Magazyn koscian.net
14 grudnia 2010Mecenas zrzucił togę (4)
Zbliżamy się do końca historii niespełna czteroletniej adwokackiej kariery byłego kościańskiego mecenasa oskarżonego o wyłudzanie honorariów od klientów. Jesienią 2007 roku Hipolit S. już wiedział, że jego wniosek do Ministra Sprawiedliwości o powołaniu na stanowisko notariusza został zaakceptowany. Jednak nie poinformował o tym osób, które szukały pomocy adwokata…
Pod koniec sierpnia 2007 roku jeden z kościańskich policjantów zauważył za kierownicą jadącego samochodu niejakiego Zdzisława W. Spostrzeżenie to zaskoczyło funkcjonariusza, który wiedział, że kierującemu odebrano wcześniej prawo jazdy. Gdy kościański Sąd Rejonowy aresztował Zdzisława W., jego konkubina Anna poszła do kancelarii Hipolita S. Porozmawiali, mecenas przyjął 500 złotych za poradę i udał się do sądu, by sprawdzić, w czym problem. Okazało się, że na Zdzisławie W. ciążą poważniejsze zarzuty niż jazda bez prawa jazdy. Adwokat pocieszył jednak czekającą na niego w kancelarii Annę K., że jeżeli zapłaci 10 tysięcy, to on może spowodować uchylenie aresztu. Połowę miała dać z góry, drugą część - po sprawie. Anna naradziła się z matką Zdzisława W. Wspólnie uznały, że warto tyle zapłacić. Dały więc pieniądze, a adwokat obiecał, że spotka się ze Zdzisławem W. w areszcie. Obietnicy nie dotrzymał, ani pierwszej, ani drugiej. Zdzisław W. nadal siedział, a mecenas do niego nie dotarł. W październiku za to zadzwonił do konkubiny domagając się pozostałych 5 tysięcy.
Pieniądze potrzebne od zaraz
Anna K. zdenerwowała się. Wypomniała, że mecenas miał otrzymać drugą ratę po załatwieniu sprawy, czyli po uchyleniu aresztu dla Zdzisława W. Powiedziała potem, że wówczas Hipolit S. oświadczył, że pieniądze potrzebne są teraz. Jeżeli ich nie dostanie, Zdzisław pozostanie w celi.
Anna K. i matka aresztanta pożyczyły pieniądze. Zdzisław W jednak nadal siedział. Gdy w listopadzie kościański sąd rozważał, czy przedłużyć mu czas tymczasowego aresztowania, o terminie stosownego posiedzenia zawiadomił likwidatora kancelarii Hipolita S. Tego samego, który w tym samym miesiącu miał także stawić się na rozprawie wiekowej Anny J., oskarżonej o pomówienie. Hipolit S. obiecał wcześniej starszej pani wygranie sprawy za trzy tysiące złotych. Stanęło na dwóch. Wziął pieniądze bez pokwitowania, ale na rozprawę nie przyszedł. Cztery dni później Okręgowa Rada Adwokacka zrealizowała wniosek Hipolita S., który poprosił o skreślenie z listy adwokatów - z racji zmiany profesji.
19 listopada 2007 roku kościański sąd skazał Annę J. na karę grzywny. Wyrok został utrzymany w mocy. W marcu 2010 roku Hipolit S. poddając się dobrowolnie karze zwrócił Annie J. dwa tysiące złotych, bez odsetek...
Nieoczekiwana zamiana ról
W znacznie gorszej sytuacji znalazł się Zdzisław W. W grudniu 2007 roku kościański Sąd Rejonowy wymierzył mu karę łączną - 4 lata i 9 miesięcy więzienia.
To, jak wiemy, nijak się miało do wcześniejszych obietnic mecenasa. Konkubina Zdzisława W. poczuła się oszukana. Tym bardziej, że gdy przyniosła drugą ratę, adwokat stwierdził, że muszą wyjść z kancelarii. Wsiedli do samochodu i wtedy Hipolit S. przyjął pieniądze. Wówczas nie protestowała, skoro adwokat twierdził, że załatwia sprawę. Kiedy jednak szanse Zdzisława W. na szybkie opuszczenie celi okazały się bliskie zeru, kobieta nie miała oporów, by wyznać prokuratorowi, jak to Hipolit S. inkasował honoraria - nie będąc już adwokatem.
17 marca 2010 roku Hipolit S., poddając się karze, zwrócił matce Zdzisława W. trzy tysiące złotych. Tylko tyle, bo wcześniej likwidator jego kancelarii przekazał konkubinie 7,5 tysiąca. Toczyło się już wówczas postępowanie przeciwko Hipolitowi S.
Dwa lata po skreśleniu z listy adwokatów i uruchomieniu kancelarii notarialnej, były mecenas znalazł się po drugiej stronie sądowej barierki. 17 listopada 2009 roku prokurator przedstawił mu zarzuty. Hipolit S. nie przyznał się. Prokurator zawiesił go jako notariusza i zakazał opuszczania kraju. W marcu 2010 roku, podczas kolejnego przesłuchania. Hipolit S. po zapoznaniu się z wynikami pracy poznańskiej prokuratury (także podsłuchów) uznał, że jedyne, co może zrobić, to dobrowolnie poddać się karze.
Zwrócił pieniądze wszystkim klientom, których dotyczyły prokuratorskie zarzuty, czyli formalnie „naprawił szkodę”.
Ugodził się z prokuraturą, że przyjmie karę 2 lat pozbawienia wolności w zawieszeniu, grzywny (20 tysięcy) oraz dodatkowo 5-letniego zakazu wykonywania zawodu adwokata. W maju 2010 roku Sąd Rejonowy w Śremie ogłosił wyrok zgodny z ugodą, jednak na tym sprawa się nie skończyła. Orzeczenie to zaskarżył jeden z oskarżycieli, Zbigniew Vogt. Ale o tym już w następnym odcinku…
Hanna Bernaczyk
GK 49/2010
Zgłaszasz poniższy komentarz:
To są skutki bezstresowego wychowywania, chorych ambicji rodziców, kompleksów a w efekcie alkoholizmu.