Magazyn koscian.net
02 sierpnia 2011Kredytowi naciągacze...
Historia kościanianki naciągniętej przez nieuczciwe biuro kredytowe może być przestrogą dla innych. Emerytka straciła wszystkie oszczędności i zadłużyła się u rodziny i znajomych
Na rynku działa wiele biur kredytowych. Nie wszystkie uczciwie i etycznie. Jedną z nich jest firma, której siedziba mieści się w Lesznie. Na jej temat fora internetowe aż huczą. Byli klienci zarzucają oszustwa i wyłudzanie pieniędzy. Wielu twierdzi, że zamiast obiecanej pożyczki popadło w długi.
Ofiarą biura stała się także pani Zofia, która jakiś czas temu znalazła się w trudnej sytuacji materialnej. Kobieta poręczyła przyjaciółce pożyczkę. Ta, jak tylko otrzymała pieniądze, wzięła nogi za pas pozostawiając ciężar spłaty długu na barkach emerytki.
- W pewnym momencie przestałam radzić sobie ze spłatą pożyczki. Pomyślałam, że mógłby mnie uratować kredyt konsolidacyjny. Dzięki temu mogłabym połączyć obie raty i spłacać jedną mniejszą. Pewnego dnia otrzymałam ulotkę informacyjną o biurze kredytowym. Jak wynikało z opisu niepotrzebna była zdolność kredytowa. Zadzwoniłam, podałam kilka informacji i zostałam zaproszona do biura – mówi pani Zofia.
Następnego dnia kobieta udała się do leszczyńskiego biura kredytowego, gdzie przedstawiła swoją sytuację.
- Wytłumaczyłam, że nie posiadam zdolności kredytowej, ani nikogo, kto mógłby mi poręczyć pożyczkę. Pracownica biura zapewniła mnie, że istnieje możliwość zabezpieczenia kredytu wekslem in blanco, który nic nie kosztuje – mówi kościanianka.
Dlaczego nie poszła do banku?
- W banku nikt nie udzieliłby mi kredytu – wyjaśnia pani Zofia.
Zanim podpisała umowę o pożyczkę w wysokości 40 tys. zł wpłaciła na konto biura 1500 zł za przygotowanie wniosku oraz 1500 zł za wynagrodzenie dla pracownika.
Potem zaczęły się schody
- Po tym jak dokonałam wszystkich wpłat pracownica biura kredytowego poleciła mi zadzwonić do warszawskiej firmy i dopytać, kiedy przeleją pieniądze. Już wtedy wyczułam, że coś jest nie tak, ale pomyślałam, że może takie są procedury – wspomina.
Kiedy kobieta zadzwoniła pod wskazany numer dowiedziała się, że udzielenie kredytu będzie możliwe tylko po wprowadzeniu dodatkowego zabezpieczenia pieniędzy. Takiej możliwości pani Zofia nie miała. 3 tys. zł na pokrycie niezbędnych opłat pożyczyła od rodziny i znajomych. Wtedy postanowiła wycofać się – zgodnie z umową w ciągu 10 dni miała możliwość odstąpienia od podpisania umowy.
- Niestety, pani, która wcześniej gorliwie zapewniała, że nie będzie żadnych problemów nagle poinformowała mnie, że trzy tysiące złotych, które wpłaciłam nie zostaną mi zwrócone dopóki nie otrzymają takiego polecenia z Warszawy.
Kobieta od stycznia próbuje odzyskać pieniądze. Korespondencja zarówno z biurem w Lesznie jak i Warszawie nie przyniosła żadnych efektów. Nie radząc sobie w trudnej sytuacji emerytka zwróciła się o pomoc do kościańskiego Rzecznika Praw Konsumenta. Sprawa ostatecznie trafiła do prokuratury. Ta jednak umorzyła postępowanie.
- Zarówno w Kościanie jak i w Lesznie jest wiele osób, które twierdzą, że zostały oszukane – mówi Ewa Szymczak, Powiatowy Rzecznik Konsumentów w Kościanie.
Potwierdza to Andrzej z Leszna.
- Powiedzieli mi, że pożyczka zostanie przyznana. Jednak ze względu na wpisy w Biurze Informacji Kredytowej nie mogą zastosować normalnej procedury i jako zabezpieczenie kazali mi wpłacić 4 tys. zł na wypadek, gdybym spóźniał się ze spłatami. Z tych pieniędzy miały być pokrywane należne raty, tak aby nie dokonywać nowych wpisów w BIK. Wszystko wyglądało bardzo rzeczowo i fachowo. Problemy pojawiły się, gdy zacząłem wydzwaniać do Warszawy z pytaniem kiedy dokonają przelewu. Wtedy okazało się, że muszę dodatkowo zabezpieczyć kredyt w wysokości 250 proc. wartości pożyczki – wspomina Leszczynianin.
Z relacji osób, które starały się w leszczyńskim biurze kredytowym o pożyczki wynika, że firma po dokonaniu wpłat stara się klientów zniechęcić. Robi to prawdopodobnie po to, by zachować dla siebie wpłacone pieniądze. Trzeba przyznać, że w umowie istnieje zapis, że wpłaconych pieniędzy po rezygnacji z umowy biuro nie zwraca. Jak się okazuje mało kto czyta umowę.
- Nie zauważyłam tego zapisu w umowie, a kobieta, która mnie obsługiwała nic mi o tym nie powiedziała. Bardzo jej zaufałam. Uwierzyłam zapewnieniom ponieważ była bardzo miła. Największe pretensje mam właśnie do niej – nie ukrywa swojego żalu pani Zofia.
Szkopuł tkwi w tym, że zabezpieczenie firma akceptuje dopiero po podpisaniu umowy. Jest ono uznaniowe i dlatego może wymyślać kolejne przeszkody. Klienci po dłuższej bitwie zazwyczaj rezygnują z kredytu i wtedy na koncie firmy pozostają wpłacone przez klienta pieniądze.
W ten sam sposób ponad 5 tys. straciła pani Lidia z Leszna. Z kolei pan Tomek swój budżet uszczuplił o ponad 4 tys. zł. Osoby, które czują się pokrzywdzone przez leszczyńskie biuro łączą się na forach dyskusyjnych i wymieniają informacjami. Wielu deklaruje zbiorowe pozwy.
Przed nieuczciwymi firmami przestrzega również rzecznik konsumentów.
- Chciałabym wszystkich przestrzec, by uważnie czytać wszelkie umowy, które podpisujemy. Najlepiej zabrać je domu i na spokojnie przeanalizować. Jeśli mamy jakieś wątpliwości najlepiej poradzić się specjalisty – radzi Ewa Szymczak.
Żądanie wpłaty gotówki przed udzieleniem pożyczki dla każdego powinno być sygnałem ostrzegawczym.
- Dziś widzę jaki to absurd, że osoba, która potrzebuje pieniędzy musi wpłacać je firmie, która rzekomo chce jej pomóc. Żałuję, że wcześniej byłam tak naiwna. Mam nadzieję, że będzie to przestroga dla innych - mówi pani Zofia. (kat)
GK 30/2011