poprawę, ale nic w tym kierunku nie robi. Mieliśmy taką interwencję w Śmiglu. Rodzina była bardzo biedna. Wszystko przemawiało za tym, żeby zabrać im psy. Zdecydowaliśmy się tego nie robić i pomóc. Okazało się, że właściciele nie mają nic. Zawieźliśmy budę i karmę. Można nie mieć pieniędzy, ale łańcuch zamiast obroży, czy brak wody to już jest brak dobrej woli. Jeden z mieszkańców miejscowości pod Kościanem nie mógł zrozumieć, dlaczego jego pies nie może spać w plastikowej beczce. Gdy przywieźliśmy mu budę stwierdził, że jej nie chce. Daliśmy mu jeszcze trochę czasu na poprawę sytuacji czworonoga.
- Czy mają państwo zgłoszenia dotyczące zwierząt gospodarskich?
- Tak, ale jest ich znaczenie mniej niż tych dotyczących psów i kotów. Zwierzęta gospodarskie podlegają powiatowemu lekarzowi weterynarii. Jeździliśmy na przykład do koni w Wonieściu. Sytuacja była trudna. Dużo nie brakowało, żeby zwierzęta odebrać właścicielowi. Zakupiliśmy paszę i opłaciliśmy wizyty weterynaryjne. Konie zostały, ale ich właściciela mamy na oku. Sporo naszych interwencji dotyczyło ptaków. Na szczęście w Poznaniu jest ośrodek rehabilitacyjny. Ptaki musimy tylko dowieźć na własny koszt. Na miejscu mają opiekę weterynaryjną.
- Czy zdarzają się interwencje od osób przewrażliwionych?
- Byliśmy już wiele razy na takich interwencjach. Sytuacja opisywana była w taki sposób, że jeszcze w tym samym dniu jechaliśmy na miejsce obawiając się, co zastaniemy. W Czempiniu byliśmy na takiej interwencji. Owczarek niemiecki miał być trzymany w bardzo złych warunkach. Okazało się, że miał piękny, czysty kojec, karmę, wodę, czyste miski. Pies wyglądał na zadbanego. Nie złościmy się na osobę zgłaszającą. Cieszymy się, że nic złego się nie dzieje. Niestety, takie nieuzasadnione zgłoszenie często są związane z sąsiedzkimi konfliktami.
- Państwa działalność opiera się głównie na pracy społecznej.
- Ktoś przychodzi, ktoś odchodzi, ale zawsze są osoby chętne do działania. Jest to kilkuosobowa grupa, choć członków mamy zdecydowanie więcej. Nie wszyscy dysponują na co dzień czasem. Nie pobieramy żadnego wynagrodzenie. Nie mamy nikogo na etacie. Na szczęście mamy ludzi dobrej woli, którzy chcą nam pomagać. Niestety, wszystko rozbija się o „kasę”.
39/2013
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Nie ma pieniedzy ladne tlumaczenie a na denaturat ma...