Magazyn koscian.net
07 września 2022Jak to przerwać?

Nazwiska w tej historii nie padną, choć jedno wymieniane było przez wszystkich, z którymi rozmawialiśmy o kotach, które zniknęły, do których strzelano, i którym przetrącono łapy.
Na niewielkim obszarze Kościana, pomiędzy kanałem Obry i ulicami: Moniuszki, Świętego Ducha i Marcinkowskiego, zaginęło w tym roku co najmniej sześć domowych kotów. Tylu doliczyła się w połowie roku pani, której na potrzeby tego tekstu nadamy imię Joanna.
- Gdy zaczęłam pytać sąsiadów z sąsiednich ulic, czy nie widzieli mojego kota, pięcioro poinformowało mnie, że im też zginęły koty. Zaczęły znikać wiosną. Mojego po raz ostatni widziałam 5 czerwca. Był szósty na liście zaginionych kotów. Ponieważ podejrzewam, że nie jest to seria odosobnionych przypadków postanowiłam powiadomić policję.
Swoje podejrzenia pani Joanna wywiodła z wydarzeń sprzed sześciu lat, kiedy ktoś postrzelił z wiatrówki trzy z jej licznych kotów, a jednemu uszkodził łapę uderzając zwierzę jakimś tępym narzędziem.
- Lewa łapa była całkiem bezwładna. Lekarz weterynarii zrobił kotu zdjęcie rentgenowskie, na którym widać, że nosił przy sercu śrut. Zgłosiłam sprawę na policję. Funkcjonariusz, który rozpytywał sąsiadów usłyszał od nich, że wiedzą kto strzela, ale oficjalnie tego nie powiedzą. Boją się ewentualnej zemsty. Okazało się, że samo zainteresowanie się policji sprawą pomogło. Przez kilka kolejnych lat nic złego się nie działo.
W kwietniu tego roku koty zaczęły znikać. O związek ze sprawą część sąsiadów podejrzewa osobę, którą przed laty wskazywano jako strzelającą do zwierząt. Jak ustalono, zamontowała ona na swojej posesji pułapkę na kuny. Niektórzy sądzą, że złapały się w nią także zaginione koty.
- Ponownie zgłosiłam sprawę na policję. Dzielnicowy rozpytywał osoby, którym zginęły koty i od czterech usłyszał to samo, co ode mnie: wiemy kto stoi za zniknięciem zwierząt – mówi pani Joanna.
- Kobieta, która zgłosiła zaginięcie kota wskazała domniemanego sprawcę – informuje Jarosław Lemański, oficer prasowy kościańskiej policji. - Kilkoro rozpytywanych w tej sprawie mieszkańców wskazało tę samą osobę. Dzielnicowy udał się do niej i przeprowadził rozmowę. Wskazany potwierdził, że ma pułapkę na kuny, i tylko raz wpadł do niej kot, ale został wypuszczony. Ponadto oświadczył, że nie ma niczego wspólnego ze znikaniem kotów.
Pani Joanna ma nadzieję, że zainteresowanie się sprawą przez policję wyciszy, tak jak przed laty, osobę którą podejrzewa o strzelanie do zwierząt, ich wyłapywanie i wywożenie w nieznane miejsce.
- Choć kilka osób wskazuje na jednego, potencjalnego sprawcę, to oficjalnie, do protokołu tylko ja odważyłam się podać nazwisko tej osoby. Reszta ma obawy. Boją się ewentualnej zemsty. W sumie trudno się dziwić. Przecież ktoś, kto strzela do zwierząt w ogrodach i w pobliżu placu zabaw przedszkola może być zdolny do wszystkiego – mówi pani Joanna. – Tylko, jak to przerwać bez oficjalnych zgłoszeń na policję? (s)
Do tego kota pani Joanny ktoś strzelał z wiatrówki
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Ktos kto kupuje wiatrówkę, to nie po to, żeby sobie leżała w domu, tylko żeby strzelać do ptaków, kotów...