Magazyn koscian.net
10 grudnia 2010Potężna dawka adrenaliny
Na co dzień informatyk. „Po godzinach” miłośnik sportów ekstremalnych. Gdy ma wolną chwilę rusza w teren. Łukasza Hellera z Kościana można spotkać na łąkach w okolicy Racotu. Jego znakiem rozpoznawczym jest unoszący się na wietrze latawiec
Zaczynał od śmigania na snowboardzie i górskich wędrówek. Niedawno dołożył do tego zabawę z latawcem.
- Kitem zainteresowałem się dwa lata temu. Gdzieś to zobaczyłem i zacząłem szukać informacji w serwisach internetowych – wyjaśnia Łukasz Heller. - Ludzie chętnie pomagają. Wystarczy pytać.
W internecie trafił na ludzi, którzy pomogli mu zgłębić tajniki sportu i wybrać odpowiedni sprzęt. Zaczął od małego latawca o powierzchni 3 metrów kw. Pierwsze kroki stawiał z kolegą. Trenowali na łąkach. Uprawianie tego sportu zaczęli od nauki obsługi latawca. To tylko rozbudziło apetyt. Kościaniak latawiec szybko zamieniał na większy. Obecnie posiada taki o powierzchni 10,5 metra kw., który można używać i latem, i zimą. Sport uprawia amatorsko. Nie startuje w zawodach, chociaż uczy się skoków, obrotów, tricków.
Odmian kite jest wiele np. kitesurfing, snowkite, landkiting. Łukasz Heller zdecydował się na snowkite i landkiting.
- To sport ekstremalny. Czasami naprawdę można odlecieć. Wszystko zależy od wiatru – stwierdza kościaniak.
Odlecieć można w sensie dosłownym. Dlatego tak ważne jest opanowanie latawca oraz dostosowanie go do umiejętności i wagi. Niezbędny jest kask i ochraniacze. Przydają się również buty, najlepiej wysokie, które mogą zminimalizować ryzyko skręcenia kostki. Optymalny wiatr do uprawiania kite to od 10 do 15 metrów na sekundę.
- Linki mają dwadzieścia pięć metrów. Latawcem można manewrować, ale przy silnym wietrze potrafi pociągnąć nawet sto metrów, zanim zdąży się coś zrobić. Może unieść nawet pięć metrów w górę – zapewnia Łukasz Heller.
Swoich sił próbował także na wodzie. Zaczynał na małym jeziorze w Pakosławiu. Był również nad morzem.
- Mekką kitesurfingu jest Półwysep Helski. Tam są świetne warunki do nauki. Jest płytko – ocenia miłośnik sportów ekstremalnych. - Najłatwiej jest się nauczyć, jeżeli wcześniej uprawiało się surfing, snowboard czy narciarstwo. „Podpiąć” można wszystko, nawet rolki czy łyżwy.
Najczęściej można go spotkać w okolicy Racotu. To jego ulubione miejsce.
- Coraz więcej ludzi interesuje się tym sportem – ocenia Łukasz Heller. - Na ogólnopolski zlot w Lesznie przyjechało ponad sto osób. Wciągnąłem w to nawet moją rodzinę. Siostra, brat, wujek już próbowali. Można się tego nauczyć. Wystarczą chęci. Trzeba być też sprawnym. Jest w tym sporo siłowania nogami i rękoma. Daje się to później odczuć. Mróz czy nie, trzeba iść.
Sprzęt z roku na rok jest tańszy. Gdy ma się już latawiec wystarczy wiatr i odrobina cierpliwości.
- Zdarza się, że nic z tego nie wychodzi - zdradza kościaniak.
Na szczęście prognozę dla wiatru można sprawdzić w internecie. (h)
Fot. Bogdan Ludowicz
Gazeta Kościanska nr 49/2010
Zgłaszasz poniższy komentarz:
gdy byłem dzieciakiem często puszczaliśmy latawce, mama uszyła mi taki z materiału wg jakiegos rysunku z młodego technika, miał niewielkie pudło i był niebeieski!